» Recenzje » The Way of Kings (Droga królów)

The Way of Kings (Droga królów)


wersja do druku

Początek nowej wspaniałej przygody

Redakcja: Piotr 'Clod' Hęćka, Staszek 'Scobin' Krawczyk

The Way of Kings (Droga królów)
Brandon Sanderson, znany dotychczas z pojedynczych powieści oraz trylogii Ostatnie Imperium, postanowił dołączyć do grona autorów piszących serie zajmujące całe półki i rozpoczął obliczony na dziesięć książek cykl The Stormlight Archive. The Way of Kings to dopiero pierwszy tom, ale od razu dający dobre pojęcie o tym, czego możemy się spodziewać.

Amerykanin jest obecnie jednym z najpoczytniejszych autorów fantasy na świecie, ale nie znaczy to wcale, że jego dzieła nieodmiennie zachwycają. Owszem, niemal wszystkie prezentują równy, wysoki poziom (pomijając odstające od reszty Elantris), ale w każdym występują te same zalety i wady. Czytając powieść Sandersona, możemy się spodziewać świetnych systemów magicznych, intrygujących fabuł, zaskakujących zwrotów akcji i dobrze wykreowanych światów przedstawionych, ale z drugiej strony także raczej papierowych postaci i bardzo przeciętnych dialogów. Tym bardziej cieszy fakt, że The Way of Kings daje nadzieje na dalszy rozwój umiejętności pisarza, bo choć powyższe wady wciąż występują, to w zauważalnie mniejszym stopniu niż dotychczas.

Roshar jest światem nawiedzanym przez magiczne burze niszczące wszystko na swojej drodze, przez co znacznie częściej można tam natknąć się na pustkowia niż tereny nadające się do uprawy. Kiedyś ludzkimi cywilizacjami opiekowali się obdarzeni niezwykłymi mocami Heroldowie, którzy dowodzili armiami podczas zdarzających się co kilka wieków Spustoszeń; odeszli jednak tysiąclecia temu, nie zdradzając nikomu swoich pobudek. Wraz z ich zniknięciem świat przestały nawiedzać Spustoszenia, ale taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie; już wkrótce rozpocznie się kolejny kataklizm, tym groźniejszy, że całkowicie niespodziewany.

Podczas uczty wieńczącej podpisanie traktatu o przyjaźni między królestwem Alethkaru a żyjącym na Strzaskanych Równinach ludem Parshendi zostaje zamordowany Gavilar Kholin, władca dopiero niedawno zjednoczonego państwa. Zdumienie budzi jednak fakt, że do zlecenia zabójstwa natychmiast przyznają się emisariusze Parshendi, przez co rozpoczyna się wojna, której celem ma być zemsta za śmierć króla. Mija kilka lat i wyznaczony cel nie znajduje się ani trochę bliżej, jako że skłóceni Wielcy Książęta Alethkaru nie mają absolutnie żadnego zamiaru podjąć współpracy, ku rozczarowaniu Dalinara, brata zabitego władcy. Jego próby przekonania arystokratów do szybkiego zakończenia wojny spełzają na niczym, jako że każda kolejna bitwa daje szanse na zdobycie występujących tylko na Równinach bogactw. Co więcej, Dalinara od kilku miesięcy nawiedzają niejasne wizje, z których tylko jedno przesłanie jest oczywiste – musi zjednoczyć skłóconych książąt pod wspólnym sztandarem, bo inaczej wkrótce dojdzie do czegoś strasznego.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Na Strzaskanych Równinach niebawem znajdzie się również Kaladin, młody żołnierz sprzedany w niewolę w zagadkowych okolicznościach. Po dotarciu na miejsce zostaje włączony w skład grupy mostowej, która ma za zadanie budowanie przepraw dla armii tuż przed bitwą, co wiąże się z nadzwyczaj wysoką śmiertelnością. Wiecznie zmęczeni, zagrożeni ze wszystkich stron robotnicy szybko tracą wolę walki, i tak samo Kaladin po pewnym czasie zaczyna rozważać popełnienie samobójstwa. Udaje mu się jednak poruszyć w sobie ostatnie pokłady determinacji; za cel stawia sobie nie tylko przetrwanie koszmarnych warunków w jakich się znalazł, ale również przywrócenie towarzyszom chęci do życia. Z kolei do odległego Kharbranthu przybywa Shallan, młoda arystokratka z nękanej długami rodziny, która ma nadzieję przekonać znaną uczoną do przyjęcia jej na wychowankę. Nie chodzi tu jednak tylko o chęć zdobycia wiedzy: głównym celem dziewczyny jest znalezienie sposobu na uratowanie swojego rodu, niezależnie od tego, czego będzie to wymagało.

