» Artykuły » Wywiady » Wywiad z autorami Horrorarium

Wywiad z autorami Horrorarium


wersja do druku

Nie wiem, czy rzeczywiście jesteśmy sami...


Wywiad z Dawidem Kainem, Kazimierzem Kyrczem Jr i Łukaszem Śmigielem, czyli autorami "Horrorarium" – zbioru opowiadań, który wkrótce ma ujrzeć światło dzienne. Czekamy z niecierpliwością, a na osłodę i rozbudzenie ciekawości – kilka słów o książce, o horrorze i mrocznej stronie człowieczeństwa.

Eva 'senmara' Haferkorn: A zatem, co Was kręci – bez ukrywania, chcę wiedzieć o perwersjach, skojarzeniach i stworach czających się w ciemnościach.

Kazimierz Kyrcz Jr: He, he... Niezły wstęp! Można poczuć się jak na kozetce u psychoanalityka. Generalnie od dawna fascynują mnie takie zjawiska, jak wiara, śmierć i seks. Wciąż nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytania: gdzie przebiega granica pomiędzy miłością i nienawiścią? Czy seks jest środkiem czy raczej celem samym w sobie? Czy przemoc psychiczna jest nieodłącznym atrybutem każdej religii? Znaki zapytania mnożą się bez końca...

Dawid Kain: Mnie ostatnio nurtują dwa zagadnienia – media i solipsyzm. Zawsze szczególnie interesowałem się szkołami filozoficznymi stawiającymi podmiot w centrum swoich rozważań. Media traktuję jak coś, co zmienia rzeczywistość. A kończąc z pieprzeniem, powiem, że w swoich tekstach prezentuję postawę, która głosi: rzeczywistość już jest – albo w najbliższym czasie będzie - tylko wytworem naszej wyobraźni; cywilizacja jest odmianą schizofrenii, na którą wszyscy cierpimy; media tę smutną chorobę pogłębią jeszcze bardziej.

Łukasz Śmigiel: W ciemności tak naprawdę niczego nie ma. Oto wielka prawda. Oczywiście my, ludziki, bardzo byśmy chcieli, aby coś tam było – Bóg, miłość, piekło, niebo… Jedną z form szukania czegoś, czego nie ma – magii w świecie (choćby tej najbardziej przerażającej) jest pisanie horroru. Dostrzeganie poprzez ten gatunek niesamowitości, która mogłaby być tuż za naszymi plecami, ale na co dzień jej nie widzimy. To chyba kręci mnie najbardziej – kreowanie niesamowitości, wskazywanie na to, że dookoła nas może dziać się znacznie więcej, niż byśmy przypuszczali…

Preferujecie klimat i niedopowiedzenia czy raczej rzeź? "Krąg", "Inni", "Bękarty diabła". Co oglądacie nocną porą?

KKJ: Spośród tych trzech tytułów najbliżej mi do "Innych". Wciągający, profesjonalnie nakręcony i zagrany obraz. Raczej (choć nie wyłącznie) ciągnie mnie do niejednoznacznych historii. Zbyt dużo mam szacunku dla siebie i czytelników, by uważać, że zawsze i wszędzie trzeba wywalać "kawę na ławę".

DK: Ja także wolę klimat i niedopowiedzenia. Rzeź jest nudna. Jak zauważył kiedyś Kurt Vonnegut – "o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego", więc lepiej zająć się czymś innym. Czymś, co tkwi w podświadomości, w mrokach czających się pod płaszczykiem tak zwanej cywilizacji. Lubię takich reżyserów, jak Aronofsky, Cronenberg czy Fincher. Oni pokazują na ekranie dokładnie to, co chcę oglądać.

