» Artykuły » Inne artykuły » Powiedz sobie: chcę być mistrzem

Powiedz sobie: chcę być mistrzem


wersja do druku
Redakcja: Ewa 'senmara' Markowska

Powiedz sobie: chcę być mistrzem
Pierwszy fotograf, który przedstawił dziewczynę z bananem przy ustach był geniuszem. Ci, którzy ten manewr powtórzyli byli już tylko żałosnymi plagiatorami. To dość znane i stare powiedzonko świetnie podsumowuje kwestie tego co jest rewolucyjne, a co jest zapożyczone. Przez kilka lat miałem okazję czytać utwory nadsyłane do pisma, które prowadziłem. I to co mnie przede wszystkim uderzyło to koszmarna wtórność pomysłów oraz rozgrywanie sto razy oklepanych schematów. W większości tekstów widziałem wielki wpływ gier role-playing. No bo jak czytałem, że krasnolud, elf i człowiek spotykają się w karczmie, by wyruszyć na wyprawę do lochów, to paszczęka sama zrywała mi się do ziewania. W dodatku wszystko było skądś zerżnięte. Trochę wzięte od Tolkiena, trochę z Warhammera, trochę z D&D. Żadnego pomysłu na stworzenie nowej jakości, czy odejścia od kanonów. Bo gdybyż krasnolud był zniewieściałym homoseksualistą co chwila smarującym kremem dłonie, by jego jedwabistej skórze nie zagroziły odciski! Nieważne, czy to pomysł głupi czy mądry. Wiem, że taki tekst przeczytałbym uważnie, doceniając iż autor postanowił odważyć się na zażartowanie z konwencji. Problemem debiutantów jest to, że starają się eksploatować złoża dawno zbadane przez kogoś innego, a tymczasem droga do sukcesu tkwi w oryginalności koncepcji.

Czy na polskim rynku ma szanse zdobyć serca czytelników obrzydliwy chłop w śmierdzących gumofilcach? Po książkach Andrzeja Pilipiuka już nie. Andrzej wprowadził nową jakość. Bohatera przaśnego, siermiężnego, swojskiego, jednocześnie bezdennie durnego i cwaniakowato bystrego. Nieprzewidywalnego, gdyż nie rządzącego się zasadami moralnymi przyjętymi przez ogół społeczności. Pilipiuk zajął pewną niszę i łatwo się z niej nie da wygonić. Tak samo każdy autor, który spróbowałby swych sił w "szlacheckiej fantasy" będzie natychmiast porównywany z Jackiem Komudą. W tym jednak wypadku widziałbym ogromne pole manewru dla młodych autorów. Tak jak nikt na świecie nie zdołał zawłaszczyć mitu arturiańskiego, tak nikt nie zawłaszczy uniwersum Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Problem tkwi jednak w tym, że by wyjść na szable z Komudą trzeba choć trochę poznać sztukę fechtunku. A młodym autorom po prostu się nie chce! Wiecie ile czasu Komuda ślęczał w bibliotekach i przedzierał się przez staropolskie dokumenty, by napisać to co napisał? Tymczasem debiutant naskrobie sobie o pilnującym skarbów złym smoku, krasnoludzkich górnikach i elfach ze spiczastymi uszami. Kreowanie Neverlandu jest o niebo łatwiejsze niż odwoływanie się do realiów konkretnej epoki historycznej. Nieprawdopodobnie zwodnicze jest również bazowanie na popularnych filmach. Człowiek, który zechciałby napisać książkę o wojnie Persów z Grekami, polegając na filmie 300, stanie się pośmiewiskiem wszystkich osób znających choć pobieżnie realia epoki, gdyż obraz ten nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną. No może poza nazwami miejscowości i imionami bohaterów. Zresztą nie wystarczy poznanie historycznych faktów. Trzeba wczuć się w mentalność ludzi pochodzących z danej epoki. A żeby osiągnąć sukces należy spędzić wiele tygodni, miesięcy, czy lat studiując naukowe opracowania.

