Żelazny anioł - Alan Campbell

Kodeks Deepgate bez łańcuchów

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Żelazny anioł - Alan Campbell
Niedawno, oczekując na Żelaznego anioła, powtórnie przeczytałem Noc blizn. Oprócz tego, że przypomniałem sobie wydarzenia z pierwszego tomu Kodeksu Deepgate, mogłem też przygotować się do napisania o postępach Alana Campbella. Po lekturze jego nowej powieści mogę bez trudu stwierdzić, że jeśli pisarz dalej będzie ewoluował w tym kierunku, z pewnością będę czekał na jego nowe utworu.

Deepgate upadło w mrok Otchłani, Ulcis nie żyje, świątynia do tej pory spajająca lud jest w rozsypce. Do tego wszystkiego władzę zaczynają zdobywać Spine, nieludzcy asasyni, którzy wprowadzają żelazny rygor. Dill nie ma wyboru – musi uciekać. Sytuacji wcale nie poprawia to, że nie tylko w Deepgate (czy raczej jego ruinach) źle się dzieje: inne państwa szykują się do wielkiej wojny, której wynik zadecyduje o dalszych losach świata.

Po ponownej lekturze Nocy blizn stwierdziłem, iż jedynym, co wyróżniało tę powieść, był niezwykły klimat. W Żelaznym aniele zmienia się on diametralnie. Atmosfera nabiera bardziej "kosmopolitycznego" wyrazu. Co przez to rozumiem? Pierwsza część cyklu skupiała się na mrocznym mieście, zawieszonym na łańcuchach, którego władcami byli ponurzy kapłani. W kolejnej odsłonie cyklu Campbell zabiera nas w wycieczkę dużo bardziej rozbudowaną – poznajemy potężne morza, miasta innych bogów i – najważniejsze – Piekło. Pomysł na nieustającą wojnę woli w amorficznym świecie mocno przypadł mi do gustu – fragmenty poświęcone Labiryntowi Krwi to zdecydowanie najciekawsza część obu powieści.

Zadziwiającej pomysłowości autora w kwestii uniwersum towarzyszy powiew świeżości w kreacji postaci, która w Nocy blizn odrobinę szwankowała. Dill w końcu zaczyna dorastać i robi to w dosyć ekstremalnych warunkach, ale mam nadzieję, że autor postanowił w końcu zrobić z niego mężczyznę, a nie chwilowego "twardziela". Do tego fascynują nowe postaci: bogowie Rys, Cospinol, Hafe, Merith, Sabor i Hasp. Ten ostatni jest szczególnie interesujący – potężny, pozbawiony swej mocy wojownik w niektórych momentach autentycznie wzrusza. Spodobała mi się także Mina Greene, która okazuje się osobą skrywającą tajemnicę pod maską jowialności. Na koniec pozostawiłem prawdziwą perełkę: Johna Kotwicę. Ten gigant budzi tak wielką sympatię, będąc jednocześnie wielkim wojownikiem, że fragmenty poświęcone jego przygodą czyta się najprzyjemniej.

Kolejną zaletą Żelaznego anioła jest fabuła. Ta w końcu nabiera większej spoistości i logiki. Dalej drażni trochę pourywana narracja, ale przygody bohaterów są zdecydowanie ciekawsze i – co najważniejsze – wciągają. Co prawda uczulonych na schematy może trochę odrzucić kierunek rozwoju wydarzeń, który wskazuje na to, że będziemy świadkami kolejnej wielkiej bitwy o świat, choć przedstawionej w intrygujący sposób. W Żelaznym aniele rozwijają się też trzy najlepsze wątki cyklu – organizacji Spine, rywalizacji między bogami i Piekła. Trochę żal, że z bardzo mrocznego i klimatycznego fantasy robi nam się typowa rzeźnia – pociesza jednak to, że zapewne będziemy mogli jeszcze nieraz odwiedzić niesamowity Labirynt Krwi, który wręcz ocieka intrygującą atmosferą i trochę zmienia odcień całej "wojennej" fabuły.

Styl Campbella, mimo jego ogólnego postępu, trochę pogarsza odbiór powieści. Z jednej strony – co będę powtarzał – świetnie przedstawione Piekło. Niesamowite opisy tego miejsca i jego mieszkańców to prawdziwy popis umiejętności autora. Dobre wrażenie pozostawiają również bitwy i potyczki przedstawiane przez pisarza. Gorzej natomiast wypada początek powieści, trochę męczący w odbiorze. Pod względem opisu nie przypadły mi do gustu także przygody Johna Kotwicy (same w sobie świetne): Campbell trochę zbyt mało wyeksponował bohatera, który ozdabia całą powieść.

Recenzję pisałem ze szczotki, ale o jednym aspekcie wydania wspomnieć mogę (albo raczej muszę): o tłumaczeniu. Znowu boli to, co mocno psuło odbiór Nocy blizn – całkowita dowolność w przekładzie nazw własnych. Nie mam nawet pretensji odnoszących się do konkretnych przykładów, ale pozostawienie części nazw w oryginalne to – moim zdaniem – ogromny błąd.

Żelazny anioł jest powieścią dużo lepszą od poprzedniej części cyklu. Dla każdego, kto czekał na kontynuację opowieści z Deepgate – pozycja obowiązkowa! Może początkowo będziecie trochę zdziwieni lekką zmianą klimatu, ale rozwój wydarzeń z pewnością Wam to zrekompensuje.