Mroczna podróż – Elaine Cunningham

Saga continues

Autor: Grzesiek 'SethBahl' Adach

Mroczna podróż – Elaine Cunningham
"Ha ha!" – chciałoby się powiedzieć. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki dobiera się tematy kolejnych tomów Nowej Ery Jedi, sytuacja ta była nieunikniona – była powieść skupiająca się na Hanie, była o Anakinie, była także o Jacenie, a teraz mamy książkę o Jainie Solo. Można rzec, że wytworzyła się swego rodzaju saga w sadze.

Żarty się skończyły. Anakin Solo nie żyje. Jego brat Jacen znalazł się w yuuzhańskiej niewoli. Coruscant upadła, podobnie jak władze Nowej Republiki. Szukanie kolejnego miejsca dla uchodźców z podbitych i zniszczonych planet zaczyna mijać się z celem, gdyż każda planeta, która takiego schronienia udzieli, niezawodnie staje się kolejnym celem najeźdźców. Mimo to, otwarta dla przybyszy okazuje się gromada Hapes. Jak się jednak okazuje, Konsorcjum Hapan ma własne problemy – od czasu utraty floty pod Fondorem, królowa Teneniel Djo nie może powrócić do zdrowych zmysłów, narażając się na knowania ze strony rządnych władzy oponentów.

Mroczna podróż to pierwsza i jak dotąd jedyna powieść Elaine Cunningham napisana w świecie Gwiezdnych wojen. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu zadziwiająca jest seria debiutantów, jaka napędza od siódmego tomu Nową Erę Jedi, wiodącą i kluczową w swoim czasie książkową sagę Star Wars. Jednak tak jak w przypadku Grega Keyesa i Troya Deninnga, Elaine Cunningham to już w pełni ukształtowana pisarka, kojarzona głównie z prozą powstającą wokół świata Forgotten Realms.

Jakkolwiek nie próbowałbym się pozytywnie nastawić, jeszcze przed lekturą w moich oczach książka posiadała jedną zasadniczą wadę – skupiła się na Jainie Solo, której zwyczajnie nie lubię. Jest to postać sztampowa, prowadzona schematycznie i w sporej liczbie przypadków świat Expanded Universe mógłby się bez niej świetnie obejść. Ale nie ma co marudzić przed lekturą książki, tym bardziej, że Mroczna podróż mogła wnieść w ten obraz coś nowego, głębszego.

Nie wniosła. Jeszcze z początku panna Solo (ciekawa gra słów swoją drogą...) kreowana była całkiem przyzwoicie, jak na dziewczynę, której świat wali się pod nogami, a mimo to sytuacja wymaga, by była twarda; jednak później wydaje się, że autorka nieco się pogubiła i główna bohaterka zrobiła się, łagodnie mówiąc, nie całkiem stabilna psychicznie. Niektóre jej reakcje są zupełnie niezrozumiałe, a co za tym idzie, kilka scen można by najzwyczajniej w świecie z powieści wyrzucić.

Analizie postaci Jainy Solo nieodłącznie w powieści towarzyszy wątek Kypa Durrona, dla odmiany poprowadzony bez zarzutu. Wyklęty rycerz rozwija się i zmienia na oczach czytelnika, a procesu tego ciężko nie uznać za ciekawy. Durron zostaje postawiony przed kilkoma drastycznymi dla jego charakteru decyzjami (jak przymus przejęcia roli mentora, dotychczas rzecz nie do pomyślenia, wobec szalejącej emocjonalnie Jainy) oraz z wolna wsiąka we własną grę na wielu frontach, gdy łże wszystkim wokół starając się by sprawy rozwiązały się po jego myśli.

Sporo o przemyśleniach i postawie córki Hana i Lei dowiadujemy się przez pryzmat jej przyjaciół. Największe znaczenie mają tutaj właśnie Kyp Durron i Tenel Ka. O ile tymi postaciami Cunningham zajęła się solidnie, o tyle reszta zostaje potraktowana po macoszemu, tworząc tłumek schematycznych, papierowych postaci. Sporą rolę odgrywa także nieobecny Jacen, którego pewną śmierć autorka sugeruje czytelnikom kiedy tylko może – robi to w dodatku ta usilnie, że śmiem wątpić, czy po skończeniu lektury powieści pozostanie ktokolwiek, kto jej uwierzy.

Bardzo dobrze rozrysowany jest natomiast wątek Yuuzhan Vongów. Gierki kapłana Hrrara na pokładzie jego statku wciągają i niejednokrotnie przywołują uśmiech na twarz czytelnika. Można się również spodziewać, że rozpoczęte przez Elaine Cunningham wątki i cechy postaci kapłana będą kontynuowane i przyniosą jeszcze serii sporo interesujących zawirowań fabularnych.

Szczerze powiedziawszy, styl powieści nie odrzuca, większość motywów przeprowadzona jest poprawnie, mimo to powieść niemalże skazana jest na negatywną ocenę czytelników Nowej Ery Jedi. Nie bez winy są tu osoby zarządzające rozwojem serii – problem w zasadzie by zniknął, gdyby powieść przesunięto w czasie o jeden, może dwa tomy do tyłu. Po tomie dziewiątym wszyscy spragnieni są informacji "co dalej?" – co dalej z Coruscant, z Nową Republiką, jej flotami, czy choćby Jacenem. Tymczasem Mroczna podróż skupia się zdecydowanie na relacjach pomiędzy poszczególnymi bohaterami i wątkach wokół tychże relacji oscylujących. W skrócie – średnia książka wydana w bardzo złym momencie.