Debiutantom, którzy pytali mnie o radę zawsze mówiłem: pisz o tym na czym się znasz. Najlepszym przykładem niech będzie Magda Kozak. Opublikowała książki, w których znajduje się mnóstwo informacji o służbach specjalnych oraz medycynie. Dlatego, że sama jest z wykształcenia lekarzem, a jej mąż był oficerem GROM-u. Wspominany już wcześniej Jacek Komuda pisze doktorat o XVII-to wiecznej Polsce. Andrzej Ziemiański, czy Jarek Grzędowicz potrafią wygłosić referat o broniach używanych w czasie II wojny światowej, kalibrach, pociskach itp. Maja Kossakowska pasjonuje się angelologią, Ania Brzezińska jest doktorem historii, Romek Pawlak potrafi fascynująco opowiadać zarówno o kulturze Indian Ameryki Południowej, jak i kulturze Chińczyków, Artur Szrejter napisał uniwersytecki podręcznik mitologii germańskiej. Każdy kto miał przyjemność spotkać Andrzeja Sapkowskiego wie, że ten facet jest erudytą, a biegła znajomość kilku języków pozwala mu na czerpanie pełnymi garściami z europejskiego dorobku cywilizacyjnego. Oczywiście nie można popadać w przesadę. Autor nie musi spróbować wszystkiego o czym pisze. Nie musi zabijać, upijać się do nieprzytomności, kraść, oszukiwać, czy ćpać. Jednak warto, by miał pewne rozeznanie w temacie. Bo jeśli przedstawia nam wielce elegancką bohaterkę, która poprawia sobie usta szminką przy stoliku w restauracji albo wyrafinowanego sybarytę pijącego whisky w kieliszkach lub mocno schłodzone czerwone, wytrawne wino, to u czytelnika może wzbudzić pewne, delikatnie mówiąc, wątpliwości. Nie byłeś nigdy na bankiecie w ambasadzie? Nie próbuj opisać tego na podstawie obejrzanych filmów. Nie szusowałeś na stoku narciarskim? To nie niech twój bohater nie będzie instruktorem "białego szaleństwa". Nigdy nie nurkowałeś? Nie próbuj opisać przeżyć nurka tylko dlatego, że obejrzałeś kilka filmów przyrodniczych. Nie pracowałeś w wielkiej korporacji? Nie staraj się oddać życia jej pracowników. Oczywiście czasami musimy pisać o sprawach, które znamy jedynie z lektur lub filmów, ale w takim przypadku należy znakomicie się przygotować. Przykładem dla wszystkich niech będzie opowiadanie Majki Kossakowskiej Smok tańczy dla Chung Fonga. Autorka nie była nigdy w Tajlandii, ale zdołała tak fantastycznie uchwycić klimat, iż można mieć pełne złudzenie, że pisze o tym, co widziała na własne oczy. Tyle, że Kossakowska jest dla was, debiutanci, Małyszem. Więc zanim skoczycie z "mamuta", musicie solidnie potrenować.

Mój Boże – mógłby ktoś pomyśleć po przeczytaniu tych słów – to o czym ja mam pisać, skoro nic nie wiem? Otóż po pierwsze naprawdę można pisać o Neverlandzie. I nawet można odnieść sukces, czego przykładem niech będzie diablo infantylny Eragon. Po drugie każdy z nas COŚ wie lub COŚ zaobserwował. Jeśli ma talent opisze wstrząsająco nawet banalną scenę. Psychopatyczny nauczyciel? Znęcanie się kolegów nad słabeuszami z klasy? Pierwsza miłość lub zauroczenie? Przemoc na podwórku? Patologiczna rodzina? Aborcja koleżanki? Z tych tematów da się wycisnąć Nobla, a przynajmniej dużo kasy, co udowodnił choćby Wojciech Kuczok swoimi Pręgami. Każdy autor lub kandydat na autora musi zdać sobie sprawę z tego, że świat jego przyszłej powieści znajduje się właśnie obok niego. W przekleństwach panów z budowy, w beznadziejnym znudzeniu ekspedientki, w uśmiechu obcej dziewczyny, w zmęczonej twarzy staruszki. Oni wszyscy są cytrynami. Jeśli chcesz być pisarzem, musisz zostać sokowirówką.

Nie zgadzam się z Pilipiukiem w kwestii podejścia do zawodu pisarza. Andrzej uważa, że to profesja jak każda inna. Ot, ktoś lepi garnki, ktoś kopie ziemniaki, a ktoś inny pisze książki. Otóż nie! Na 40 milionów Polaków ziemniaki lepiej czy gorzej będzie potrafił kopać każdy. Natomiast umiejętność napisania rozsądnie brzmiącego tekstu to dar zesłany od bogów (tak jak darem jest umiejętność skomponowania muzyki, czy namalowania obrazu). Nie mówię nawet o utworze literackim, lecz o krótkim tekście dziennikarskim. Jako redaktor w wielu pismach miałem okazję "napoprawiać się" do obłędu. Umiejętność właściwego komponowania słów jest unikalna. Tak samo jak umiejętność "słyszenia" muzyki. Czy wiecie, że są ludzie którzy potrafią usłyszaną kompozycję rozpisać na nuty dla poszczególnych instrumentów? Dla mnie, który ma zwykle blade pojęcie o tym, jakie w ogóle słyszę instrumenty jest to czarna magia. Tyle że pisanie wydaje się banalnie proste. Wystarczy byle jaki komputer, a nawet kartka papieru i długopis. Jak myślicie, czy włodarze wielkich scen filharmonicznych dostają rzępolenia debiutantów z dopiskiem, że może to nie jest doskonałe, ale warto zaprezentować mój utwór na scenie, bo mam dopiero 14 lat? Ja dostawałem dziesiątki i setki tekstów, gdzie upiory błędów gramatycznych walczyły o lepsze z monstrualnie złą stylistyką. Zresztą kto chce poznać bliżej podobne problemy powinien przeczytać rewelacyjną książkę Witka Kresa Galeria złamanych piór.

