Porozmawiajmy o kobietach... w sadze Lucasa

Autor: Aleksandra 'Jade Elenne' Wierzchowska

Porozmawiajmy o kobietach... w sadze Lucasa
Mamy dzisiaj Dzień Kobiet – to dobra okazja, żeby poświęcić nieco uwagi przedstawicielkom płci pięknej w Gwiezdnych wojnach. Nie będę pisać o paniach, które pojawiają się przelotem, wypowiadają jedną czy dwie kwestie i znikają; skupię się na najistotniejszych z punktu widzenia fabuły.

Pierwszą ważną postacią kobiecą, z którą stykamy się w starej trylogii jest Leia Organa. Poznajemy ją w okolicznościach dość niefortunnych, bo w momencie imperialnego ataku na "Tantive IV". Zachowanie podczas abordażu dobrze ukazuje charakterystyczne cechy księżniczki: upór, odwagę i poświęcenie sprawie. Leia ratuje cenne dla Rebeliantów plany i dzielnie broni się przed szturmowcami. Schwytana, nie traci animuszu i wita wielkiego moffa Tarkina niezbyt dyplomatycznymi słowami... W beletryzacji Nowej nadziei znalazła się nawet scena oplucia Vadera przez księżniczkę, ale nie trafiła do filmu. Senator Organy nie są w stanie złamać ani tortury, ani zniszczenie Alderaana, ani wyrok śmierci.

W Rękopisie znalezionym w smoczej jaskini Andrzej Sapkowski podaje typologię kobiet w fantasy (Star Wars to też fantasy, jeno w kosmicznym przebraniu). Wydawać by się mogło, że Leia to typ Dziewicy Zagrożonej: damy, której jedynym zadaniem jest bycie uwolnioną – a potem poślubioną – przez głównego bohatera. Ale Leia nie wpasowuje się w ten schemat. Zamiast rzucać się swoim wybawcom na szyję, księżniczka obdarza ich ciętymi uwagami i to ona zaczyna wydawać polecenia. A choć nie bierze bezpośredniego udziału w Bitwie o Yavin, nie ulega wątpliwości, że jest głównym organem decyzyjnym i kluczową postacią w Sojuszu. Wprawdzie naczelne dowództwo nad wojskiem sprawuje admirał Ackbar, ale widać, że sprawy taktyki nie są obce i siostrze Luke'a. To ona dokonuje odprawy pilotów podczas imperialnego ataku na Hoth. Motyw ten został wyśmiany w filmie Something, Something, Something, Dark Side (parodii Gwiezdnych wojen á la Family Guy), gdzie jeden z pilotów zapytuje, czy rozkazów nie mógłby wydać mężczyzna...

Nowa nadzieja powstała w latach 70-tych, w dobie emancypacji kobiet i swobodnego podejścia do związków. Zauważcie, że to Leia pierwsza wyznaje Hanowi miłość, łamiąc stereotyp kobiety, której nie wypada okazać zainteresowania płcią przeciwną. Sam flirt tych dwojga odbiega zresztą od schematu idealnej miłości: księżniczka i przemytnik traktują się nawzajem dość ironicznie, wręcz złośliwie. Leia jest bardzo dumna i nie podoba się jej się, że ktoś domyśla się jej uczuć. Gdy wszystko staje się jasne, potrafi wiele zrobić dla ukochanego, ryzykuje życiem, by uwolnić go z łap Jabby, ale nie zmienia się bynajmniej w Ciepłą Domową Żonę.

Nieszablonowość tej postaci widać także w jej samodzielności. Przyzwyczajono nas do sytuacji, że kobieta jest ważna, gdy jest czyjąś małżonką albo krewną: panią premierową, panną prezydentówną i tak dalej. O Lei nie da się tego powiedzieć. Jej przybrany ojciec w starej trylogii praktycznie nie istnieje, małżeństwo z Hanem to sprawa Expanded Universe, a o tym, że jej bratem jest Luke, dowiadujemy się w połowie szóstego epizodu. Czy do tego momentu senator Organa nie jest ważna dla widza? Ależ skąd! Po prostu Leię postrzega się przede wszystkim jako przywódczynię ruchu oporu, fakt, że jest siostrą Skywalkera, stoi na drugim miejscu. Jest postacią wyjątkową dzięki swoim zdolnościom, nie zaś więziom rodzinnym i towarzyskim.

Niestety, nie da się powiedzieć tego samego o Padmé. Nie neguję tu talentów ani siły ducha senator z Naboo, ale nie da się ukryć, że traktujemy ją przede wszystkim jako obiekt westchnień Anakina. Tak jest, Amidala pojawia się w trylogii po to, żeby przyszły Darth Vader miał się w kim zakochać.

W pierwszej części wydaje się, że będzie to postać podobna do Lei, niezależna i stawiająca na swoim. Jednak drugi epizod rozwiewa te nadzieje, a w trzeciej części znacznie częściej niż podczas pracy widzimy ją w objęciach Skywalkera. Jeszcze próbuje coś zdziałać, przewodniczy Delegacji Dwóch Tysięcy, ale gdy tylko Anakin okazuje niezadowolenie, Padmé przestaje wspominać o dyktatorskich dążeniach Palpatine'a. Wydaje się, że gdyby ukochany mąż zażądał od niej rzucenia polityki i zajęcia się domem, zgodziłaby się bez szemrania. Leia w takiej sytuacji zapewne rzuciłaby Hana – albo i Hanem... Wiecie, jaka różnica między Padmé a Leią najbardziej rzuciła mi się w oczy?