Jak zwykle w książkach Sandersona, wykreowany świat wyróżnia się na tle większości przedstawionych w powieściach fantasy miejsc. Jako że The Way of Kings ma niemal tysiąc stron, Roshar został przedstawiony na tyle starannie, że bez większych trudności można sobie wyobrazić opisywane krainy, wraz z ich fauną i florą oraz zwyczajami zamieszkujących ich ludów. Autor nie bał się również wprowadzić tradycji, które mogą dziwić współczesnego czytelnika, jednak są głęboko zakorzenione w kulturze bohaterów, jak np. ścisły podział obowiązków między płciami (mężczyźni – wojna, dyplomacja, handel; kobiety – nauka, administracja, księgowość) czy też poglądy dotyczące seksualności (kobiety muszą nosić lewą dłoń w rękawiczce, by nie gorszyć innych). Z drugiej strony niektóre sceny nie wnoszą wiele do fabuły, wprowadzają tylko kolejne detale dotyczące uniwersum powieści, na czym miejscami cierpi tempo akcji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Kreacja postaci zawsze była słabością Sandersona, ale po kilku książkach można dostrzec znaczną poprawę. Kaladin zupełnie niespodziewanie stał się jednym z moich ulubionych bohaterów w fantasy – Sandersonowi udało się stworzyć realistyczny portret mężczyzny w zasadzie pozbawionego słabości, ale płacącego ciągłymi wyrzutami sumienia na myśl o wszystkich towarzyszach, którzy zginęli, podczas gdy jemu zawsze udaje się ocaleć. Łatwo jest uwierzyć w jego sukcesy, gdy wkłada w ich osiągnięcie całą swoją determinację, przekonując również innych do postępowania tak jak on i w końcu odzyskując poczucie własnej wartości wśród ekipy mostowej. Dotyczy go zdecydowanie najwięcej rozdziałów, więc to właśnie jego czytelnik poznaje najlepiej i w jego historię jest najłatwiej się wciągnąć. Pośród zalewu bezwzględnych i mrocznych antybohaterów, jacy występują w innych seriach, honorowy i sympatyczny, a przy tym rozsądny młodzieniec paradoksalnie staje się kimś oryginalnym, zwłaszcza że łatwo można zrozumieć jego punkt widzenia. Dalinara da się za to opisać jako inteligentniejszego kuzyna Neda Starka, nie podejmującego głupich decyzji, ale wciąż związanego honorem i tym, co uważa za słuszne, pomimo krytyki i pogardy ze strony innych. Warto zauważyć, że rozwija się on najmniej spośród głównych postaci, ale tylko dlatego, że jest mężczyzną w średnim wieku, który już przeszedł swą wewnętrzną przemianę. Najsłabiej wypada Shallan, z racji tego, że otrzymała najmniej miejsca na kartach książki spośród trójki protagonistów, a także z powodu raczej kiepskich dowcipów, uznawanych jednak za przezabawne przez inne postaci... Oto złamanie zasady Show, don't tell w najczystszym wydaniu. Mimo to ma potencjał na bycie interesującą postacią, tym bardziej że to właśnie jej ma zostać poświęcony drugi tom serii. Natomiast galerię postaci drugoplanowych oceniam dodatnio – mamy do czynienia z co najmniej kilkoma intrygującymi personami, wśród których prym wiodą Jasnah, uczona-ateistka w świecie zdominowanym przez wierzących, oraz Sadeas, do bólu pragmatyczny polityk, uwikłany w ciągły konflikt z Dalinarem.

Kolejny sukces autor odniósł, tworząc fabułę. Nie ma tu żadnych wstrząsających zwrotów akcji, niemal wszystkie wątki są przewidywalne, a mimo to trudno jest oderwać się od lektury, zwłaszcza w przypadku rozdziałów skupionych na Kaladinie. Jako że mamy do czynienia z pierwszą częścią długiego cyklu, znacząca część książki jest poświęcona wprowadzeniu czytelnika w zupełnie nowe realia oraz zapoznaniu go z głównymi postaciami i wątkami, ale mimo to nie odczuwa się znużenia związanego często z opisywaniem świata przedstawionego. Póki co można odnieść wrażenie, że The Stormlight Archive będzie przystępniejszą dla zwykłego czytelnika wersją Malazańskiej Księgi Poległych – wiele wątków i postaci, ale bez przesadnie rozbudowanego tła historycznego i niewiele wnoszących rozmyślań filozoficznych, którymi cechuje się seria Kanadyjczyka. Oczywiście, trudno wydawać osądy po zaledwie jednej książce, ale sam fakt, że seria ma liczyć dziesięć tomów, mówi wiele o ambicjach autora. Nietrudno jednak zauważyć, iż The Way of Kings jest nieco zbyt długie; całość można by skrócić o przynajmniej sto stron, zaczynając od usunięcia niektórych retrospekcji Kaladina, pokazujących wprawdzie, kim był jako dziecko a potem nastolatek, ale niezbyt odkrywczych.

