Ważniejsze niż okruszki

Autor: Jan 'Johny' Pawlak

Ważniejsze niż okruszki

Rynek w Katowicach. Tak, Katowice mają rynek, co prawda obecnie jest totalnie rozkopany przez buldożery, ale jest. I wygląda troszkę lepiej niż przedtem. Na rynku spotkamy bohaterów naszej opowieści: proszę państwa, przed państwem Columbia urbana, znane też jako latające szczury albo po prostu gołębie miejskie. Przyjrzymy się przygodom jednego z nich.

– Wujku Imprezo, co jest najważniejsze w życiu gołębia? – zapytał Ryży.

Wujek impreza zastanowił się przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedział:

– W życiu Gołębia najważniejsze są inne gołębie.

– Naprawdę? A nie okruszki?

– Nie – odpowiedział Impreza, dziobiąc skórkę od chleba.

- A właściwie dlaczego tak jest? – drążył temat Ryży – Przecież okruszki też wydają się ważne.

– Badania na Harvardzie, które zaczęły się w 1938 roku i monitorowały przez 75 lat życie 268 studentów, wykazały, że najszczęśliwsze są nie te osoby, które mają największe bogactwa bądź władzę, ale te, które mają kochającą rodzinę i bliskich przyjaciół.

– Wujku, czy to nie dziwne, że gołąb cytuje badania naukowe? Nie jest to nierealistyczne? Przecież korekta nam to wytnie…

– Ciiiiii, przecież my nie wiemy, że jesteśmy bohaterami opowiadania. Ale masz rację, powinienem to sformułować inaczej. Ekhm, ekh,m Ryży jak będziesz miał tyle lat co ja, sam zobaczysz, że w życiu gołębia najważniejsze są inne gołębie.

– Tak lepiej, wujku.

Ryży miał kochającą rodzinę, ale z przyjaciółmi było gorzej. Postanowił ich jednak zdobyć. Nie wiedział jak, czuł tylko, że w całym tym procesie to on musi być aktywny. Nie może ciągle siedzieć, oglądajac świecące się reklamy na wielkim telebimie, musi wyjść do innych gołębi i wyciągnąć do nich pierwszy swe skrzydło. Zaczął więc poznawać nowe ptaki metodą prób i błędów – zagadując je na ulicach.

– Cześć, chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? – zapytał Ryży.

– Nie mam teraz czasu – odburknął przypadkowy gołąb.

– Nie masz czasu na najważniejszą rzecz w życiu gołębia?

Przypadkowy zamrugał oczami.

– To znaczy na przyjaźń – wyjaśnił Ryży.

– Mały, daj mi spokój, zalatany jestem.

Drugą próbę nasz bohater podjął podchodząc do pięknej gołębicy.

– Cześć, chcesz się zaprzyjaźnić?

– Chwila, to moja kwestia – odpowiedziała Piękna.

– Jaka?

– "Nie kocham cię, zostańmy przyjaciółmi". Ale w twoim przypadku nie mam ochoty nawet na przyjaźń.

Ał, to zabolało naszego bohatera, odtąd podchodził do innych mieszkańców rynku ze znacznie mniejszym zapałem, aż w końcu po dziesiątym podejściu poddał się. Musiał istnieć jakiś inny sposób na zdobycie kumpli, a jeśli tak, to na pewno znał go wujek Impreza. I rzeczywiście: wujek poradził Ryżemu, by poszukał sobie bratniej duszy wśród ptaków, które mają podobne zainteresowania, w ten sposób zawsze będą mieli wspólne tematy do rozmowy.

Ryży zastanowił się, jakie są jego zainteresowania; nietrudno się domyślić, że okruszki i latanie. Był za chudy, by przyjęli go do klubu żarłoków, ale za to latał całkiem nieźle. Na rynku, a dokładniej na samym szczycie Galerii Skarbek, w najbardziej niedostępnym miejscu mieściło się wielkie gniazdo aeroklubu dla gołębi: "Snajperów". Był to teren ściśle patrolowany przez członków klubu, nikt, kto do niego nie należał, nie miał prawa tam przylecieć – od razu był atakowany.

Ryży postanowił obserwować Galerię Skarbek i jak tylko ktoś z niej wyleci, zacząć go śledzić. Czekał godzinę, dwie godziny, cały dzień, aż w końcu wieczorem dojrzał gołębia, który zlatywał na rynek. Ryży podążył za nim. Śledzony wylądował na jednym z pomarańczowych przyulicznych śmietników z zamontowaną popielniczką na papierosy, a następnie zaczął dziobać resztki petów.

– Co robisz? – zapytał Ryży.

– Aaaaaaa! – krzyknął Snajper.

– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.

– Nie przestraszyłeś mnie.

– Ależ tak.

– Ależ nie.

– Ależ tak.

– No dobra, tylko nikomu o tym nie mów, dobrze? Nikt nie może się dowiedzieć, że Bandzior ze Snajperów się kiedykolwiek bał – powiedział czarny gołąb z zawadiacką białą plamką na głowie.

– A czy to coś złego, jak ktoś się boi? Mnie też się to czasem zdarza i wcale się tego nie wstydzę.

