Samotność Anioła Zagłady - Robert J. Szmidt

Autor: Krzysztof 'daft_count' Mroczko

Samotność Anioła Zagłady - Robert J. Szmidt
Ponad pięćdziesiąt lat temu Stanisław Lem stwierdził, że w literaturze fantastycznej wszystko już było i każdy możliwy temat został już opisany. Moim skromnym zdaniem minął się prawdą, z kilku powodów. Owszem, klasyczna fantastyka poruszyła lata temu wszystkie chyba możliwe wizje przyszłości, jednakże na nasze, czytelników, szczęście jest jeszcze tak zwany czynnik ludzki, co w tym wypadku oznacza charakterystyczny styl danego autora. Dzięki temu możemy ciągle odkrywać rzeczy na nowo. Tak też jest w wypadku Samotności Anioła Zagłady. Klasyczny temat wizji świata po konflikcie nuklearnym dzięki Szmidtowi nabiera nowego wymiaru.

Początek powieści to znajoma rzecz – w czasie gdy nasz bohater jest na służbie, Stany Zjednoczone zostają zaatakowane. Oczywiście w ramach obrony kontratakują i w ten sposób zaczyna się ogólnoświatowy konflikt, inny jednakże od tego, czego można by się spodziewać. Otóż kilka lat wcześniej zarzucono konwencjonalną broń atomową, ponieważ naukowcy opracowali coś zupełnie nowego − trineutrino, które niszczy jedynie organizmy oparte na białku, nie wpływając przy tym na materię nieożywioną. W efekcie w ciągu kilku minut życie na Ziemi przestaje istnieć.

Nie jestem w stanie stwierdzić, na ile było to zamierzeniem autora, jednakże moim zdaniem siłą tej książki jest jej drugie dno. Albo i trzecie, ponieważ można ją odczytywać na wiele sposobów. Autor nie ogranicza się do przedstawienia krajobrazu po konflikcie nuklearnym, ale wzbogaca powieść opisem stanu umysłu ocalałego człowieka. Postać Adama, tytułowego Anioła Zagłady, na pewno wymyka się schematom literatury fantastycznej. Towarzyszymy mu od samego początku powieści i ten z pozoru zwyczajny żołnierz na naszych oczach przechodzi transformację osobowości. Scena, w której dociera do sierocińca, gdzie się wychował, i grzebie tam wszystkie ciała, naprawdę zapada w pamięć.

Szmidt wykonuje kawał dobrej roboty, podchodząc bardzo twórczo do klasycznego tematu, dzięki czemu dostajemy jednocześnie mocny i nowatorski obraz postapokaliptycznego świata. Wszystkie poprzednie znane mi przedstawienia bazowały na ukazaniu zmagań ocalałej części ludzkości o resztki zniszczonej cywilizacji, sprawa była zatem dość jasna: zostawało bardzo niewiele dóbr i zdecydowanie zbyt wielu chętnych. Natomiast w Samotności Anioła Zagłady Szmidt robi coś całkiem nieoczekiwanego, zaskakując zupełnie odbiorcę. Stawia mianowicie pytanie, co będzie w przypadku, gdy to przedmioty nie zostaną zniszczone, nie będzie zaś ludzi chętnych do zagarnięcia ocalałych dóbr. Dzięki takiemu zabiegowi lektura powieści staje się czymś naprawdę zajmującym.

Jako ludzie żyjący w dzisiejszym świecie jesteśmy przyzwyczajeni do nieustannego zabiegania o coraz to nowe dobra, w warunkach nieustannej konkurencji. Spora część czyni z tego sens własnego istnienia. Tymczasem Szmidtowski bohater nagle jest w stanie posiąść niemal wszystko, ma do dyspozycji ogromny kontynent. Atak nuklearny wprawdzie niszczy całą elektronikę, co czyni samochody nią nafaszerowane bezużytecznymi, ale infrastruktura pozostaje nienaruszona. Adam Sawyer jest pozostawiony samemu sobie w obliczu wszelkich możliwych dóbr, o których jeszcze nie tak dawno marzyło wiele milionów ludzi, także on sam. I wszystko to znajduje się w jego zasięgu, nie ma już jednak nikogo, komu można zaimponować tymi tak pożądanymi przedmiotami. Dzięki świetnej scenie w centrum handlowym uświadomić można sobie tę zależność, która istnieje w każdym człowieku.

Wszystkie wspomniane elementy tworzą wspólnie świetną powieść, którą ciężko jest odłożyć przed przeczytaniem ostatniej strony. Książka przykuwa nie tylko sprawnością języka − Szmidtowi udaje się niemalże wykroczyć poza ramy zwykłej literatury fantastyczno-przygodowej, przemycając wiele wniosków dotyczących natury ludzkiej. I to uważam za największą wartość i siłę Samotności…. W moich oczach to najlepsza dotąd książka Szmidta i jedna z najciekawszych zeszłego roku.