W matni intryg #21

Rokmowo - Armon. Na granicy. Ksiądz.

Autor: Grzegorz 'GreK' Kalka

Podjechali do strażnicy. Przed mostem stała warta. Niedaleko niego znajdował się barak wojskowy i murowana kaplica.

Karolina wysiadła i udała się do kaplicy. Budynek był urządzony bardzo prosto. Ot, gołe ściany mogące pomieścić dwudziestu ludzi, z podwyższeniem, na którym stał kapłan. Właśnie kończyła się msza. Kapłan dawał obecnym, szóstce żołnierzy i dwóm cywilom, błogosławieństwo na nadchodzący tydzień.

Karolina ze spuszczoną głową czekała przy wejściu, aż zgromadzeni tu ludzie opuszczą kaplicę. Poprawiła włosy, bo przecież wstępowała do przybytku Jedynego i weszła do środka. Przed kapłanem wdzięcznie padła na kolana. Zabolały, ale powstrzymała grymas bólu, który chciał wpełznąć na twarz.

- Chwała Najwyższemu – wyszeptała, a kamienne ściany kaplicy poniosły jej słowa krótkim echem. – Spóźniłam się… Msza się już skończyła… - opuściła głowę czując, jak żal wpełza jej do serca. Przez te wszystkie lata nie opuściła ani jednej mszy!

- Chwała Jedynemu – odpowiedział ksiądz spokojnym, dostojnym głosem odbijającym się głucho w pustych ścianach kaplicy. – Gdy przyjdzie nam stanąć u bram Jedynego i zastaniemy je głucho zamknięte, gdy kołatać zaczniemy do nich... Cóż uczynimy, gdy jedyną odpowiedzią na nasze kołatanie będzie: „Czekałem, ale Cię nie było. Wystawiłaś moją cierpliwość na próbę”. Czy powiesz pani wtedy: "Spóźniłam się"?

Zamilkł a ostatnie słowa zawieszone w próżni ciągle jeszcze krążyły w pomieszczeniu.

- Czy ten jeden dzień z całego tygodnia, jeden z siedmiu, to za dużo aby być dla Jedynego, aby pokazać mu jak jesteśmy mu wdzięczni? Uważaj pani aby nie zawładnęła tobą gnuśność, aby w twe serce nie wlała się wątpliwość, że skoro się spóźniłaś i nic się nie stało, to może nie warto... Bo przecież wierzysz i być może to wystarczy. Nie! Nie wystarczy!

"Wystarczy, wystarczy..." – przedrzeźniało echo.

- Bo gdy już to ziarno wątpliwości, to ziarno, które zasiał w tobie Kusiciel zacznie kiełkować, nie będzie zbawienia dla twojej duszy.

"Uszy, uszy..."

- Czy żałujesz pani? Czy rozumiesz?

- Rozumiem, proszę księdza… Żałuję… – wyszeptała Karolina opuszczając wzrok. Czuła się jak pensjonarka, która spóźniła się na swoją pierwszą lekcję. Z drugiej strony, każda kaplica miała swoją godzinę, w której odprawiano obrządek. Niezależnie od godziny, w jakiej przybyła, musiała się liczyć z tym, że będzie za wcześnie lub za późno. Ale, gdzieś z tyłu głowy, zaczęła kiełkować jeszcze jedna myśl. Na razie niepozorna, niegroźna… Zrodzona z samych słów kapłana. A co by się stało? A co się stanie dziś, gdy próg kaplicy przestąpiła tylko po to, aby spotkać tego człowieka? Dziś nie pokłoni się Jedynemu czcząc niedzielę za pośrednictwem kapłana. Co stanie się dalej? Czuła, że to zakrawa o bluźnierstwo, ale… Jedynemu należała się cześć. Nie chciała iść na mszę w Agarii. Agaria to był zupełnie inny świat. Chciała uczcić Jedynego jeszcze na tej ziemi. A gdyby tak…

- Powstań proszę.

Karolina wstała. Miała teraz okazję przyjrzeć się lepiej swojemu rozmówcy. Ksiądz był postawnym, starszym mężczyzną ze strasznym piętnem na twarzy. Spoglądał na nią tylko jednym, prawym okiem, w miejscu drugiego była tylko zarośnięta blizna. Zauważyła też dopiero teraz, że lewą rękę miał uciętą nad łokciem a luźny rękaw szaty wpuszczony w boczną kieszeń. Mimo tego jego stara, poorana zmarszczkami twarz nie była odpychająca lecz budziła respekt. Było to dziwne uczucie, które zmroziło ją, spowodowało, że zaniemówiła a na plecach nie wiedzieć czemu poczuła spływająca kroplę zimnego potu.

