Wrota. Tom 2 - Milena Wójtowicz

czyli znowu ma być śmiesznie!

Autor: Michał 'Grabarz' Sołtysiak

Wrota. Tom 2 - Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz wydała już w Polsce kilka książek. Wszystkie z nich w jakimś stopniu wpisują się w gatunek fantastyki satyrycznej, raz jest to urban fantasy, a raz klasyczne fantasy. Pierwsze Wrota teoretycznie od razu zapowiadały dalszy ciąg, ale nie można było jeszcze stwierdzić, czy przypadkiem autorka nie planuje cyklu. Tom drugi odpowiada na to w pełni. Trzeci prawie na pewno się ukaże. Fabuła zostaje nagle urwana i bez "dalszego ciągu" chyba się nie obejdzie.

Fantasy humorystyczna, taka w stylu Pratchetta, nie jest łatwym gatunkiem. Tutaj nie można stworzyć tylko kolejnej Nibylandii, ze smokami, elfami i całą resztą kanonicznych elementów. Tutaj potrzebny jest zabawny motyw przewodni i niesamowite wyczucie żartu oraz proporcji, by książka nie składała się z samych gagów, które w przesycie nie będą zbytnio śmieszyć.

Milena Wojtowicz stara się przekonać czytelnika, że posiada taki talent. Jest to dalszy ciąg opowieści o anty-księżniczce Saliance, która po tym jak w poprzednim tomie, pozbyła się z głowy tytułowych Wrót do piekieł, tym razem doświadcza opętania. W trakcie fabuły tego tomu, niebezpieczeństwa jakie przygotowała jej autorka stają się coraz groźniejsze. Salianka walczy ze smokami i znowu wędruje po świecie, chcąc nie chcąc pakuje się w kłopoty i miesza w lokalnej polityce. Jako Pani Twierdzy, miejsca będącego uosobieniem zła w wymyślonym przez Wójtowicz świecie, stara się znaleźć szczęście dla siebie, ale niestety nie jest to łatwe, gdy się jest półdemoniczną, odrobinę dziecinną księżniczką. Nadal niechcący jest zła, a w głębi duszy jednak dobra (nie ma niestety klasy Mefistofelesa z Fausta). I wciąż towarzyszy jej tchórzliwy pies Pazur, jej doradcy z Rady Twierdzy spiskują, rycerze są durni, a świat pełen obrzydliwców.

Wrota 2 czyta się lekko, ale co rusz ma się wrażenie, że autorka na siłę stara się "dośmieszyć" postać Salianki. Musi ona wiecznie komentować i pokazywać, jakie to z niej jednak dobre dziewczę i romantyczne, jak Ania z Zielonego Wzgórza. Być może jest to fantasy satyryczna dla kobiet, które w Saliance odnajdą jakąś cześć własnych irytacji i polubią ją za ciągłe problemy z facetami, matką, demonami i całym światem, gdzie makijaż nie chce się trzymać, a każda poznana zła kobieta ma lepsza fryzurę. Jako czytelnik jednak mam wrażenie, że autorka stara się odrobinę na siłę obdarzać humorem postać Salinki i jej losy. Żart goni żart, zawsze są ze trzy ostatnie słowa, bo jedno zdaje się nie wystarczyć i ma się wrażenie przesytu.

Dodatkowo zastanawia mnie nonszalancja autorki, która jak się głębiej zastanowić, czyni ze swojej bohaterki monstrum, które - na przekór swej całej dziewczęcości - jawi się dość krwiożerczo. Być może właśnie fakt, że czytelnik ma się czas zastanowić nad prawdziwą tożsamością Salianki, jest największą słabością Wrót. Zamiast się śmiać, czytający zobaczy opisy wyrwanych serc i roztrzaskanych mózgów. Dodatkowo jeszcze cały wątek polityczny nie za bardzo wyszedł i brakuje mu lekkości, która w fantasy humorystycznej byłaby bardzo pożądana. Na pewno na plus należy zaliczyć pewien smaczek, będący odpowiedzią na temat pancerności gałek ocznych smoków. Niestety mało takich lekkich spostrzeżeń, wyśmiewających kanony fantasy.

Generalnie mówiąc, można przeczytać i czekać na tom trzeci. Jednak mam wrażenie, że autorka dużo lepiej się popisała lekkością pióra i zabawnością w Załatwiacze. Wrota 2 są słabsze, a dodatkowo - jako, że to ciąg dalszy losów anty-księżniczki - oczekiwałem czegoś więcej, na przykład zakończenia, a nie urwanej nagle akcji, jakby to był jakiś serial. No, ale zobaczymy co będzie dalej. Na razie polecam Wrota 2 do poczytania w czasie deszczu.