ŁŚ: Początkowy klimat i niedopowiedzenia mogą spokojnie prowadzić do rzezi zakończonej kolejnymi niedopowiedzeniami. Uwielbiam tak samo mocno klimatyczne sceny z początku opowiadania "Dzieci kukurydzy" Kinga, jak i komiksowe kopanie tyłków, jakie urządza wampirom w nocnym klubie Snipes w pierwszej części filmu "Blade". A nocną porą oglądałem ostatnio genialny "The Big Hit" z Whalbergiem, pierwszych "Facetów w czerni" oraz "Fargo". Z filmami jest jak z piosenkami – nie ma dobrych czy złych gatunków muzyki, są tylko dobre albo kiepskie piosenki.

Kim jesteście? Kilka słów dla ciekawskich forumowiczów...

KKJ: Jestem starym, wyłysiałym fanem The Cure, byłym basistą, obecnie tzw. urzędnikiem państwowym (wolę nie wdawać się w szczegóły).

DK: Studentem prawa, wielkim fanem literatury i filozofii, nałogowym "oglądaczem" seriali "South Park" i "Twilight Zone", słuchaczem Radiohead, Nine Inch Nails i paru innych zacnych kapel.

ŁŚ: Zrzędą, studentem dziennikarstwa, początkującym radiowcem, zdeklarowanym fanem muzyki Stinga, Petera Gabriela, Davida Bowiego i tuzina innych wykonawców, współtwórcą sieciowej Nowej Kultury, wściekłym na to, jak traktuje się w Polsce młodych zdolnych.

Czy lubicie mieszać horror z innymi gatunkami literackimi? A może opowieść jest najważniejsza bez względu na szufladki?

KKJ: Trafiłaś w sedno. Fakt faktem, że jestem daleki od hiperoptymistycznego twierdzenia głoszącego, że prawdziwa sztuka obroni się sama, ale myślę, że trzeba ostrożnie podchodzić do osób próbujących na siłę wszystko i wszystkich zaszufladkować. Najczęściej są to krytycy, którzy nie mając nic istotnego do powiedzenia, maskują swoją umysłową płyciznę zgrabnymi definicjami czy sformułowaniami.

DK: Szufladki przydają się krytykom, ale też przygodnym czytelnikom – zbłąkanym owieczkom zapędzonym w kąt księgarni. Cały czas powstaje wiele nowych gatunków literackich, inne łączą się, by stworzyć jakąś nową całość. Ten proces jest z pewnością nieodwracalny, ale myślę, że przynosi sporo dobrego.

ŁŚ: Szufladkowanie jest irytujące. Kilka razy zdarzyło mi się napisać w życiu typowe fantasy czy s-f. Obecnie kończę opowiadanie grozy oparte na schematach kryminału, a także rzeczy zupełnie niefantastyczne. Dla mnie zdecydowanie najważniejsza jest opowieść i radocha, jaką może mieć z jej poznania czytelnik.

Wolicie horror gore czy egzystencjalny? Czy uważacie, że w literaturze grozy można stworzyć coś absolutnie nowego, czy tylko modyfikować stare motywy?

DK: Odkąd naczytałem się prozy Becketta, sądzę, że samo opowiadanie historii, wymyślanie fabuł to coś zupełnie nieważnego. I nieistotne, czy robi się to w fantasy, s-f czy horrorze. Fantastyka jest przepełniona opowieściami, które nie mają żadnego znaczenia, wypowiedziano wiele słów, które nie mają żadnej wagi. To niedobrze. Moim zdaniem, pisanie powinno być czymś więcej niż tylko opowiadaniem historii. Trzeba odrzeć literaturę z nadmiaru wymysłów, pisać w sposób bardziej przemyślany, z rozległych rozważań wyciągać samą ich esencję. Gdy tak podejdzie się do pisania, okaże się, że gore – bezcelowa makabra czy potworki występujące na kartach powieści i opowiadań grozy to tak naprawdę bzdurki dla małych dzieci. Prawdziwa groza tkwi w czym innym. W tym, co czai się w naszych umysłach. Ale też w świadomości, że w naszych szafach nie mieszkają żadne bestie, bo tak naprawdę jesteśmy na tym świecie sami.