– Mały, to nie jest opowiadanie o strachu, tylko o przyjaźni.

– Ciii, wujek Impreza mówił, że my nie wiemy, że jesteśmy bohaterami opowiadania.

– Masz rację. Przejdźmy może do tematu. Niech zgadnę: chcesz się zaprzyjaźnić?

– Tak. Skąd wiedziałeś? – zapytał Ryży.

– Bo taki jest temat tego opowia…. eeee, to znaczy wszyscy chcą się zaprzyjaźnić z Bandziorem. Jestem niesamowicie, nieprzyzwoicie, bluźnierczo, w sposób nieopisany bardzo znany wśród gołębi.

– Zaiste, twoja sława, Bandziorze, aż budzi we mnie niewysłowiony, niewyrażalny, nieznany mi dotąd podziw.

– Ha! – krzyknął czarny gołąb i uśmiechnął się szeroko. – Widzę, mały, że umiesz ze mną znaleźć wspólny język. Wyglądasz na rudego… eee, równego gościa. Chodź ze mną, przedstawię cię innym Snajperom. Tylko wpierw weźmiemy kilka petów.

– Dobrze.

Wzięli ze sobą trochę petów i polecieli na sam szczyt wielkiej galerii Skarbek. Gdy tylko zbliżyli się do budynku, otoczyło ich czterech Snajperów, ale Bandzior powiedział im, że wszystko jest w porządku i że mogą ich przepuścić. Gniazdo Snajperów było luksusowe, stanowiło najlepszy punkt widokowy na całym rynku. To na tym budynku znajduje się wielki telebim z reklamami, więc każdy Snajper mógł je sobie oglądać z bliska. Za dnia emitowane są ze Skarbka reklamy dźwiękowe i gołębie słuchają ich z przyjemnością.

Ryży i Bandzior wylądowali. Położyli pety na ziemię i niemal natychmiast, gdy to zrobili, na papierosy rzuciło się stado Snajperów i zaczęło je dziobać z krzykiem "BALANGA! UŻYWKI!".

– Cisza! – krzyknął Bandzior. Gołębie natychmiast się rozstąpiły. – Chciałbym wam kogoś przedstawić. Oto… jak się nazywasz?

– Ryży.

– Oto Ryży. Mój nowy kumpel. Ryży, poznaj najbardziej ryzykancką i niebezpieczną kompanię wśród gołębi. Oto my, Snajperzy.

– DZIEEEEEŃ – DOOOO – BRYYYYYY – powitało go stado.

– Chciałbym się z wami zaprzyjaźnić i dołączyć do waszego klubu.

– Będziesz tu mile widziany – powiedział Bandzior. – Jednak by dołączyć do nas, trzeba przejść test: lecąc na wysokości dachu Galerii Skarbek, musisz narobić człowiekowi na głowę. W końcu jesteśmy Snajperami.

– Czy to może być dowolny człowiek?

– Nie. To musi być ktoś, kogo lubisz. Narobienie na głowę przynosi szczęście.

Ryży zastanowił się chwilkę.

– Myślę, że lubię autora tego opowiadania.

– CIII, MY NIE WIEMY, ŻE JESTEŚMY BOHATERAMI OPOWIADANIA! – chórem krzyknęło stado.

Następnego dnia rano Ryży szybował wraz ze snajperami na wysokości Galerii Skarbek. Pilnie obserwował ludzi w dole. "A może się nie pojawi", pomyślał. Nasz bohater był przejedzony i gotowy do strzału. Zastanawiał się tylko, czy to, co robi, jest słuszne. W końcu ludzie chyba nie lubią bombardowań, co będzie, jak autor się zdenerwuje? Czy powinienem płacić za przyjaźń Snajperów w taki sposób? Poza tym poprzedniego wieczoru Ryży nabrał wątpliwości co do swoich nowych przyjaciół. Żuli tytoń, co wśród gołębi uchodzi niemal za zażywanie narkotyków. Byli głośni, grubiańscy i bili się prawie o wszystko. Ale czy istniał inny sposób na zdobycie przyjaciół?

Jest! Koło Skarbka, do pracy, szedł autor. Był bezbronny, nie miał ani parasola ani czapki. Wiedział, że coś złego może się stać, w końcu pisał to opowiadanie. Postanowił jednak, że poświęci się dla dobra fabuły.

Ryży leciał dokładnie nad autorem. Snajperzy zaczęli otaczać człowieka ze wszystkich stron. Niektórzy lądowali na ziemi, by lepiej zobaczyć miejsce trafienia. Inni obserwowali sytuację z powietrza. Ryży wzbił się trochę wyżej, przycelował i zaczął nurkować.

– Bomby zrzuć! – krzyknął i ładunek zaczął spadać w dół. Wszystko działo się niemal w zwolnionym tempie. Guano zmierzało wprost na rozczochraną łepetynę prawie nic nieświadomego autora. PLASK, trafiony. Operacja militarna się udała.

Tego dnia snajperzy świętowali przyjęcie nowego członka. Było więcej petów, więcej bójek i więcej kłótni o okruszki. Ryży miał w końcu przyjaciół.