Co się jednak dzieje, kiedy autor posiądzie już magiczną zdolność łączenia słów w zdania, a zdań w fabułę? Wtedy może pójść drogą artysty lub drogą rzemieślnika. Różnica jest mniej więcej taka jak między seksem z ukochaną a rypaniem Bułgarki przy autostradzie. Owszem i to i to prowadzi do ejakulacji, lecz samopoczucie "po wszystkim" jest chyba jednak inne? Artystą jest ten, kto chce się spełniać przez swą twórczość, kto pragnie ukazywać czytelnikom własne wizje, pobudzać ich do myślenia, budzić w nich uczucia. I to właśnie z artystów rodzą się najbardziej potworni grafomani (choćby nieszczęsna Masłowska, wspominana przez Andrzeja Pilipiuka)!!! Ale jakiś ułamek promila rodzi geniuszy. Tymczasem rzemieślnik nigdy nie stanie się geniuszem. Bo rzemieślnik będzie bez końca budował statki z drewna, podczas kiedy geniuszowi zaświta w głowie obrazoburcza myśl mówiąca, że być może na wodzie uniosą się również statki z metalu (chyba zgłupiałeś, przecież sztaba żelaza tonie! – odpowie rzemieślnik). Geniusz uzna, że można wznieść się w przestworza, rzemieślnik mu powie, iż latać mogą tylko ptaki. Rzemieślnik uzna, że kobieta jest narzędziem służącym męskiej przyjemności, geniusz odnajdzie na jej ciele punkt G. Moim zdaniem konkluzja jest taka: cywilizację tworzą rzemieślnicy, lecz świat popychają do przodu jedynie artyści oraz wizjonerzy.

Nie widzę niczego złego w zaspokajaniu potrzeb rynku. Bo przecież nie każda powieść musi chwytać nas za serce, czy wstrząsać naszym mózgiem. Nie każda musi zmieniać nasze życie. Ot, pośmiejemy się w czasie kilkugodzinnej podróży pociągiem i wywalimy książkę do kosza. Pamiętajmy, że była w pewien sposób ważna i wartościowa, gdyż dostarczyła nam rozrywki choćby na jeden wieczór. Ja jednak mam marzenie, by czytelnik traktował moje utwory inaczej niż papier toaletowy. Przecież o nowo kupionej rolce nie myśli się i nie opowiada przyjaciołom ani nie snuje rozważań na temat tego co by się stało, gdyby inaczej ją ułożyć przy muszli. Najpewniej nikt z nas nie stanie się drugim Homerem lub Szekspirem. Ale musimy wierzyć, że tworzymy utwory, które czytelnik chce mieć na swojej półce jak najdłużej. Że będzie do nich wracał, dyskutował o nich, pamiętał idee, które chcieliśmy przekazać. Bo kto zamierza zdobyć Himalaje, zapewne wejdzie na Alpy. Kogo marzeniem jest górka przed oknami, ten pewnie do końca życia będzie gnił w łóżku. Dlatego mówię do młodych autorów: nie patrzcie na Sapkowskiego, Pilipiuka, Piekarę, czy Grzędowicza. Nie patrzcie nawet na Kinga, Pratchetta lub Gaimana! Patrzcie tam, gdzie nie sięgnął wzrok tych wszystkich dupków!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jakub_Bartoszewicz
   
Ocena:
0
Erm... Kuczok napisał "Gnój", "Pręgi" to luźna ekranizacja tegoż.
26-04-2007 23:20
~kp

Użytkownik niezarejestrowany
    urocze :)
Ocena:
0
Piekara na prezydenta! ;)
27-04-2007 00:53
~jacekpiekara

