Traveler #1. Wędrowiec

Lekko, szybko i przyjemnie

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Traveler #1. Wędrowiec
Przeznaczona dla dzieci książka, osadzona w uniwersum World of Warcraft? Nie brzmiało to dobrze, a jednak jej lektura sprawiła mi naprawdę pozytywną niespodziankę.

Premiera Travelera poprzedzona była szeroko zakrojoną kampanią promocyjną. Zapewne na wszelki wypadek: z jednej strony książki oparte na WoWie są u nas stosunkowo popularne, z drugiej – to pierwsza pozycja przeznaczona stricte dla najmłodszych czytelników. Można więc było żywić pewne obawy co do jej poziomu. Na szczęście nie ma się o co martwić: Wędrowiec jest przyjemny, lekki i wciągający – powinien przypaść do gustu dzieciakom.

Akcja kręci się wokół Arama Thorne’a, dwunastoletniego syna kapitana okrętu. Chłopak jest skonfliktowany z ojcem, który porzucił rodzinę sześć lat wcześniej, po czym pojawił się znikąd i zabrał młodzika na roczny termin na pokładzie Falośmigłego. Sytuacja zmienia się, gdy załoga zostaje zaatakowana – Aram i Makasa, służąca na statku jako oficer, ledwo uchodzą z życiem. Wyruszają w drogę do domu chłopca, ale za nimi podążają wrogowie, którzy, wedle wiedzy Arama, zatopili Falośmigłego i zabili ich towarzyszy… Czego chcą od uciekinierów i jak skończy się ta niebezpieczna przygoda?

Tak prezentuje się fabuła w ogólnym zarysie. Podczas lektury widać jednak wyraźnie, że Greg Weisman, postanowił wpleść w nią inne treści, znacznie poważniejsze, niż to zwykle ma miejsce w przygodach młodocianych bohaterów. Wydarzenia rozkręca ją się powoli, bo czytamy przede wszystkim o trudnej relacji Arama z ojcem – o niezrozumieniu, jednostronnej niechęci, nieumiejętności rozmowy. Oczywiście podano to w atrakcyjnej formie – poznajemy tryb życia załogi okrętu i przeszłość chłopca, nie zabraknie informacji o krainie Azeroth czy walk i przepychanek, więc nudy nie uświadczymy. A kiedy już wędrujemy przez kontynent, akcja jeszcze się zagęszcza – dołączają nowe postaci, a pościgi czy porwania stają się realnym zagrożeniem na co dzień.

Dzięki takiemu dwutorowemu prowadzeniu fabuły – podzielonej na wątek przygodowy i obyczajowy – z przyjemnością obserwujemy wędrówkę Arama po Azeroth. Chłopiec bardzo zmienia się na przestrzeni pierwszego tomu i wyraźnie widać, że nie jest to koniec ewolucji jego postaci. Gdy dodamy do tego ciekawą menażerię towarzyszy, których spotyka po drodze – z murlokiem i elfickim druidem włącznie – otrzymujemy barwny obraz świata gry. Są też oczywiście złole – ci, którzy zaatakowali Falośmigłego i tropią Arama. Tu autorowi trochę nie wyszło: bohaterowie negatywni w tym momencie opowieści są niezbyt groźni, za to dość komiczni, momentami do przesady.

Co ważne, Traveler. Wędrowiec nie wymaga od czytelników znajomości realiów WoWa. Akcja poprowadzona jest tak, by nie-gracze też znaleźli w książce jak najwięcej dla siebie, a wszelkie wątpliwości wyjaśniono w opisach lub… ilustracjach – Aram jest małym artystą i rysuje swoich towarzyszy, więc całkiem ładne ryciny kolejnych ras i bohaterów pojawiają się co kilkanaście stron. To rozwiązanie z pewnością ułatwi lekturę młodocianym czytelnikom, którzy z grą zapewne nie mieli wiele do czynienia. 

Traveler okazał się powieścią doskonałą dla dzieciaków, które lubią baśniowe, fantastyczne historie o ich dzielnych rówieśnikach. Nie jest idealnie, ale dostajemy tu sprawne pióro, ciekawy morał, do tego ładnie zarysowany świat przedstawiony – wiele więcej od książki dla dziesięciolatków wymagać nie trzeba. W porównaniu z innymi pozycjami fantasy dla młodych czytelników – takimi jak średni Eragon czy bardzo dobre Skrzydła Ognia – wypada naprawdę nieźle i bardzo sympatycznie.