Russian Impossible - Eugeniusz Dębski

Autor: Anna Tess 'anna.tess' Gołębiowska

Russian Impossible - Eugeniusz Dębski
Już pierwsze zdania Russian impossible wprowadzają czytelnika w klimat książki. Choćby zagłębił się w lekturze siedząc w wygodnym fotelu, błyskawicznie zapomni o tych komfortowych warunkach i przeniesie się do szemranej dzielnicy gdzieś w Rosji, w której niepodzielnie włada milicjant Sierioża. Budzi on strach i respekt wśród miejscowego elementu, często za pomocą metod, na które jego zwierzchnicy muszą dość mocno przymykać oko – na przykład butelki po śmietanie umieszczonej w odbycie nadgorliwego kapusia. Aktualnie jednak Sierioża przeczuwa nadejście czegoś niepokojącego, czego mimo najszczerszych chęci nie potrafi zidentyfikować – i z czym przyjdzie mu się spotkać lada chwila…

Następnie akcja przenosi się do Kamila Stocharda, głównego bohatera i zarazem narratora powieści. Choć miał on właśnie opuścić Rosję, decyduje się odwołać lot – na wieść o tym, że ktoś porwał Lenkę i Ninę, córki kapitana Konstantina Sukonina. Stochard postanawia wziąć udział w poszukiwaniu dziewczynek. Najwyraźniej ma pecha – ledwo wsiada do samochodu, trafia w środek strzelaniny. Ten fragment Russian impossible nie nastroił mnie do powieści zbyt optymistycznie; narracja była bardzo chaotyczna i chwilami miałam problemy z wychwyceniem, co właściwie się dzieje. Na szczęście później styl powieści powrócił do początkowego, wysokiego poziomu i dalej czytałam już z przyjemnością.

Język Eugeniusza Dębskiego zapada w pamięć. Jest bardzo żywy, wyrazisty, soczysty. Żywioł potoczny (miejscami wręcz wulgarny) miesza się tu z ciekawą metaforyką, a całość jest gęsto poprzetykana rusycyzmami. To nie tylko ozdobnik; dzięki nim autor pełniej oddaje koloryt świata przedstawionego, ale także charakterystykę oraz sposób myślenia postaci. Osoby nieznające rosyjskiego nie muszą się jednak obawiać: sformułowania, które mogłyby sprawić problem i niedające się odszyfrować na podstawie kontekstu zostały opatrzone przypisami.

Tempo powieści nie zostawia czytelnikowi chwili na zaczerpnięcie oddechu, wydarzenia wręcz pędzą, dzieje się dużo i emocjonująco. Kamil Stochard, wplątany w wojnę z przestępczym światem Rosji, musi zmierzyć się nie tylko z kryminalistami – konflikty zdarzają się także wewnątrz milicyjnych szeregów; w dodatku za bohaterem ciągną się cienie przeszłości. Coraz częściej wspomina Zemfirę, piękną agentkę, z którą kiedyś współpracował, ale przede wszystkim upewnia się, że za solidnym zamieszaniem w kraju stoją guimony – a więc i Cthulhu.

Kiedy usłyszałam po raz pierwszy o cyklu Dębskiego, nie byłam przekonana do tej wizji – Wielcy Przedwieczni we współczesnym świecie, obok krwi, broni i szybkich samochodów? A jednak, to może się dobrze komponować. Tak jest i w Russian impossible. Co więcej – otrzymujemy wyjaśnienie, skąd właściwie Cthulhu mógł się wziąć w postaci takiej, z jaką zmaga się Stochard. A nie jest łatwo – istnieje poważne podejrzenie, że guimonami stały się postaci, których nie będzie można tak po prostu zlikwidować…

Bohaterowie to kolejny element powieści, na który warto zwrócić uwagę. Budzi sympatię sam Kamil Stochard, który co prawda – walcząc z guimonami – ratuje świat, ale daleko mu do Bonda. Potrafi się wkurzyć, zakląć czy stwierdzić, że ma wszystkiego dość. W dodatku u jego boku, zamiast piękności o sporym wykształceniu przednim, znajduje się… Jerzy. Uczucie łączące mężczyzn przedstawiono wyjątkowo udanie. Choć wątek nie został przegadany (Dębski nie poświęca mu zbyt wiele miejsca), sceny, w których się pojawia, zapadają mocno w pamięć. Motyw homoseksualny nie próbuje szokować ani wręcz przeciwnie – moralizować. Po prostu pojawia się, tak jak w życiu. Za to należy się powieści ogromny plus.

Przykuwających uwagę bohaterów było w Russian impossible więcej – wątki dotyczące Igora Siemionowicza sprawiały, że cierpła mi skóra na karku; ciekawie przedstawiona została postać Niebieskiego Kruka – cara rosyjskiego półświatka oraz jego relacji z innymi przestępcami i stróżami prawa.

Najnowsza powieść Eugeniusza Dębskiego, kontynuacja Hell-P i Moherfuckera, trzyma w napięciu aż do ostatnich stron. Jest ostra i emocjonująca, pełna wybuchów i krwi. To lekka fantastyka rozrywkowa, która aż prosi się o stereotypowe zaklasyfikowanie jako „bajka dla dużych chłopców” – ale sądzę, że „duże dziewczynki” też mogą znaleźć w niej coś dla siebie. O ile oczywiście gustują w takich klimatach.