Tik… Tak… Bum!

Wybuchowa rozrywka?

Autor: Daniel 'ScripterYoda' Oklesiński

Tik… Tak… Bum!
Najczęściej gram w towarzystwie mało planszówkowym, niezbyt zaawansowanym. Tytułami, które nie kurzą się na półce, są więc przede wszystkim gry imprezowe, których mam całkiem sporą kolekcję. Jednak, aby się nie znudzić, co jakiś czas więc mój zbiór powiększa się o nowe ciekawie zapowiadające się tytuły. Ponieważ na moich półkach brakuje gry słownej, z chęcią przyjąłem propozycję recenzji gry Tik… Tak… Bum!. Czy wpisze się w kanon gier imprezowych, czy odejdzie w zapomnienie? Zobaczmy. Wykonanie stoi na bardzo wysokim poziomie. W pudełku znajdziemy kilkadziesiąt wytrzymałych kart, sześcienną kostkę oraz najciekawszy element gry, bombę. Jest ona kluczowym elementem gry. Trwale wykonana, zawsze wzbudza zaciekawienie wśród współgraczy. Niestety do jej działania niezbędne są dwie baterie, które trzeba dokupić.
Bombowa zabawa?
Recenzja powinna przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, czy grę warto kupić, ewentualnie poznać. Aby to zrobić, trzeba wyobrazić sobie następującą sytuację. Kilka osób siedzi w kółku. Jedna z nich trzyma tykającą bombę i próbuje jak najszybciej wymyślić odpowiednie słowo, które spełnia dwa warunki. Po pierwsze, musi zawierać litery z wyciągniętej wcześniej karty w odpowiedniej kolejności, po drugie dany zestaw liter może być gdziekolwiek lub nie może znajdować się na początku lub na końcu wyrazu (w zależności od rzutu kostką). Ten, kto trzyma bombę, męczy się, wysila, aby przypomnieć sobie odpowiednie słowo, które ma akurat na końcu języka. W końcu udaje mu się powiedzieć odpowiedni wyraz. Z ulgą przekazuje bombę kolejnej osobie, ale ona ma już wymyślone słowo i również pozbywa się tykającego przedmiotu. Kolejka idzie szybko, gdyż wszyscy zdążyli przygotować swoje słowa, i bomba znowu znajduje się w rękach tego, który jeszcze przed chwilą się mocno zastanawiał. Niestety jego wena twórcza się wypaliła i biedak nie zdążył znaleźć kolejnego słowa, zanim bomba wybuchła. Zdobywa kartę jako minusowy punkt i gra zaczyna się od początku.
Brać czy nie brać?
Jeśli sądzisz, że odnalazłbyś się w powyższej sytuacji, że czerpałbyś radość z rozgrywki w taką grę, to Tik… Tak… Bum! jest stworzony dla Ciebie. Natomiast gdy nie interesują Cię ani gry imprezowe, ani słowne, a poza tym powyższy opis zupełnie Cię nie zainteresował, ta gra również Cię nie zachwyci. Gdybyś nadal nie mógł się zdecydować, zawsze możesz zagrać jedną lub dwie kolejki nie posiadając gry. Wymyśl kilka zestawów liter, uznaj, że litery zawsze mogą się znajdować gdziekolwiek, i nastaw stoper tak, aby odliczał od 10 do 60 sekund. Niech służy on za bombę. Rozegraj kilka tur w gronie przyjaciół i zdecyduj, czy to gra dla Ciebie, czy też nie.
Tik… Tak… Bum! znalazł miejsce na mojej półce, choć na pewno nie będzie tak często wyciągany na stół, jak Dobble, Futbol Libretto, czy choćby Sabotażysta. W grę nie da się zagrać kilka razy pod rząd, gdyż staje się ona zbyt nużąca. Niektóre karty nie są przystosowane do języka polskiego, a zestawy liter z innych narzucają się, aby być na początku lub na końcu. Poza tym, możemy się zacząć nudzić, kiedy przeciwnik zastanawia się nad danym słowem, a my już wymyśliliśmy cztery pasujące. W tym rodzaju zabawy nie odnajdą się też z pewnością osoby, które nie lubią czuć presji czasu. Mimo wszystko gra zdecydowanie będzie co jakiś czas wracać na stół, choć nie jest pozycją ani wybitną, ani szczególnie wciągającą. Plusy: Minusy:
Dziękujemywydawnictwu Piatnik za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.