KKJ: Nie wiem, czy rzeczywiście jesteśmy sami... (śmiech) Nie zapominaj o rozdwojeniu jaźni, która jest udziałem coraz liczniejszego grona naszych pobratymców.

ŁŚ: Muszę przyznać, że bardzo sobie cenię dobrze opowiedziane, zgrabne historie. W gruncie rzeczy ja mam frajdę podczas wymyślania i pisania, ale czytelnikowi zostaje już tylko historia. Bardzo podoba mi się nazwa Carpe Noctem. Trzeba cieszyć się historiami, nawet tymi mrocznymi. Wolę teraz zobaczyć uśmiech na twarzy czytającego fajną historyjkę, niż nastawiać się na zapewnienie sobie nieśmiertelności przez filozofowanie. Chyba jestem prosty… Po Internecie krążył kiedyś manifest prostego człowieka. Popieram go całym sercem!

Jaką rolę przypisujecie publikacji w sieci? Czy jest to okazja do próby sił, czy może głębia bez dna i od razu należy słać tekst do wydawcy?

KKJ: Fakt, że Internet jest pojemnym medium, które jak każdy przejaw ludzkiej działalności ma zarówno dobre, jak i złe strony. O tym, że traktujemy go poważnie, może świadczyć zarówno liczba tekstów, które tam umieściliśmy, jak i ten wywiad...

Zauważyłam, że Dawid często porusza kwestię świata telewizyjnego, przedstawiając je jako swoiste reality show ("Krzesło", "Lustereczko", nawet "Nocna audycja"). Czy uważasz, że to horror dotykający nas wszystkich?

DK: Owszem, uważam że media - a w szczególności telewizja - to nasz prywatny horror, potworek, który zagnieździł się w czterech ścianach naszych mieszkań i mąci nam w głowach. Czasami dochodzę do dziwnego wniosku, że żadna z rzeczy pokazywanych przez media nie jest prawdziwa. Nie wybraliśmy prezydenta, nie ma wojny w Iraku, ptasia grypa nie istnieje, te wszystkie rzeczy to tylko program wymyślany na żywo przez jakichś psycholi. Ale kiedyś tym frajerom – dosłownie i w przenośni - urwie się film, i zobaczymy, jak rzeczywistość wygląda naprawdę... (śmiech)

Twoja "Agnieszka" jest specyficznym opowiadaniem – to dosyć niepokojący obraz pożerającej się miłości . Co czułeś, pisząc je?

DK: Jest to jedno z moich bardzo wczesnych opowiadań. Byłem wtedy po wnikliwej lekturze Gombrowicza i to głównie on wpłynął na ten tekst. A co czułem, pisząc je? Przede wszystkim się śmiałem. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że niechcący opisałem współczesną wojnę płci. Kobiety się wyzwoliły i zabierają mężczyznom ich role społeczne. A w moim opowiadaniu one tych zniewieściałych, zepchniętych na margines mężczyzn zjadają żywcem.

Kazku, czy twoje "V" to zaczepienie o "Higienę mordercy" Amélie Nothomb czy ponure rozmyślania nad McDonaldem?

KKJ: Raczej nad tym, jak przemożny wpływ ma na nas kultura, w której egzystujemy i dorastamy. Rzecz jasna, jest to truizm. Wiele osób jednak zapomina o tym, takie ciągotki mają zwłaszcza tzw. strażnicy moralności. Mam nadzieję, że w "V" udało mi się w niebanalny sposób nawiązać do tego zagadnienia.

Łukaszu, twoje teksty to min. space opera i opowiadania grozy. Lubisz bawić się konwencją czy szukasz własnego stylu?