Nazajutrz jednak skończyła się sielanka. Na wszystkie gołębie na rynku padł blady strach. W powietrzu pojawił się sokół – policjant, którego zadaniem było zrobić porządek z latającymi szczurami. Już parę szkodników dostało się do aresztu, a wśród nich wujek Impreza.

– Teraz jesteście moimi przyjaciółmi. Pomóżcie mi odbić wujka Imprezę! – poprosił Snajperów Ryży.

– Ale to przecież jest sokół. Nikt z nas nie ma z nim szans.

– Czyżbyś się bał, Bandziorze? – zapytał nasz bohater.

– Ja!? Ależ skąd! – krzyknął czarny gołąb z zawadiacką białą plamką na głowie.

– MY SIĘ JEDNAK BOIMY – powiedziała reszta snajperów.

– Dobrze, więc pójdziemy tylko ja i Bandzior.

– Właśnie, tchórze, tylko Ryży i ja. Mamo, w co ja się wkopałem…

Mieli plan. Bandzior miał robić za przynętę, podczas gdy Ryży uwolni wszystkie gołębie z więzienia, które znajdowało się na dachach kamienic na ulicy Teatralnej. Ruszyli do akcji. Czarny gołąb wzbił się w powietrze pierwszy i zaczął krzyczeć:

– Hej, hej, hej, sokoły, wy jesteście głupki, ciołki i matoły, tak, tak, tak, to prawda, powie to osoba każda…

Sokół zaczął się wznosić.

– Hej, hej, hej, sokoły, wy jesteście głupki, ciołki i matoły, tak, tak, tak, to prawda, tak, to prawda, tak, tak, tak…. Mamo, ratunku! – I Bandzior zaczął uciekać co sił w skrzydłach.

Tymczasem Ryży dostał się do więzienia. Czekało tam na niego dziesięć gołębi i wujek.

– Ryży szybko otwórz drzwi!

– Wujku Imprezo, jak?

– Musisz znaleźć wytrych. W najbliższym śmietniku.

Po kilku cennych sekundach Ryży powrócił z drucikiem.

– Mam nadzieję, że Bandzior zatrzyma sokoła jeszcze trochę.

– Za późno – powiedział Impreza. – Policjant już wraca z kolejnym więźniem.

– Dobra, plan jest taki, jak tylko otworzy drzwi, wszyscy razem rzucamy się na sokoła, zabierzemy mu klucze i zamkniemy go w tej klatce.

– Ale przecież to jest sokół… – powiedział Wujek.

– WŁAŚNIE, MY SIĘ BOIMY – powiedziała reszta gołębi.

– Wiem, że się boicie, ale razem damy mu radę. Nie mamy innego wyjścia.

Tymczasem sokół wrócił z Bandziorem. Gdy tylko policjant otwarł klatkę, Ryży rzucił się na niego od tyłu i wepchnął go do środka. Więźniowie jak na komendę zaatakowali strażnika. Nagle wszędzie zaczęło latać pierze, słychać było dziobanie i łopot skrzydeł. Gołębie wspólnie obezwładniły strażnika i zamknęły klatkę.

– Chwileczkę – powiedział Sokół – nie zostawiajcie mnie tu, proszę.

– Dlaczego mielibyśmy cię posłuchać? Przecież nas tu zamykałeś. – powiedział Ryży.

– To nie moja wina, to autor mi kazał. Zdenerwował się na was za to, że jeden z was narobił mu na głowę. Jeśli go przeprosicie i wypuścicie mnie z klatki, obiecuję, że nie będę na was więcej polował.

– Dobrze – zgodził się rudy gołąb – możesz wyjść i przekazać mu moje przeprosiny. Możesz mu też powiedzieć, że nie przyłączę się jednak do Snajperów.

– Jak to nie? – zapytał Bandzior

– Co by było, gdyby sokół zabijał? Przez wasz rytuał przejścia mógłbym stracić wujka Imprezę. Poza tym oprócz ciebie nikt ze Snajperów skrzydłem nie kiwnął, by nam pomóc. Będę musiał sobie gdzie indziej poszukać przyjaciół.

– Ze mną możesz się cały czas przyjaźnić – oznajmił czarny gołąb.

– I Z NAMI – poparło go dziesięć uratowanych gołębi – I Z NASZYMI PRZYJACIÓŁMI I Z ICH PRZYJACIÓŁMI.

– Cóż, jestem zaskoczony… czy to znaczy, że aby zdobyć przyjaciół, trzeba pokonać sokoła?

– Zdobyłeś przyjaciół – powiedział Impreza – bo zrobiłeś coś dobrego dla innych. Wszystkie sposoby, których dotychczas użyłeś, mogą okazać się skuteczne, ale ten ostatni jest moim zdaniem najpiękniejszy.

– Przestań wujku. Jeszcze czytelnicy nabawią się próchnicy od nadmiaru cukru w tekście.

– Mogę sobie pozwolić na takie słowa. Pamiętaj, że my nie wiemy, że jesteśmy bohaterami opowiadania.