Roland

Pierwsze kroki na najdłuższej z dróg

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Roland
Można by pomyśleć, że jeżeli w jednej powieści połączyć ze sobą postapo, mity arturiańskie i western, a wszystko przyprawić odrobiną przebłysków z „naszego” świata, to uzyskana mieszanka będzie absolutnie niestrawna. A jednak Roland doskonale spaja te jakże odmienne składniki w harmonijną – i nad podziw prostą – całość.

Roland, ostatni rewolwerowiec w zdewastowanym przez bliżej nieokreślony kataklizm świecie, przemierza pustynię, ścigając tajemniczego człowieka w czerni. Ma nadzieję wydobyć z tego ostatniego informację, jak dotrzeć do jeszcze bardziej enigmatycznej Mrocznej Wieży, stojącej w centrum wszystkiego. W trakcie pościgu musi mierzyć się z pułapkami zastawionymi przez uciekiniera, a także własnymi słabościami.

Dlaczego, choć pierwszy tom cyklu o Mrocznej Wieży łączy wiele rozmaitych stylów, podczas lektury nie czuje się dysonansów? Jak Kingowi udało się umieścić w jednym świecie mutanty z czasów wojny i demona zaklętego w magicznym kręgu, nie łamiąc przy tym spójności przedstawionego świata? Jest w tym oczywiście wielka zasługa pisarskich umiejętności autora, który potrafi snuć opowieść tak gładko, że czytelnik nawet nie zauważy pomniejszych fabularnych dziwactw. Przede wszystkim jednak Roland zgrabnie łączy tak rozmaite elementy, gdyż mają one coś wspólnego – wszystkie są jedynie tłem (barwnym wprawdzie i zadziwiającym) dla głównego bohatera powieści, który stanowi jej najważniejszy element. Więc chociaż omawiana pozycja jest powieścią drogi, jej zadaniem nie jest jak najdokładniejsze opisanie przemierzanego przez rewolwerowca świata (ten zresztą jest w dużej mierze pusty), a samego wędrowca.

Ma to sens, Roland jest bowiem osobnikiem o dość nietypowej, jedynie z pozoru prostej, osobowości. Obserwując go w różnych życiowych sytuacjach – kiedy je, śpi z kobietą, zabija, a przede wszystkim dokonuje wyborów – zgłębiamy kolejne aspekty charakteru protagonisty. Poznajemy też jego przeszłość: kilka kluczowych zdarzeń z dzieciństwa spędzonego na bezwzględnym szkoleniu w świecie chylącym się już ku upadkowi. Dzięki temu dowiemy się, jak kształtowała się obecna, zimna i z pozoru pozbawiona uczuć osoba. Rewolwerowiec nie jest bowiem rycerzem w lśniącej zbroi – jak to u Kinga, stworzony przez niego bohater to człowiek z krwi i kości, który ma swoje słabości, potrzeby i skrzywienia. Nie zawsze jest postacią sympatyczną, są wręcz momenty, kiedy jego zachowanie może budzić niesmak – ma jednak w sobie ten specyficzny magnetyzm, który odróżnia wyjątkowych protagonistów od zwyczajnie dobrych. I całe szczęście, gdyż w powieści niewiele się dzieje – jest wprawdzie kilka bardziej dynamicznych czy dramatycznych scen, jednak przez większość czasu po prostu krok za krokiem przemierzamy ten pusty świat, obserwując nieliczne widoki, a przede wszystkim zachowanie Rolanda. Gdyby został on wykreowany mniej starannie lub zabrakłoby mu tej magii, która przyciąga do niego czytelnika, lektura dłużyłaby się niemiłosiernie.

