Settlers of Canaan

Autor: AdamWaskiewicz

Settlers of Canaan
Porażka, jak mówi stare przysłowie, jest sierotą, podczas gdy sukces zawsze ma wielu ojców. Rozwijając tę myśl można zauważyć, że o ile chybione projekty zwykle okazują się jedynakami, te udane z reguły szybko dorabiają się rodzeństwa – powieści rozrastają się w cykle, filmy doczekują sequeli i prequeli, seriale – kolejnych sezonów i spin-offów, a gry fabularne i planszowe obrastają nierzadko imponującymi zestawami dodatków.


Karawana osadników

Osadnicy z Catanu są tytułem, którego większości planszówkowców nie trzeba przedstawiać – gra Klausa Teubera zdobyła prestiżowe nagrody i wyróżnienia na całym świecie, także w Polsce w roku 2006 została uznana za Grę Roku. Na fali jej sukcesu powstał szereg dodatków wprowadzających do gry nowe elementy, a Osadnicy doczekali się swojej wersji karcianej a nawet... kościanej.

Oprócz wszystkich tych produktów pojawiły się także dwie gry przenoszące rozgrywkę z fikcyjnej wyspy w realia odległego neolitu (Settlers of the Stone Age) i do Palestyny w czasach biblijnych (Settlers of Canaan). Za ten drugi tytuł odpowiada firma Cactus Game Design, specjalizujące się w grach, które samo wydawnictwo na swojej stronie internetowej określa jako chrześcijańskie – tytuły takie jak Bible Blink, Bible Taboo, Angel Wars czy Solomon’s Temple mówią chyba same za siebie.

Niejednokrotnie przeniesienie gry w inne realia nie wiąże się z niczym poza zmianą grafik i niekiedy nomenklatury – wystarczy wspomnieć rozmaite klony Monopoly. Na szczęście firma z Północnej Karoliny oparła się pokusie tak prostej przeróbki i wprowadziła też nieco modyfikacji zasad – część zasługuje na plus, niestety nie wszystkie.


Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej

Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy patrzymy na planszę do biblijnej wersji Osadników jest fakt, iż – inaczej niż w oryginale - nie jest ona składana, układ heksów jest niezmienny. Za tę różnicę, niestety, już na wstępie gra zarobiła u mnie solidnego minusa – statyczny układ planszy nieuchronnie bowiem musi skutkować powtarzalnością rozgrywki. Nie taką, którą rozumiemy jako odpowiednik anglojęzycznego replayability, ale właśnie jako powtarzalność – już po kilku rozgrywkach uczestnicy mogą przyjąć stałą taktykę, obstawiać te same startowe pola i przyjmować jednakowe kierunki rozwoju wypracowane w poprzednich rozgrywkach. Nie zmieniają się także miejsca, w których znajdują się porty, co dodatkowo sprzyja przyjmowaniu sprawdzonego schematu rozbudowy, jeżeli ten działał w poprzednich grach.

Drugą różnicą jest fakt, że na umieszczonym na planszy torze punktacji (za który, swoją drogą, autorom należy się plus) mamy pola ponumerowane do dwunastu – tyle bowiem punktów należy zdobyć, by wygrać grę, inaczej niż w Osadnikach z Catanu, gdzie do zwycięstwa wystarczyło dziesięć punktów.


Miarka pszenicy za denara i trzy miarki jęczmienia za denara, a owieczka za drewno

Sama rozgrywka nie odbiega zasadniczo od tego, co możemy pamiętać z Osadników z Catanu – w swojej kolejce każdy z graczy rzuca dwiema kostkami, a wynik oznacza, które pola będą w danej turze przynosić surowce, następnie może handlować z innymi graczami lub bankiem, ewentualnie rozbudowywać swoje królestwo. Podobnie jak w oryginalnej wersji gry, materiały, jakie przynoszą nam poszczególne pola planszy dzielą się na pięć rodzajów, choć nazwy niektórych z nich są nieco inne – obok drewna, zboża i owiec mamy więc kamienie (zastępujące glinę) i rudę (zamiast kamieni), ponadto jedno z pól na planszy daje miedź – nie jest ona odrębnym surowcem, zamiast niej można po prostu pobrać dowolny materiał z pięciu występujących w grze. Niestety zasady nie wyjaśniają, czy w danej turze z danego pola można pobrać tylko jeden rodzaj dóbr (w sytuacji, gdy mamy przy nim wybudowane miasto lub dwie osady) – na potrzeby swoich rozgrywek przyjmowaliśmy zawsze, że z jednej osady / miasta można z tego pola pobierać tylko surowiec jednego rodzaju, nie jestem jednak pewien, czy taka interpretacja jest zgodna z intencjami autorów.

