Sześć razy śmierć - Adam Zalewski

Autor: Małgorzata 'Schleppel' Tomaszek

Sześć razy śmierć - Adam Zalewski
W życiu każdego czytelnika są książki, które po prostu odrzucają: irytujące, niechlujnie opowiedziane historie pretendujące do miana literatury, a będące zaledwie szkicem. Tak było w moim przypadku z antologią opowiadań Adama Zalewskiego: pojedyncze historie jeszcze bym zniosła, jednak zebranie ich w jednym zbiorze obnaża bezlitośnie wszelkie niedostatki warsztatu autora.

Zalewski debiutował Białą wiedźmą, solidnie skrojoną historią o amerykańskim psychopacie, wyraźnie inspirowaną twórczością Stephena Kinga, ale też umiejętnie czerpiącą z literackiego dorobku tegoż. Polskiemu pisarzowi udało się rzetelnie wykreować klimat amerykańskiej prowincji, przy okazji tworząc ciekawą opowieść z duchami w tle. Tym większym rozczarowaniem okazał się zbiór nieciekawych, do bólu wtórnych opowieści, zaludnionych papierowymi postaciami, obficie polany sosem przekleństw i hiperrealistycznych okrucieństw.

Każde z opowiadań zawiera obrazy bólu i cierpienia, a ich szczątkowa fabuła każe podejrzewać, że chodzi w nich o epatowanie okrucieństwem właśnie. Pierwsze, Kilof, opowiada o bardzo zdegenerowanym ojcu, którego główne zajęcie to przepijanie pieniędzy i bicie rodziny. Któregoś dnia przesadza z wybuchami agresji i…nietrudno się domyślić, jaki będzie finał całej sprawy. Równie niewielką wartość literacką ma Osiedle drwali, koncentrujące się na walce bogacza z młodym farmerem. Banalny z pozoru zatarg o skup jabłek przeradza się w poważny konflikt angażujący wiele osób. Agnes to historia początkującego pisarza i jego powieści, bezlitośnie skrytykowanej przez pewną wpływową dziennikarkę. Najgorsze, najbardziej banalne opowiadanie, czyli Rzeźbiarz, dotyczy człowieka zapadającego na chorobę psychiczną, wskutek której przemienia się w krwiożerczą bestię. Jest jeszcze Krwawy ślad z tajemniczym psychopatycznym mordercą i Nad rzeką węży, opowiadające o morderstwie sprzed lat.

Sześć opowiadań, które mimo hektolitrów krwi i przerażających scen są najzwyczajniej w świecie nudne, a finał każdego z nich da się przewidzieć po zaledwie kilku stronach. Zalewski kreśli obraz rzeczywistości, w której wystarczy najmniejszy impuls, by wpaść w prawdziwy szał. Zimna zupa czy kiepska recenzja, to dla jego bohaterów wystarczający powód, by obić komuś twarz, a nawet próbować zabójstwa. Niestety, nie zostałam przekonana ani przez tę wizję, ani przez jednowymiarowych bohaterów i ich wydumane perypetie. Autor w poprzedniej książce poświęcił dużo miejsca na wykreowanie wiarygodnych postaci, a w tej mamy do czynienia płaskimi i nieprzekonywującymi tworami literackimi, prawie nie zróżnicowanymi. Niewiele też zostało z klimatu amerykańskiej prowincji, tak wiernie oddanego w debiutanckiej powieści. Kreowanie świata przedstawionego tekstami: "zjedzmy hamburgera", czy też "bywaj Paddy", to niestety za mało bym uwierzyła, że rzecz dzieje się w Ameryce.

Przeraźliwie uboga jest ta rzeczywistość, również w warstwie językowej: mdłe dialogi sąsiadują z opisami składającymi się prawie wyłącznie ze zdań prostych, Przez całą lekturę miałam wrażenie obcowania z parodią Ballad morderców i kochanków Cave’a, zwłaszcza, że pisarz jednej z bohaterek dał na imię Loretta… Sześć razy śmierć to smutna lektura, stanowiąca według mnie ogromny krok wstecz, jeżeli chodzi o prozę Adama Zalewskiego; obawiam się, że już nie sięgnę więcej po żadną jego książkę.