ŁŚ: Mój styl niewątpliwie ulega ciągłym zmianom. Mentor z radia Wrocław powiedział mi kiedyś, że dobry dziennikarz może z łatwością zajmować się każdym tematem. Sądzę, że z dobrymi pisarzami jest podobnie. Słaby tekst jest słaby niezależnie od gatunku. Lubię próbować nowych rzeczy, czytam bardzo różną literaturę, słucham wszystkiego, co wpadnie mi w ręce, nie boję się też czasem rzucić okiem na ulubione sceny w "Zabójczej broni", "Batmanie" czy "W pogoni za Amy". Miłośnicy fantastyki to nie jedyni odbiorcy na świecie, można próbować tworzyć coś atrakcyjnego także dla innych.

"Horrorarium" - opowiadanie opublikowane w "Pikniku w piekle" – zawierało pytanie bez odpowiedzi. Czym konkretnie jest to "Horrorarium"? Czy po przeczytaniu zbiorku będziemy o krok bliżej wyjaśnienia jego istoty?

KKJ: Interpretacji może być mnóstwo... Czy "horrorarium" to cena, którą płacimy za chciwość, uleganie własnym żądzom i słabostkom? A może rachunek, jaki wystawią nam skrzywdzeni i poniżeni?

Kto wpadł na pomysł, żeby tytuł jednego z opowiadań przenieść na zbiór?

KKJ: Długo kombinowaliśmy, szukając odpowiednio nośnego tytułu. Pierwotnie książka miała nazywać się "Jeźdźcy Apokalipsy", ale na szczęście Gabriela Becla i Zbigniew Tomecki wybili nam to z głów. Przekonała nas ich argumentacja, że ten oklepany zwrot odstaje od jakości tekstów in minus.

DK: Od dawna uważałem, że "Horrorarium" to świetny tytuł – zarówno dla opowiadania, jak i dla całej książki. Cieszę się, że tak właśnie ochrzciliśmy nasz zbiorek.

ŁŚ: Będąc niedawno w radiu Copernicus, poprosiłem jednego z niemieckich dziennikarzy o to, aby wymówił ten tytuł… Już po wszystkim odparł, że nie zapomni go do końca życia. To chyba mówi samo za siebie (śmiech).

Co nowego znajdziemy w "Horrorarium"? Zakładam, że jesteście już "krok wyżej". Czy wykorzystaliście swoje doświadczenia zdobyte przy "Pikniku..."?

KKJ: Myślę, że "Horrorarium" jako całość będzie lepszą książką od "Pikniku w piekle". Co prawda, napisanie opowiadań, które trafiły do "Pikniku..." zajęło mi więcej czasu i mogłem je dłużej szlifować, ale z kolei tworzenie nowych tekstów było zdecydowanie bardziej świadomą czynnością.

Dawid i Kazimierz już ze sobą współpracowali. Łukaszu, czy czułeś się nowicjuszem w tym zespole? Szefowali ci?

ŁŚ: Pisanie opowiadań do spółki z Kazkiem jest i było bardzo ciekawym doświadczeniem. Nauczyłem się także wiele w temacie "teoria wydania książki w Polsce". Nikt jednak na mnie nie krzyczał i nie wydawał rozkazów. Nie przypominam sobie, abyśmy o cokolwiek się kłócili – pełna kooperacja. Ogromnie się cieszę, że wszystko się udało i że zupełnie obcy ludzie uznali, że warto mnie wziąć pod skrzydła. Mam także nadzieję, że dzięki tej współpracy czytelnik otrzyma trzy różne spojrzenia na grozę. W "Horrorarium" każdy znajdzie coś dla siebie.

Patrząc na spis tytułów widzę puzzle: czy obecność trzeciego autora wpłynęła znacząco na jakość tekstów? Wniosła nowe pomysły? A może jest to po prostu towarzyskie wydanie opowiadań zgodnie z myślą "w kupie raźniej"?

