Mr. Jack in New York

Tropiąc mordercę

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Mr. Jack in New York
Niedawno miłośnicy gier planszowych świętowali dziesięciolecie jednej z najciekawszych gier dwuosobowych, czyli Mr. Jack. Równolegle na półki sklepowe wróciła druga odsłona zmagań z Rozpruwaczem, tym razem rozgrywająca się w amerykańskiej metropolii.

Ani pomysłu na zabawę, ani autorów nie trzeba specjalnie przedstawiać. Tak, tak, świetny duet Bruno Cathala – Ludovic Maublanc zabłysnął nie tylko dzięki serii Mr. Jack, ale również za sprawą genialnych Cyklad, zaś Mr. Jack spotkał się z tak ciepłym przyjęciem, iż panowie raz jeszcze przyjrzeli się swojemu pomysłowi, a następnie troszkę – w sumie to więcej niż troszkę! –  pozmieniali. W efekcie światło dzienne ujrzał Mr. Jack in NY.

Zajrzyjmy najpierw do pudełka. Banałem jest stwierdzić, iż w środku nabywcy znajdą planszę przedstawiającą Manhattan, po osiem kafelków postaci i alibi oraz tyle samo żetonów postaci. Do tego kafelek świadka, znacznik tury oraz garść rozmaitych żetonów: 1 informator, 7 wejść do metra, 6 latarni oraz 4 budynki, 2 statki i 2 policyjne blokady. Co ważne, żetony metra, budynków oraz latarni są dwustronne, na rewersie znajduje się park. Można by pomyśleć, iż urozmaicenia mają charakter czysto symboliczny, tymczasem...

Przede wszystkim Manhattan zieje pustką. Na planszy widnieje raptem kilka budynków, cztery porty oraz pierwsze linie metra. Dlaczego? Dlatego, że plansza dopiero będzie zapełniania poszczególnymi elementami infrastruktury, co z jednej strony symbolizuje rozwój Nowego Jorku (nawet jeśli trwający jeden ponury wieczór) z drugiej zaś sprawia, iż dwa identyczne układy planszy nigdy nie powinny się zdarzyć. Warto zauważyć, iż zmieniła się również kolorystyka tejże planszy, ponure szarości zostały zastąpione przez znacznie bardziej przyjazne połączenie odcieni błękitów oraz beżu. No i postacie, one również otrzymały zupełnie nowy zestaw umiejętności.

Po drugiej stronie Atlantyku

Podstawy rozgrywki pozostały niezmienione względem pierwowzoru i można o nich przeczytać w tekście poświęconym pierwszej odsłonie zmagań z Kubą Rozpruwaczem. Nadal w trakcie 8 tur gracz pełniący funkcje policji musi odkryć tożsamość mordercy ukrywającego się wśród ośmiu bohaterów zabawy. Mordercy przyświeca zgoła odmienny cel: pragnie pozostać nierozpoznanym przez całą zabawę albo czmychnąć statkiem lub lądem z Manhattanu przy pierwszej nadarzającej się okazji. Oczywiście po uprzednim wtopieniu się w mrok. Przez osiem pełnych koncentracji rund gracze manipulują postaciami, do dyspozycji mając:

Niby stare, ale jednak nowe

Przygotowując się do pierwszej partii spodziewałem się spin-offu z kilkoma kosmetycznymi modyfikacjami. Tymczasem już w trakcie premierowej rozgrywki okazało się, iż pomysł na zagospodarowywanie planszy w trakcie zabawy generuje mnóstwo możliwości taktycznych i dotyczy to obu stron. Wybudowana we właściwym momencie stacja metra, każdy park lub umiejętnie ułożona zapora potrafią całkowicie odmienić sytuację na planszy i bardzo ułatwić lub uniemożliwić ucieczkę mordercy.

Mimo ożywczego podmuchu, jaki przyniesiony został wraz z nowojorską odsłoną, to trzeba również zaakcentować uwagę autorów: mimo wszystko lepiej jest zacząć przygodę z serią od klasycznej wersji Mr. Jack. Powód jest prosty, liczba dostępnych opcji w połączeniu z dość specyficzną mechaniką manipulacji pionkami na planszy mogą początkowo okazać się dość deprymujące i mimo wszystko raczej zniechęcające do dalszej zabawy. Pierwowzór zapewnia idealne wprowadzenie, znacznie ułatwiające wejście w tytuł, a w rezultacie umożliwiające pełne delektowanie się tą, jakby nie patrzeć, nietuzinkową propozycją.

Jedna rzecz nie uległa zmianie: atmosfera obławy. Gracz zawiadujący policjantami musi "jedynie" robić swoje i metodycznie rozpracowywać tożsamość Jacka. Z kolei jego adwersarz cały czas musi reagować na poczynania gliniarzy, starając się wyprowadzić ich w pole i wyczekując okazji do ukrycia się, a w konsekwencji do opuszczenia planszy.

Warto również zadać pytanie, czy nowojorska odsłona pościgu za Rozpruwaczem wyprze edycję londyńską? W mojej opinii nie powinna. Obie pozycje zapewniają alternatywę graczom: osoby wolące prostsze warianty i bardziej przewidywalną rozgrywkę zostaną przy Mr. Jack; z kolei miłośnicy odrobiny chaosu i ciągłych zmian odnajdą się sięgając po Mr. Jack in NY, pozycję z jednej strony zdecydowanie bardziej wymagającą, ale i dającą więcej satysfakcji w przypadku sukcesu.

Plusy:

Minusy:

 

Dziękujemy wydawnictwu Hobbity za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.