Agaryjski Czworobok Piechoty

Czyli kilka słów o tym, jak się walczy nad Grzmiącą Rzeką

Autor: Konrad "Althenor" Komorowski

Sławna na całe Dominium formacja agaryjska znana jest ze swej zawziętości, bitności oraz chęci do walki tak dużej, jak sakiewka pracodawcy. To najemnicy, pracujący dla każdego, kto zapłaci - za wyjątkiem pogan.

Jednostki te są przykładem doskonałego połączenia silnego uderzenia w zwartej formacji i potęgi muru z włóczni, tworzonego przed natarciem. Zdecydowaną większość takiego oddziału stanowi blok pikinierów, ubranych w jaskrawe kolory, z nakładanymi na nie napierśnikami. Na flankach znajdują się oddziały nowicjuszy, wyposażonych w muszkiety, mające służyć do ostrzału przeciwnika w czasie ataku oraz do osłabiania nacierających. Pozornie taktyka ta nie różni się od stosowanej przez kordyjską formację Tercio. O wyjątkowości oraz skuteczności Agaryjczyków decydują wmieszani w szeregi weterani, wyposażeni w ciężkie, dwuręczne miecze, służące do rozbijania szeregów wroga. W szczególności pikinierów, gdyż uderzenia takimi mieczami są w stanie przeciąć drzewce piki, a często również stworzyć wyłom, przez który można nacierać dalej.

Uniwersalny charakter formacji sprawia, że znajduje ona zastosowanie podczas każdego konfliktu, za wyjątkiem walk na morzu. Członkowie poszczególnych band nie mają problemów z znalezieniem zatrudnienia w ciekawych czasach. Wielu z nich można spotkać w Matrze, gdzie Królowa Matka ściąga kolejne oddziały, przygotowując się na ewentualną wojnę z Kordem. Znaczną cześć sił Cynazji także stanowią zaprawione w boju czworoboki, dla których służba tam to forma odpoczynku od ciągłych walk.

Śmiertelność w oddziałach jest zbyt duża, aby móc pozwolić sobie na przyjmowanie samych szlachciców, zwłaszcza w regimentach służących na rubieżach, dlatego rekrutem może zostać każdy, kto potrafi słuchać rozkazów, utrzymać swoje miejsce w szeregu i nie dać się zabić w czasie pierwszego starcia. Kompanie są postrzegane, jako sposób na rozpoczęcie kariery w wojsku przez wszystkich, którym los poskąpił w żyłach błękitnej krwi. Chłopi ze spalonych wiosek widzą w służbie jedyną metodę uratowania swoich rodzin przed śmiercią głodową. Szukający przygód młodsi synowie szlacheccy oferują swe usługi, jako oficerowie lub nawet szeregowcy.

Mówi się, że nie ma większej przyjaźni, niż ta między towarzyszami broni. Dla żołnierzy ich kompani są czymś więcej nawet, niż tylko przyjaciółmi, wszak muszą bezwzględnie ufać osobie stojącej obok – mieć pewność, że nie ucieknie, że osłoni przed ciosem, odnajdzie na polu bitwy, aby pochować, jeżeli taka będzie wola Jedynego.

Oznaką przynależności do kompanii jest krótki miecz, używany podczas walki na niewielki dystans, nazywany Elvenbalgerem. Posiada charakterystyczną gardę w kształcie cyfry osiem, chroniącą dłoń przed zdradzieckim, elfim cięciem wzdłuż ostrza, które niejednego pozbawiło już palca lub dwóch.

Czworobok jest w stanie wygrać starcie z prawie każdym przeciwnikiem – bezmyślne szturmy orków nabiją się na mur z pik, inne formacje muszą uznać wyższość zgranego natarcia ściany ostrzy z ciągłym ostrzałem z muszkietów. Najgorszym przeciwnikiem dla Agaryjczyków są oddziały elfów, które dzięki swojej nieludzkiej szybkości są w stanie jednym, rozrywającym szeregi natarciem związać cały niemalże oddział, zmuszając do walki na krótki dystans.

Zazwyczaj regiment liczy od dwóch do dziesięciu tysięcy żołnierzy, z czego około czwartą część stanowią strzelcy, wyposażeni w muszkiety lub arkebuzery. Dowodzony jest przez kapitana, który zajmuje się również rekrutacją. Poniżej znajdują się porucznicy, dowodzący kompaniami złożonymi z żołnierzy poszczególnych specjalizacji - strzelcami, weteranami i pikinierami. Jako że ci ostatni stanowią największą grupę, zazwyczaj jest więcej, niż jeden dowódca, co doprowadza do zażartej rywalizacji pomiędzy poszczególnymi pododdziałami.