KKJ: W pewnym sensie na każde z tych pytań można odpowiedzieć twierdząco. Na pewno opowiadania zawarte w "Horrorarium" są bardziej różnorodne od tych z "Pikniku w piekle". Jak sama pewnie zauważyłaś, Łukasz ma nieco bardziej "rozrywkowe" zacięcie od Dawida czy mnie, co mogło tylko wyjść książce na zdrowie. No i... rzeczywiście w trójkę jest zdecydowanie raźniej.

Czym jest dla was wspólne pisanie? Stymulacją czy duszeniem się we własnym sosie? Zapewne do takiej współpracy potrzeba wiele taktu i dyplomacji. Kto był łagodzicielem konfliktów, o ile były? Czy pozwalaliście sobie na druzgocącą krytykę i obśmiewanie kiepskich pomysłów?

ŁŚ: Zwykle działało to na dwa sposoby – albo Kazek podrzucał początek historii, a później ja rozciągałem go w różne strony, albo było na odwrót. Oczywiście dyskutowaliśmy później nad poszczególnymi fragmentami opowieści, ale raczej zawsze wszystko szło gładko. Obaj mieliśmy szacunek do własnej pracy i byliśmy otwarci na krytykę.

KKJ: Nic dodać, nic ująć. Jeśli chodzi o mnie, to strasznie lubię pisać w tandemach – poza wieloma innymi pozytywnymi aspektami pozwala mi to na nabranie pewnego dystansu do tego, co tworzę samodzielnie.

W drodze od autora do czytelnika, czyli kilka słów o Panu Wydawcy... "Piknik w piekle" wydało Wydawnictwo Szerg, znane niewielu osobom. Teraz współpracujecie z Copernicus Corporation, które może się poszczycić wydawanymi regularnie pozycjami z półki grozy i horroru. Jakie są plany promocyjne? Na co może liczyć twórca horroru w Polsce ze strony wydawnictwa?

KKJ: Tego jeszcze nie wiemy. Spytaj za rok... Na razie jesteśmy dobrej myśli. Rynek książki w naszym kraju ciężko byłoby nazwać zdrowym, tak więc poszukiwanie uczciwego i rozsądnego wydawcy przypomina najczęściej szukanie igły w stogu siana.

Prowadzicie marketing we własnym zakresie, musicie walczyć o wszystko. A może są szanse na własnego agenta?

KKJ: Trawestując znane powiedzonko o premii, spytam: Agent? A co to takiego? W naszych realiach taki luksus to mrzonki. Nie wiem, który z pisarzy w Polsce może pozwolić sobie na płacenie za "obsługę" jego twórczości. Jeśli już są tacy, to stanowi to wyjątek potwierdzający regułę, w myśl której autor jest zdany na samego siebie.

DK: Załatwianie większości rzeczy samemu nie pozwoli żadnemu twórcy popaść w marazm. Są jeszcze inne rzeczy do roboty poza pisaniem. I dobrze. Można wtedy trzymać rękę na pulsie i orientować się, jakie są prawa tego trudnego rynku.

ŁŚ: Kontakty, znajomości, przysługi – samemu się dzwoni, załatwia, proponuje. Trzeba mieć do tego bardzo dużo wewnętrznego spokoju i nerwy ze stali.

Pytanie ostatnie – wyobraźcie sobie, że macie własne wydawnictwo. Nie za duże, ale prężnie działające i utrzymujące stałą ekipę tłumaczy, redaktorów i seksownych sekretarek. Kogo byście wydawali: rodzimych pisarzy horroru czy pisarzy zagranicznych?

KKJ: Mniam, mniam... Tylko nie mów, że te sekretarki będą chodziły do pracy w koronkowych stringach, bo to byłoby zbyt piękne. A tak na serio – moja luba uczestniczyła ostatnio w kursie obejmującym m.in. wykonanie projektu własnej firmy. Moje kochanie wpadło właśnie na pomysł założenia wydawnictwa promującego młodych, obiecujących autorów grozy. Kalkulacja wykazała, że do tego trzeba n a p r a w d ę dużych pieniędzy. Jeśli dysponowałbym takimi środkami, na pewno stawiałbym na polskich autorów. Od czasu do czasu robiłbym jednak wyjątki dla "zagraniczniaków". Rosjanie, Anglicy, Szwedzi czy Francuzi... Czemu nie? Jest jeszcze tyle do przeczytania!