Pozostali bohaterowie zaludniający (jeżeli można to tak określić) przemierzany przez Rolanda świat są przez autora traktowani typowo użytkowo – o czym najlepiej świadczy fakt, że zdecydowana większość z nich umiera przed końcem tomu. Stanowią kontekst dla rewolwerowca, ukazując jego rolę w uniwersum, ale także kontrast, by uwypuklić fakt, jak bardzo różni się on od przeciętnego zjadacza chleba. Dodatkowo zapewniają czytelnikowi odrobinę informacji o realiach, które przyszło nam obserwować – na razie jest to obraz niepełny, ledwie naszkicowany, któremu dopiero w kolejnych tomach zostanie nadany koloryt. Już teraz jednak potrafi zadziwić niezwykłym wykorzystaniem pewnych typowych motywów. I choć po odegraniu swojej roli opisywane na kartach powieści posytacie w ten czy inny sposób odchodzą w zapomnienie (z jednym czy dwoma kluczowymi wyjątkami), autor jak zwykle włożył wiele staranności w ich wykreowanie. Najzwyklejszy ćpun czy stajenny mają tu więcej osobowości niż niejeden kluczowy bohater w powieściach innych pisarzy. Trzeba przy tym pogratulować Kingowi zachowania umiaru – choć każdej z napotkanych przez Rolanda osób zdołał nadać unikatowy rys charakterologiczny, nie rozwodnił przy tym powieści ich historiami czy dramatami. Nikt tu nie jest bezosobową sylwetką, większość z postaci tła zapada w pamięć i wzbudza zainteresowanie. Ale światło jupiterów przez cały czas pozostaje skierowane na rewolwerowca.

Jak już wcześniej wspominałem, również opowiedziana historia jest w pewnym stopniu jedynie pretekstem do prezentacji cech naszego bohatera. Są jednak sceny, w których zaczyna rysować się fabuła całego cyklu – na razie względnie prosta. Pojawiają się pierwsze przypadki enigmatycznego mistycyzmu, niejasnych przepowiedni, symbolizmu i raczej mglistych metafor, które staną się kluczowym elementem dalszej akcji. Jeżeli ktoś nie przepada za tego typu elementami, przy lekturze Rolanda może się odrobinę krzywić. Szczególnie, że zaprezentowana tu opowieść nie jest wyjątkowo porywająca i dopiero w kontekście całości nabiera znaczenia. Jednak, jak już pisałem, to nie historia, a bohater gra tu pierwsze skrzypce.

Dla fanów serii interesującą informacją może być fakt, że omawiane wydanie zostało w pewien sposób zmodyfikowane w stosunku do pierwszego wydania z 1982 roku. Autor już po ukończeniu cyklu ponownie przyjrzał się jego pierwszemu tomowi (napisanemu ponad dwadzieścia lat wcześniej) i postanowił to i owo poprawić. Pomijając korekty typowo stylistyczne, King dopisał kilka nowych scen oraz zmodyfikował część już istniejących tak, by silniej wiązały się z kolejnymi częściami – czy to zapowiadając przyszłe wydarzenia, czy napomykając o przeszłych, opisanych w Czarnoksiężniku i krysztale.

Dodatkową atrakcją jest załączone do powieści opowiadanie Siostrzyczki z Elurii, które wcześniej pojawiło się m.in. w zbiorze Wszystko jest względne. Opowiada ono o przygodzie młodego, niedoświadczonego jeszcze Rolanda, który, ranny w walce, trafia do nietypowego szpitala obsadzonego równie nietypowymi pielęgniarkami. Choć nie stanowi ono majstersztyku, to czyta się je przyjemnie – nawet, jeżeli jest nieco zbyt przewidywalne.

Roland to bardzo dobra powieść i jeden z najlepszych tomów cyklu o Mrocznej Wieży. Skupia się on na przedstawieniu rewolwerowca, postaci niezwykłej i niejednoznacznej i robi to sposób niezwykle udany. Zarysowuje przy tym pierwszy szkic nietypowego, dziwacznego świata, który przyjdzie nam przemierzyć wraz z bohaterem. O ile kolejne tomy cyklu nie każdemu przypadną do gustu, ze względu na coraz bardziej metafizyczny wydźwięk, tak Rolanda z czystym sumieniem polecam każdemu, kto lubi prozę Kinga lub po prostu dobrze napisanych bohaterów i nieco dziwaczną fantastykę.