- Pragniesz pani porozmawiać? Coś cię dręczy? Potrzebujesz spowiedzi?

Karolina przemogła niepokój i spojrzała prosto w oko kapłana spokojnym, czujnym wzrokiem. Patrzyła na niego, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym odrzekła swoim wyuczonym przez lata, niskim, silnym głosem:

- Pobłogosław mnie panie, bo grzech w sobie noszę. Na mszę się spóźniłam, jadąc z daleka… Okrutne sny mnie dręczyły w podróży. Valdor blisko… Śmierć, rozpacz, krew była w tych snach. Modliłam się żarliwie i koszmary mnie opuściły. Jedyny zesłał mi łaskę.

Ksiądz położył dłoń na czole jej czole. Karolina poczuła przechodzące ją dreszcze.

- Niech Jedyny ześle na ciebie spokój i siłę wiary. Niech twa dusza będzie czysta jak łza. Oby pomioty Ciemności nie miały do niej dostępu. Idź i głoś chwałę Jedynego.

- Żona właśnie szykuje obiad, zapraszam jeśli w drogę nie spieszno. Nie często przychodzi mi gościć kogoś poza żołdakami. Jeśli zechcesz, będziesz mogła podzielić się swoimi snami. Jedni twierdzą, że są one bramą do Jedynego, drudzy że bramą piekieł. Gdy świadomość śpi, słychać szepty duszy.

Karolina skłoniła głowę w pokornym, dziękczynnym geście.

- Pozwól mi jeszcze, panie, na chwilę zostać samej w towarzystwie Jedynego. Później chętnie skorzystam z Twej propozycji. Od dawna nie jadłam niczego ciepłego…

Po czym nie czekając ani chwili podeszła w stronę ołtarza. Opuściła głowę i padła przed Jedynym na kolana. Jakiś czas trwała w pokornej modlitwie, po czym wyznała mu głęboko w duszy, że lęk ją ogarnął przed tym, co jego słudzy – słudzy Kościoła - robią dla sławy. Że nie wierzy już w czystość Czarnego Pałacu. Że Urząd sprzedaje się, jak tani kupczyk. Że prawdziwa czystość i wiara idą w zapomnienie tylko dla prostych, zwykłych ludzkich zachcianek takich jak władza i pieniądze…

Wstrząśnięta własnymi spostrzeżeniami ukradkiem otarła niesforną łzę i przeprosiła Jedynego. Za grzech pychy, jakiego się właśnie dopuszczała.

- Nie będę się z Tobą, Jedyny Panie, kontaktować przez ludzi. Ludzie są słabi. Sprzedają swe dusze Ciemności, wzmacniając jej szeregi. Dalej pragnę Ci służyć, ale nie ufam już ludziom. Odtąd wszystko usłyszysz prosto z ust moich… Nie ufam nawet kapłanom. Wybacz mi, bo zgrzeszyłam… - wyznała na koniec Karolina.
Drżała. Tylko z Jedynym pozwalała sobie na taką szczerość. Dopadł ją głęboki lęk, że to samo, co stało się z Rodianami, czeka na nich. Że granice grzechu zostały już przekroczone…

Jeszcze chwilę pokornie trwała ze schyloną głową, po czym wstała, oddając pokłon w stronę ołtarza.

Wyszła z kaplicy, dając znak Magdzie i Olafowi, że chce z nimi zamienić słowo.
Nim skierowała swe kroki w kierunku domu kapłana, podeszła do nich i nakazała im bezwzględne milczenie w sprawie widzianej karety.

- Mgła była gęsta dookoła. Konie zwolniły, nic nie było widać. Ledwo drogę. Jeśli sposobność znajdziesz, kuferek zniszcz, usuń, utop… Żeby najmniejszy ślad nie pozostał… po wrogach Jedynego - zwróciła się do Olafa.

Po tych słowach skierowała się w stronę domostwa. Zamierzała dowiedzieć się od kapłana, co dzieje się w okolicy. Ale czas ją gonił. Chciała jak najszybciej przekroczyć granicę.