Leia nie płacze.

Nawet gdy wszystko wydaje się stracone, księżniczka wydaje się być niewzruszona. Tymczasem Amidala w Zemście Sithów ustawicznie wylewa z siebie fontanny łez. I trudno się dziwić, znalazła się wszak w sytuacji bez wyjścia. Szkoda jednak, że dzielna królowa i senator zostaje sprowadzona do roli cichej żony przy mężu, dla której najważniejszym punktem odniesienia jest Anakin. Zupełnym kuriozum jest pod tym względem beletryzacja epizodu trzeciego, gdzie matka Luke'a i Lei rozmyśla sobie, że przed poznaniem Skywalkera jej życie było puste i dopiero ta miłość nadała sens jej egzystencji. Większość podejmowanych przez nią działań, w tym i ostatnia, desperacka podróż, dotyczy Anakina. I to z jego imieniem na ustach Padmé umiera.

Przez pryzmat Anakina postrzegamy też Shmi Skywalker. Przyszły Darth Vader nie ma ojca, Lucas wykorzystuje motyw cudownych narodzin, pojawiający się w każdym niemal micie czy hagiografii. Shmi zostaje wybrana przez Moc, aby stać się matką tego, który ma wypełnić przepowiednię Jedi. Dlaczego? Przecież to prosta, biedna niewolnica żyjąca na bardzo niegościnnej planecie. Co takiego niezwykłego jest w tej kobiecie? Może to bezgraniczna miłość, którą będzie obdarzać swego syna, może wewnętrzna siła, jaka pozwala jej przetrwać mimo surowych warunków, może jeszcze coś innego... Shmi nie zawsze rozumie swego nadzwyczajnego syna, ale intuicyjnie wyczuwa, że jego przeznaczenie jest poza Tatooine. Pozwala mu odejść z nieznajomym Jedi, mając świadomość, że zapewne nigdy już nie zobaczy Anakina, nie w tym życiu. Przez dziesięć lat miała go na wyłączność (to interesujące, że Anakin nie miał ojca, zaś jego własne dzieci praktycznie nie poznały matki), a teraz zostanie sama. Jest jak Matka Polka żegnająca syna, którego zabierają jej wyższe, ważniejsze sprawy.

Ciekawi fakt, że w filmach Lucasa kobiety nie są czarnymi charakterami. Wśród Separatystów pojawia się Shu Mai, ale nie jest ona mózgiem całego przedsięwzięcia, mamy też Aurrę Sing i Zam Wessel, ale to łowczynie nagród, najemniczki. Jest co prawda Asajj Ventress, o której faktycznie można rzec, że "to zła kobieta była", ale postać ta, choć należy już do kanonu, nie jest dziełem Lucasa. W kinowej sadze nie pojawia się żadna, by znów uciec się do typologii Sapkowskiego, Zła Konkubina Jeszcze Gorszego Imperatora Planety Mongo; płeć piękna stoi po tej dobrej, świetlanej, właściwej stronie.

Choć większość dam ukazanych w obu trylogiach przynajmniej raz pojawia się z jakąś bronią (wyjątkiem są Shmi i Beru, ale przypuszczam, że potrafiły się posługiwać przynajmniej strzelbą), preferują one rozwiązania dyplomatyczne. Panie Orężne i Bojowe znajdziemy w zakonie Jedi, ale tam walkę zbrojną traktuje się przecież jako ostateczność. Nie widać ich w armii Imperium – Expanded Universe twierdzi, że kobiety były w nim dyskryminowane, ale to samo EU dało nam takie postacie jak Mara Jade czy Juno Eclipse. Zresztą, siły zbrojne Rebelii też nie wyglądają na wybitnie sfeminizowane. Odpowiedź zapewne kryje się w charakterze tych wojsk: o ile Rebelianci są przedstawiani jako ci, którzy za towarzyszami broni skoczą w ogień, o tyle w totalitarnej, zimnej armii Imperium nie ma miejsca na przyjaźń i ciepło, które, jak ukazuje Lucas, przynoszą ze sobą kobiety. Reżyser czerpał z toposu wojownika: to często nieokrzesany, wręcz brutalny mężczyzna, przyzwyczajony do trudów. Kobieta jest natomiast istotą z wyższego świata, czystą i dobrą, pod jej wpływem ów wojownik staje się lepszym człowiekiem. Han Solo, którego trudno uznać za szarmanckiego dżentelmena, w stosunku do Lei potrafi być czuły i delikatny, dla surowego Cliegga Larsa największą radością w życiu jest poznanie Shmi.

W filmach Lucasa kobiety są istotami równouprawnionymi i radzą sobie w każdym środowisku i w każdej profesji. Nie ustępują mężczyznom w sprawowaniu władzy ani posługiwaniu się bronią, a dodatkowo wyróżnia je coś jeszcze, właśnie ów motyw istoty przynoszącej ze sobą wartości duchowe: w Gwiezdnych wojnach panie czynią świat piękniejszym, bardziej cywilizowanym. To chyba nie przypadek, że Anakin porównuje Padmé do anioła...