DK: Świetne pytanie. Pierwsze, co robię, to wydaję wszystkie dzieła Williama S. Burrougsa i wczesne książki Kathe Koi, szczególnie te, których jeszcze w Polsce nie ma. Potem wypijam kilka drinków i zaczynam szukać młodych polskich twórców, którzy muszą spełniać dwa warunki: umieć pisać i pisać odważnie. Czyli tak, żeby przeciętnemu, szaremu czytelnikowi opadła szczęka.

ŁŚ: Zrealizowanie takiego projektu to w pewnym sensie moje marzenie. Marzę także o własnym studiu radiowym, gazecie i… Po pierwsze marzyć zawsze można, po drugie… Tymczasem trzeba skupić się na znalezieniu środków potrzebnych na promowanie i wydawanie siebie. Będąc samemu na minusie, nie można skutecznie pomóc innym.

Zatem życzę Wam tego (tylko uważajcie na skargi o molestowanie), a horroromaniacy trzymają za Was kciuki! Dziękuję za wywiad i z niecierpliwością czekam na książkę.

Z Dawidem Kainem, Kazimierzem Kyrczem Jr i Łukaszem Śmigielem – czyli autorami "Horrorarium" – miała przyjemność rozmawiać Eva 'senmara' Haferkorn.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Prozac
    ...
Ocena:
0
Ciekawi ludzie. Jakoś z grozą w literaturze rzadko obcuję, ale "Horrorarium" po tym wywiadzie zamierzam kupić.

PS. Dla senmary - wywiad pierwsza klasa.
27-01-2006 16:59
wóda
    :)
Ocena:
0
Zgadzam sie z przedmowca - swietny wywiad.
Zreszta czekalem na niego juz od jakiego czasu. ;)
Po przeczytaniu mam wrazenie, ze Horrorarium bedzie sporo lepsze od pikniku. Pozostaje tylko sprawdzic samemu.
27-01-2006 19:01
~Kazek

Użytkownik niezarejestrowany
    oki
Ocena:
0
Fakt, że pytania, jakie zaserwowała nam Eva, były bardzo inspirujące :)
Cześć i chwała Jej za to!
28-01-2006 14:23
Furiath
    :)
Ocena:
0
Ciekawy system pisania wspólnie opowiadań. Dla mnie massacra. Przypomina forumowe zabawy w kończenie opowiadań.

No, ale sposób nie istotny, jesli efekty będą dobre :)

Wywiad fajny, widać, że Senmara w temacie siedzi po uszy :)
30-01-2006 14:08
bukins
    :)
Ocena:
0
Po takim wywiadzie nie pozostaje mi nic innego, jak zapoznać się zarówno z "Horrorarium", jak i z wcześniejszym zbiorem opowiadań, czyli z "Piknikiem w piekle". Good job senmara :)
30-01-2006 19:28
senmara
    :)
Ocena:
0
Dzięki wielkie. Jak widać, ludzie horroru to nader interesujące istoty, zawsze tak uważałam :P
31-01-2006 08:21
Łukasz Śmigiel
   
Ocena:
0
Maro naprawdę dzięki za ciepłe słowa i za...cierpliwość:-) Przy okazji premiery książki trzeba się będzie spiknąć gdzieś przy chmielu i wtedy dopiero ciekawe historie z nas wyjdą:-)
31-01-2006 14:26
Supr
   