Najsłabszą część książki stanowią dialogi. Nie są wprawdzie w żadnym wypadku złe, ale odstają poziomem od innych elementów powieści. Widać to nie tylko we wspomnianych żartach Shallan, ale też w występujących w książce fikcyjnych przekleństwach pojawiających się zamiast tych powszechnie stosowanych, przez co niektóre zdania wyglądają po prostu śmiesznie. Owszem, zdarzają się zapadające w pamięć rozmowy, ale na pewno nie na poziomie tych z książek Eriksona, Lyncha lub Rothfussa. Na pochwałę zasługują za to sceny akcji, równie dobre jak w chwalonym za nie Ostatnim Imperium, chociaż czasem występują w zbyt dużych ilościach, nabijając liczbę stron.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Okazjonalne słabości nie zmieniają faktu, że The Way of Kings to bezpretensjonalna, bardzo dobra powieść, być może najlepsza w dotychczasowym dorobku Sandersona, a jeśli nie, to na pewno będąca w czołówce jego twórczości. Pomimo przeciętnych dialogów, braku zaskoczeń fabularnych oraz niepotrzebnie wysokiej liczby stron nowy utwór Amerykanina zapewnił mi mnóstwo rozrywki, i to takiej, że dosłownie nie mogłem się oderwać od lektury. Z całą pewnością warto sprawdzić pierwszy tom The Stormlight Archive – jest spora szansa, że oglądamy początek cyklu fantasy, który za kilka dekad będziemy jednym tchem wymieniać obok Pieśni lodu i ognia, Malazańskiej... oraz Koła Czasu.

Książka ukaże się w Polsce 30 kwietnia nakładem Wydawnictwa MAG. Opublikowana zostanie pod tytułem Droga królów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
7.75
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: The Way of Kings
Cykl: The Stormlight Archive
Tom: 1
Autor: Brandon Sanderson
Wydawca: Tor Books
Data wydania: 31 sierpnia 2010
Liczba stron: 1008
Oprawa: twarda
Cena: 27,99 $



Czytaj również

Słowa światłości
Epickie fantasy żyje!
- recenzja
Słowa Światłości
Prawdziwie epickie fantasy
- recenzja
Droga Królów
Początek bardzo długiej drogi
- recenzja
Warkocz ze Szmaragdowego Morza
Sanderson w stylu baśniowo-przygodowo-prześmiewczym
- recenzja
Zaginiony metal
Godne pożegnanie z Drugą Erą Zrodzonego Z Mgły
- recenzja

Komentarze


Scobin
   
Ocena:
+1

Czytam sobie stopniowo tę powieść i jest całkiem nieźle. Ogólnie zgadzam się z recenzją, zresztą rozmawialiśmy o tym prywatnie, więc tutaj tylko trzy spostrzeżenia (po przeczytaniu 56% tomu):

  1. Dalinar rzeczywiście nie zmienia się za mocno, ale warto dopowiedzieć dla czytelników, że i on przechodzi pewną ewolucję.
  2. Mniej więcej w połowie książki następują ważne przełomy w każdym z trzech głównych wątków osobistych. Wcześniej wątki te rozwijają się spokojnie.
  3. Bardzo podoba mi się to, że w książce jest wyraźnie obecna problematyka podporządkowania ciemnookich jasnookim (i że najważniejszy bohater ma właśnie oczy ciemne). Mam wrażenie, że to w fantasy nadal dość świeża rzecz, choć z pewnością Droga królów nie jest pierwszym takim przypadkiem w historii.
23-04-2014 22:49
Scobin
   
Ocena:
0

OK, skończyłem. Czytało się nieźle, jestem wciągnięty, świetna końcówka, natomiast całość skróciłbym nie o sto, tylko najlepiej o pięćset stron. ;-) To może być paradoks, ale mam wrażenie, że Sandersonowe tempo pisania nie sprzyja porządnej redakcji tekstu, a więc i jego skróceniu. Stąd ode mnie ostatecznie siódemka – nie rewelacyjnie, lecz na tyle dobrze, że po drugi tom również sięgnę.

01-05-2014 18:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.