Rzeźnik drzew - Andrzej Pilipiuk

W pełni fabryczny produkt

Autor: Michał 'M.S.' Smętek

Rzeźnik drzew - Andrzej Pilipiuk
Pomimo dziesiątek wydanych pozycji książkowych, Andrzej Pilipiuk ma na koncie tylko jedną publikację naprawdę godną uwagi – jest nią zbiór opowiadań 2586 kroków. Utwory w nim zawarte, może poza nielicznymi wyjątkami, są pomysłowe, napisane bez zarzutu, a niekiedy okraszone szczyptą (czy nawet więcej niż szczyptą) humoru. Wszystko to gwarantowało przyjemną lekturę, toteż kiedy w roku 2007 ukazał się kolejny podobny zbiór – Czerwona gorączka – ochoczo po niego sięgnąłem. Niestety, najwyraźniej 2586… okazało się zbyt wysoko zawieszoną poprzeczką, bowiem następczyni była pod każdym względem słabsza. Nic więc dziwnego, że do Rzeźnika drzew, czyli trzeciego "ogólnego" zbioru opowiadań Pilipiuka, podszedłem ze sporą dozą ostrożności, ale i nie bez nadziei. Jak się okazało – zupełnie bezpodstawnej.

Niniejszy zbiór nie odstaje specjalnie tematyką od swych poprzedników. Mamy więc opowiadania czysto humorystyczne (które już w przedbiegach przegrywają z kapitalnymi utworami epistolarnymi z 2586 kroków) oraz całą gamę najprzeróżniejszych historii fantastycznych z pograniczy horroru, światów równoległych czy "opowieści z dreszczykiem". Oczywiście w tym zestawieniu nie mogło też zabraknąć kolejnej odsłony opowieści o doktorze Skórzewskim (niestety, magii pierwszych utworów Pilipiukowi znów nie udało się wskrzesić) oraz o Polsce jako mocarstwie z serii opowiadań o alternatywnej Europie po II Wojnie Światowej (zaprezentowana historia w pełni wpasowuje się w tendencję zniżkową, jaka zapanowała w twórczości autora; zamiast ciekawej historii opartej na zaskakującym pomyśle, dostajemy coś na kształt niezbyt udanej satyry – aż strach się bać, co będzie dalej).

Jednego jednak Pilipiukowi odmówić nie można – przez te wszystkie lata aktywnego pisarstwa wyrobił się w tym fachu na tyle, że sprawnie produkuje kolejne fabuły. Jego styl, jak ktoś słusznie zauważył, jest idealnie przezroczysty (a w przypadku prozy czysto rozrywkowej nie musi być to wadą), co, póki autor zaskakuje kolejnymi pomysłami czy zwrotami akcji, jesteśmy gotowi mu wybaczyć. Gorzej, gdy następuje zupełnie naturalne w przypadku tak aktywnego twórcy zjawisko "zmęczenia materiału" i czytelnik dostaje coś na kształt "seryjnej produkcji": niby fachowo skrojone, ale zupełnie pozbawione polotu opowiadania, oparte na banalnych pomysłach. Aż chciałoby się zacytować poetę:

"Byle jak, byle co,
Byle szło – wprost czy wspak.
Byle mieć to już za sobą
Byle gdzie dla byle kogo –
Byle jak."


Pilipiuk chlubi się z bycia rzemieślnikiem, ale nawet rzemieślnik stara się nadać każdemu swemu dziełu jakąś indywidualność; tym się różni od fabrykanta.

Osobną kwestią jest agitacja polityczna, mało dyskretnie przemycana w części tekstów. Nie jest na szczęście aż tak nachalna, jak w pamiętnym opowiadaniu Grucha, w którym Pilipiuk przekroczył wszelkie granice dobrego smaku, ale i tak chwilami trudno było powstrzymać się od pobłażliwych westchnień, gdy na przykład autor komentuje polską rzeczywistość ustami przybysza z innego wymiaru. Mało zresztą przekonywujące muszą to być poglądy polityczne, skoro da się je przekazywać wyłącznie w tak prymitywny sposób, bez chociażby konfrontacji z innymi myślami.

Ponieważ w Rzeźniku drzew nie znalazłem zupełnie niczego, co by mnie w jakikolwiek sposób zainteresowało czy pozostawiło przyjemne wspomnienie, książkę tę odradzam absolutnie każdemu, nawet zagorzałym wielbicielem prozy Pilipiuka. Jest niczym innym, jak próbą wyłudzenia pieniędzy od fanów. Nie dałem najniższej możliwej oceny tylko ze względu na ładne wydanie i fakt, że zdarzyło mi się w życiu czytać gorsze utwory (słaba to jednak rekomendacja). Jeśli ktoś chce się zapoznać z twórczością Pilipiuka, zachęcam do sięgnięcia po 2586 kroków. Szkoda, że po ich opublikowaniu autorowi zabrakło i pomysłów, i chęci na realizację dalszych fabuł, skutecznie zniechęcając mnie tym samym do zapoznania się z czwartym zbiorem opowiadań, który podobno jest już szykowany.