Sztywny

Mało Zony w Zonie

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Sztywny
Bandyta, kłamca, morderca, oszust… Istnieje mnóstwo określeń pasujących do Sztywnego, tytułowego bohatera powieści Michała Gołkowskiego, ale jedno jest pewne – żadne z nich nie będzie pozytywne.

Sztywny jest młodym mężczyzną żyjącym w miasteczku nieopodal Zony. Jest człowiekiem działającym pod wpływem impulsu, pozbawionym honoru, nie stroni od alkoholu i narkotyków, aczkolwiek pociąga kobiety, choć głównie te mniej wybredne. To także morderca, łgarz i oszust, o którym naprawdę trudno byłoby powiedzieć coś pozytywnego. Nasz protagonista pracuje dla miejscowego handlarza zwanego Szefem. Zgodnie z jednym z jego zleceń, Sztywny wraz z dwoma towarzyszami miał udać się do Zony i przynieść z niej pewną rzecz. Po drodze jego kamraci zaczęli powątpiewać w wartość kontaktów z Szefem i poczęli kombinować w jaki sposób oszukać zleceniodawcę, a później zgarnąć pieniądze. Sztywny w tym jednym wypadku postanawia być na swój sposób (towar i tak chce sprzedać komuś innemu) lojalny i zabija kompanów. Problem pojawia się po powrocie do miasteczka, gdyż nikt nie wierzy w jego wersję wydarzeń.

Gołkowski stworzył postać zepsutą, gorzką i całkowicie pozbawioną moralności. Decyzje i działania podejmowane przez Sztywnego rzadko kiedy mają coś wspólnego z logicznym myśleniem. Jego ciągłe kłamstwa i machlojki, tony wulgaryzmów i wyzwisk, a także kiepskich i prostackich żartów po prostu irytują. Podczas lektury często zastanawiałem się czy Gołkowski naprawdę nie mógł wykreować negatywnego bohatera bez nadużywania przekleństw - a co więcej, postanowił zamieścić kilka zdecydowanie niesmacznych opisów, jak chociażby sen z zombie w roli głównej, który bynajmniej nie kończy się na chęci pożarcia człowieka przez umarlaka. Styl Gołkowskiego bywa miejscami przyjemny w odbiorze, dzięki czemu powieść czyta się całkiem szybko, niestety, wymienione wyżej mankamenty występują na tyle często, że książka wywołuje miejscami uczucie zniesmaczenia.

Autor zawalił też kwestię ukazania kobiet. O ile w Ołowianym świcie ewentualne przedstawicielki płci pięknej musiałyby być stalkerami, to już w recenzowanej książce autor miał o wiele większe pole do popisu ze względu na umiejscowienie akcji w miasteczku obok Zony. Niestety, kobiety, a często wręcz bardzo młode dziewczyny, służą jedynie zaspokajaniu potrzeb seksualnych Sztywnego, będąc głupiutkimi trzpiotkami, potrafiącymi nawet dzwonić do protagonisty z błagalną prośbą o jeszcze jeden, ostatni raz. Książka nic by nie straciła gdyby postacie kobiece zostały pominięte. Można się domyślać, że Gołkowski chciał je przedstawić w ten sposób, aby Sztywny zyskał wizerunek jeszcze większego cwaniaka i hedonisty, ale są to fragmenty zwyczajnie słabe i bezsensowne. Męskie postacie poboczne są już bardziej wiarygodne, ale wciąż nie jest to poziom warty zapamiętania. Dość powiedzieć, że tydzień po zakończeniu lektury, ledwie byłem w stanie przypomnieć sobie imiona dwóch bohaterów drugoplanowych. 

W Sztywnym, akcja przez większość czasu omija Zonę szerokim łukiem, skupiając się na wydarzeniach w miasteczku. Problem w tym, że główna oś fabularna jest rozwijana bardzo powoli i zanim faktycznie stanie się punktem centralnym książki, czytelnik jest już w połowie lektury. Autor poświęcił mnóstwo miejsca na kreację głównego bohatera, łącząc go z paserami, kobietami i innymi stalkerami, niemal rezygnując przy tym z Zony, co w ostatecznym rozrachunku wyszło książce bardziej na minus niż plus. Zamiast wprowadzenia nowych frapujących powiązań między skażoną strefą a światem zewnętrznym, dostajemy książkę z której wieje nudą. Zwroty akcji są przewidywalne do bólu, pułapki w które pchają się bohaterowie – oczywiste, a irracjonalne zachowania bohatera miast zmusić do myślenia, wywołują raczej zniesmaczone kręcenie głową. Dopiero w końcówce akcja dzięki jednemu pomysłowi zaczyna się rozkręcać, co może zachęcić czytelnika do dokończenia lektury powieści mimo wcześniejszych błędów.

Początkowo wolne tempo, duża ilość wulgaryzmów, irytujący bohater oraz płaskie postacie poboczne to największe wady Sztywnego. W ostatecznym rozrachunku ta pozycja stanowi ledwie przeciętne czytadło, które przez większość czasu jest bardzo słabe i w niewielkim stopniu ratuje się intrygującym i oryginalnym finałem. Osoby dotąd niezainteresowane Zoną z pewnością nie zmienią swojego nastawienia po lekturze Sztywnego, a i fani uniwersum również nie znajdą tu zbyt wiele dla siebie.