Największym i najbardziej znanym regimentem jest, licząca ponad jedenaście tysięcy, Czarna Brygada, stacjonująca aktualnie nad Grzmiącą Rzeką. Dowodzi nią kapitan Robert Rosseli, pięćdziesięcioletni weteran walk z Valdorem. Ten niewysoki, potężnie zbudowany mężczyzna z jednym okiem przysłoniętym opaską, jest niczym niezachwiany bastion pośród wojennej zawieruchy. Jego oddziały nigdy się nie cofają, jeśli tylko nie dostaną takiego rozkazu, a niejeden poganin przekonał się, że Brygada niechętnie opuszcza raz zdobyte miejsce. Robert traktuje swoich żołnierzy, jak surowy ojciec - nie pozwala im na zbytnie szabrowanie, lecz nikogo za sobą nie zostawia.

O tym, jak kapitan stracił oko krąży wiele historii. Niektórzy opowiadają o epickim pojedynku z dowódcą elfiego oddziału, który otoczył kompanię, dowodzoną wtedy przez Roberta. Cięcie byłoby śmiertelne, gdyby Rosseli w ostatniej chwili nie przesunął głowy. Jednocześnie zdołał przebić elfa swym mieczem, co zakończyło starcie. Wywalczył w ten sposób przejście dla swojego oddziału – ceną było oko oraz blizna, która zdobi jego twarz.

Wedle innej wersji historii, kapitan sam wyciął sobie oko, gdy okazało się, że valdorski czarnoksiężnik wykorzystywał je do obserwowania ruchów wojsk agaryjskich.


Czarna Brygada słynie również ze swojej kompanii pikinierów „Zawsze wierni”. Zyskali oni sławę podczas ostatniego kontrataku, gdy pod wodzą porucznika Verzaliego z Ragady przebili się przez linie przeciwnika, dopadli czarnoksiężnika dziesiątkującego ochotnicze pułki piechoty, po czym zostali odcięci od reszty sił przez uderzenie elfów. Istniała możliwość wycofania się, jednak oznaczało to pozostawienie wszystkich rannych, w tym dowódcy. Mimo wyraźnych rozkazów samego Verzaliego, jego podkomendni postanowili nie ruszać się z miejsca. Utworzyli najeżony pikami okrąg z klnącym na nich dowódcą w środku. Gdy w końcu udało się odeprzeć pogan z ponad pięciuset żołnierzy pozostało jedynie dwudziestu. Ledwo stali na nogach, brocząc krwią z licznych ran. Ich pancerze były powyginane, z pik pozostały jedynie drzazgi. Pod koniec starcia większość walczyła krótkimi mieczami – najczęściej połamanymi – a kilku musiało sięgnąć po przeklętą broń deviria. Jednak opłaciło się - w nagrodę za dzielność otrzymali nowe Elvenbalgery z wyrytym na ostrzu napisem po rodiańsku „Zawsze wierni”, a rzemienie, na których były przyczepiane do pasów wykonano ze skóry elfiego jeńca. Verzali po pobycie w szpitalu polowym zabrał się do odtwarzania swojej kompanii, w której od tej pory służą tylko najbardziej uparci żołnierze z całej Agarii, a walka u ich boku to prawdziwy zaszczyt.

Na koniec należy wspomnieć o Trossie. To zbieranina, która zawsze podróżuje wespół z brygadą. Główne jej zajęcia to dbanie o wyżywienie, naprawianie broni, handel i, oczywiście, dogadzanie wojakom na wszelkie możliwe sposoby. Często wśród nich znajdują się także rodziny żołnierzy, których członkowie cieszą się szczególnymi względami kupców w związku z odszkodowaniami, jakie wypłaca się bliskim poległych.

Czworoboki agaryjskie są siłą zdolną walczyć z każdą niemalże armią w Dominium. Na polu bitwy dorównują im jedynie elitarne oddziały największych krajów - Gwardia Papieska, kordyjskie Tercio i cynazyjscy grenadierzy. Kiedy te jednostki stają naprzeciw siebie nikt nie może być pewien wyniku walki.