Zmienia się także nieco zestaw dostępnych akcji – oprócz wybudowania odcinka drogi, postawienia osady lub rozbudowania jej w miasto i / lub nabycia karty rozwoju gracz, który posiada osadę lub miasto na południowym krańcu planszy może także dopomóc w rozbudowie Jerozolimy, co wymaga zużycia kamienia i rudy. Gracz, który ma wybudowane najwięcej „kawałków” Jerozolimy, zyskuje specjalną kartę zwycięstwa, analogiczną do znanej z klasycznych Osadników Najdłuższej drogi handlowej lub Najwyższej władzy rycerskiej (tutaj zastępowaną przez kapłanów),Królewskie błogosławieństwo. Poza dwoma dodatkowymi punktami zwycięstwa pełni ona także funkcję wirtualnego portu, umożliwiając jego właścicielowi, w trakcie jego kolejki, wymianę jednego wybranego surowca na inne w stosunku 2:1. Gdy przy rzucie gracza wypadnie siódemka, oprócz przesunięcia znacznika zarazy (który w tej wersji gry zastępuje złodzieja) i ewentualnego odrzucenia połowy kart zasobów przez tych graczy, którzy mają ich na ręku więcej niż siedem, do Jerozolimy dokłada się czarny znacznik. Choć nie wpływa on w żaden sposób na to, który z graczy będzie cieszyć się królewskim błogosławieństwem, to przybliża grę do zakończenia. Gdy bowiem położony zostanie ostatni jerozolimski znacznik, gra się kończy, a zwycięstwo przypada temu graczowi, który w tym momencie zdobył największą liczbę punktów – w przypadku remisu decyduje ilość wybudowanych fragmentów Jerozolimy.

Ostatnią zmianą, jaką możemy dostrzec w porównaniu do klasycznych Osadników są nowe wzory kart rozwoju – to duży plus, i choć nie zmieniają one gry w istotny sposób, to stanowią ciekawe urozmaicenie.


Ziemia obiecana?

W przypadku każdej gry bazującej na innym tytule, autorzy muszą starać się wyważyć dwie wzajemnie wykluczające się racje – z jednej strony pozostawić to, co w niej najlepsze, cały szkielet mechaniki i wszystkie najważniejsze elementy decydujące o jej atrakcyjności, z drugiej – zmienić ją na tyle, by stanowiła nową jakość, a przynajmniej alternatywę wobec pierwowzoru. W przypadku Osadników z Kanaan zadanie to powiodło się zaledwie częściowo. Bardzo dobrym pomysłem jest Królewskie błogosławieństwo – nie tylko dodaje atrakcyjności miejscom na planszy, które dają dostęp do zaledwie jednego lub dwóch pól, nie rekompensujących tego możliwością dostępu do portu, ale przede wszystkim, oprócz punktów zwycięstwa, daje wymierną premię w trakcie gry. Plusem są nowe karty rozwoju i wydrukowany na planszy tor punktacji. Na pozytywną ocenę zasługuje także wykonanie gry (nawet pomimo tego, że znaczniki służące do oznaczania postępu budowy Jerozolimy są większe niż pola, na których należy je umieszczać, a dodatkowo te koloru granatowego są tak ciemne, że łatwo pomylić je z czarnymi) oraz jej oprawa graficzna (choć to oczywiście w znacznej mierze kwestia gustu, ale mnie linorytowe grafiki na kartach postępu naprawdę ujęły). Niestety stały układ planszy skutecznie niweluje wszelkie pozytywne innowacje, jakie wprowadzone zostały w tej wariacji Osadników. Gdybym z tą wersją gry zetknął się jako pierwszą, zapewne nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, jednak po rozgrywkach w grę Klausa Teubera fakt, że co rozgrywkę pola ułożone są w identycznej konfiguracji, znacząco obniżał moją radość z gry – bez konieczności dostosowywania taktyki gry do zmiennego układu pól Osadnicy tracą sporo ze swego uroku.

Dlatego też, niestety, nie mogę wystawić Osadnikom z Canaan oceny wyższej niż trzy z plusem (przy założeniu, że oryginalna wersja gry zasługiwała na zdobyte laury). Losowość rozgrywki nadal może być dla niektórych graczy zbyt wysoka, a w połączeniu z jej sporą powtarzalnością nie jest to tytuł, który mógłby dłużej okupować miejsce na planszówkowym stole. Jako ciekawa wariacja na temat znanej i popularnej gry zasługuje jednak na uwagę, a raz na jakiś czas można weń zagrać z prawdziwą przyjemnością.

+ sprawdzone patenty z Osadników z Catanu, nowe karty rozwoju i zwycięstwa
– mimo wszystko tylko wariacja na temat Osadników , powtarzalność rozgrywki, niewielkie niejasności zasad i błędy wykonania