Ocena:
0
Jeden z autorow mowi, ze nie ma magii w swiecie... czy nie ciekawiej by pisal, gdyby wlasnie w i e r z y l... albo, kurde, niech przynajmniej tego nie zdradza, ze w nia nie wierzy :p
05-02-2006 10:55
starlift
    Re: Supr
Ocena:
0
Po co ma klamac i robic z siebie glupka? Nie bardzo rozumiem.
06-02-2006 10:49
Supr
    Re: Starlift
Ocena:
0
Pytanie bylo prowokujace, rzecz jasna (znaczek jezora na koncu to troche podkreslal), ale bez wyjasnienia moze pozostac nieczytelne:

Otoz ostatnio czytalem "Duchy, Gwiazdy i Czary" L. S. de Campa, ktory to wysmiewa sie z tzw. zjawisk magicznych i zabobonow. Ksiazka jest niezla (napisalem nawet recke) ale zastanowila mnie jedna rzecz. Tak wielki racjonalista dopisal bardzo duzo Conanow, popoprawial tez oryginaly Howarda. Jednak zrobil to miejscami nieumiejetnie bo wieksza popularnoscia ciesza sie wydane lata pozniej Conany Howarda bez poprawek Campa.
Camp opisywal w swych powiesciach, np. 'Conan z Wysp' zjawiska "magiczne", ale robil to cholernie nieudolnie; wyczuwa sie fuszerke...

Powstaje wiec pytanie: czy osoby biorace sie za pisanie powiesci, w ktorych chca nas przekonac o egzystencji zjawisk nadprzyrodzonych, podczas gdy sami w nie nie wierza, ma sens?
Tzn ma sens, jesli po przeczytaniu tej ksiazki my jej uwierzymy. Ale czy ci autorzy potrafia to osiagnac ze swoja postawa???

Hanns Heinz Ewers pisal doskonale opowiadania grozy, to dla mnie mistrz. Lecz on wierzyl w zjawiska nadprzyrodzone, uczestniczyl w magicznych rytualach, jednym slowem "szukal".
06-02-2006 11:21
senmara
    A czy zjawiska nadprzyrodzone
Ocena:
0
to od razu magia? Duchy i demony nie muszą być magiczne. Czy dusza uwieziona w naszym wymiarze i nawiedzająca np. mikrofalówkę jest magią? Wydaje mi się, że demony, dusze, bogów itd. można nazwać nadprzyrodzonymi ale niekoniecznie magicznymi.
06-02-2006 13:21
starlift
    A sapka czytales?
Ocena:
0
No to sie go zapytaj czy wierzy w magie. :>

Sila pisarza, zwlaszcza fantasty, lezy w tym jak umie przedstawic cos co nie istnieje. I nie musi przy tym wierzyc w rozne istoty o ktorych pisze, skonczyloby sie to pewnie pobytem w zakladzie zamknietym.
06-02-2006 13:49
Supr
   
Ocena:
0
Senamaro, oczywiscie uzywam slowa 'magia' i 'zjawiska nadprzyrodzone' wymiennie; chodzi mi ogolnie o rzeczy niesamowite.

Starlift: czytalem Sapka i pewnie jego fani woleliby, zebys pisal jego "przydomek" duza litera. Poza tym mysle, ze to pytanie zbyt intymne, aby odpowiedzial... ale mozesz probowac :)
06-02-2006 15:42
starlift
    Odpowiedzial
Ocena:
0
nie raz i nie dwa. Skros taki fan to doczytaj. :>
06-02-2006 20:39
Supr
   
Ocena:
0
Ach, jaki tam ze mnie fan Sapkowskiego! Nie jest to dla mnie czlowiek zbyt interesujacy ze wzgledu na zyciorys. Znam tylko jego Wiedzmina i cenie.

Ale Sapkowski nie pisze horrorow.

A teraz ja mam pytanie dotyczace pisarza; liczylem, ze na jego temat rozwinie sie dyskusja: znasz Ewersa?
07-02-2006 18:22

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.