Rzeczy ulotne

Magia każdego dnia

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Rzeczy ulotne
Neil Gaiman jest znany w naszym kraju przede wszystkim ze względu na swoje świetne powieści, ale w świecie anglosaskiej fantastyki cieszy się uznaniem także jako twórca opowiadań. Wydawnictwo MAG zdecydowało się udowodnić to polskiemu czytelnikowi i wznowić dwa zbiory jego krótkich tekstów – Rzeczy ulotne są drugim z nich.

Recenzję Rzeczy ulotnych postanowiłem zacząć nietypowo, bo od końca – a to dlatego, że zbiór zamyka opowiadanie, które ucieszy wszystkich miłośników Amerykańskich bogów. Władca górskiej doliny to jeden z najmocniejszych punktów książki. W tym tekście pisarzowi udało się zawrzeć wszystko to, co przyniosło mu zasłużoną sławę: po mistrzowsku połączył ludzki świat z rzeczywistością nadnaturalną, kilkoma pociągnięciami pióra wykreował zapadających w pamięć bohaterów i stworzył piękną historię.

Patrząc na ten zbiór ogólnie, łatwo zauważyć, że o jego sile decydują dłuższe opowiadania. Tym razem jest to jeszcze bardziej widoczne niż w przypadku Dymu i luster czy Drażliwych tematów. Już otwierające Rzeczy ulotne Studium w szmaragdzie, w którym Gaiman nawiązuje do twórczości Samotnika z Providence oraz sir Arthura Conana Doyle'a, pokazuje, że pisarz czuje się najlepiej, gdy ma kilkanaście czy kilkadziesiąt stron na odpowiednie rozwinięcie pomysłu i zawiązanie intrygi. Czasem to dodatkowe miejsce wypełniają, jak w pierwszym opowiadaniu, liczne nawiązania do klasyki literatury, czasami zabawa formą (jak w doskonałych Zbłąkanych oblubienicach złowieszczych oprawców w bezimiennym domu nocy potwornego pożądania), czasem narracyjne sztuczki najwyższej próby (świetne Goliat i Październik w fotelu) – efekty tego pisarskiego luzu czy może objętości, która pozwala Gaimanowi rozpędzić się, zawsze są bardzo pozytywne.

Największą wadą Rzeczy ulotnych jest ten sam problem, który występował w przypadku zarówno wcześniejszego Dymu i luster, jak i późniejszych Drażliwych tematów: zbyt dużo banalnych tekstów, które mają się nijak do poziomu reprezentowanego przez najlepsze opowiadania Gaimana i większość jego powieści. Pierwszym wypełniaczem zbioru są naprawdę mierne wiersze. O ile prozatorski talent autora Chłopaków Anansiego i Nigdziebądź nie podlega dyskusji, to jego poezja zwyczajnie nie zasługuje na uwagę. Nawet kiedy pojawia się niezły pomysł, to forma skutecznie odbiera całą przyjemność z lektury. Druga kategoria słabych tekstów to miniatury. Tutaj sprawa ma się odwrotnie: zwykle są świetnie napisane (jak na przykład Kamyki z alei wspomnień), ale brakuje w nich treści. Kilka stron dobrze ułożonych zdań, nic więcej, a przecież od Gaimana czytelnik ma prawo oczekiwać naprawdę dużo. Co ciekawe, wśród dłuższych opowiadań trudno znaleźć słabsze punkty, może poza Problemem Zuzanny, które nie oferuje właściwie nic poza obrzydliwościami, które miłośników Opowieści z Narnii mogą przyprawić o mdłości.

Rzeczy ulotne to zbiór, który zostawia po sobie pozytywne wrażenie, choć z pewnością nie jest idealny. Kilka spośród zawartych w nim utworów to czarujące klimatem perełki – doskonale ilustrują one, jak wielkim talentem dysponuje Gaiman. Jest też, niestety, sporo takich tekstów, których lekturę spokojnie można sobie darować. Jeżeli jesteście miłośnikami brytyjskiego autora, musicie Rzeczy ulotne przeczytać; w innym wypadku warto się książką zainteresować, ale bez nadmiernej ekscytacji. To porządny zbiór – tylko tyle i aż tyle.