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
JB -> ale napisał scenariusz "Pręg", tak więc był współtwórcą filmu.
kp -> kiepska pensja, mnóstwo obowiązków, dziennikarze nawet w muszli sedesowej, do końca życia towarzystwo oficerów BOR-u... Aż tak źle mi życzysz? ;)
27-04-2007 05:19
~jacekpiekara

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ERRATA:

No i tak to bywa, że człowiek zapomina o pewnej istotnej kwestii, którą chciał zawrzeć w artykule i przypomina mu się poniewczasie. Tak więc w ramach erraty:

Andrzej Pilipiuk pisze, że Nowa Fantastyka nie dostrzega jego książek. Ale czy zaszkodziło to ich sprzedaży i popularności? Przecież ludzie wiedzą swoje! W dobie globalnej wioski, w dobie forów dyskusyjnych na internecie opinia niszowego pisemka nie ma żadnego znaczenia! Dlatego nie przejmujcie się, debiutanci, brakiem reakcji na Wasze teksty w "papierowej" prasie. Jeśli będziecie naprawdę dobrzy, to po całej Sieci pójdzie o tym taka wieść, że Wasze książki znikną z księgarń.
A dla pocieszenia Andrzeja powiem, że od roku 2003 wydałem siedem książek, z których każda trafiła na listy bestsellerów. "Nowa Fantastyka" zauważyła, bodaj, jedną. Nie jesteś, więc, sam Andrzeju! :)
27-04-2007 05:42
~dominikj

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Panie Jacku, Pan lepiej powie jak tam Czarna Śmierć i Rzeźnik z Nazaretu się piszą, bo już ręce swędzą od oczekiwań. :) A co do tekstu to przeczytałem, chociaż pisarzem nigdy nie będę i zgadzam się w 100%. Ja zanim wezmę się za jakąś książkę to zbadam dokładnie autora, co nim kierowało, skąd pomysł, jego doświadczenie. Żeby wyeliminować prawdopodobieństwo "odgrzewanego kotleta". :)
27-04-2007 09:32
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Świetny tekst, aż sobie go chyba będę czytał, gdy brak mi będzie natchnienia :P

Tak czy siak, dzięki ;)
27-04-2007 16:28
~trsts

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Pierwszy fotograf, który przedstawił dziewczynę z bananem przy ustach był geniuszem. Ci, którzy ten manewr powtórzyli byli już tylko żałosnymi plagiatorami."

Khm khm...
A czy Jezusa schodzącego z krzyża i rozprawiającego się z niewiernymi to przypadkiem nie Cyran opisał jako pierwszy?
27-04-2007 16:53
~Rakllen

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
No takie porady na pewno się przydadzą :D ja już jakiś czas myślę ,nad opowiadaniem, które jest na tyle oryginalne, że mam pewność, że nikt inny go nie napisał xD Sprawdziłem też w necie i jestem nawet pewny. Teraz tylko pozostaje czekać na wenę... No i trochę czasu :)
27-04-2007 17:12
Supr
   
Ocena:
0
Dziwnie się czułem, czytając poniższe, zacytowane tu przeze mnie słowa:

"Różnica jest mniej więcej taka jak między seksem z ukochaną a rypaniem Bułgarki przy autostradzie. Owszem i to i to prowadzi do ejakulacji, lecz samopoczucie "po wszystkim" jest chyba jednak inne?"

...kiedy Jacek linijki wcześniej twierdzi, że najlepiej pisać o tym, o czym ma się pojęcie :p :d
28-04-2007 18:00
~kp

Użytkownik niezarejestrowany
    NF
Ocena:
0
Panie Jacku, nie przesadzajmy z niszowością tego pisemka. Wiele pism literackich śni o TAKIM nakładzie...
A jeśli idzie o przemilczanie - to pismo z natury rzeczy (objętość, poślizg wydawniczy) przemilcza większość rynku, więc trudno mieć pretensje...
29-04-2007 01:00
rara_avis
   
Ocena:
0
Mam do pana pytanie. Jaki stosunek artysta - literat powinien miec do swojej twórczosci? Bo chyba źle jest jesli podchodzi do jej tworzenia artystycznie a traktuje ją później rzemieślniczo? Oczywiście, wiem, że z czegoś Ci wspaniali ludzie muszą żyć - ale czy udostępnienie swojego dzieła do rekleamy proszku do prania pozwala artyscie byc dalej artysta?

btw: Nowa Fantastyka ignoruje pana Pilipiuka bo jest tylko rzemieslnikiem i w jego ksiazkach wiele osob (w tym ja) nic nie znajduje.

(a pana ksiązek nie czytałem więc nie wiem. PO poziomie tekstu spodziewam się ze są niezłe, wiec moze jakas zdobede :))
29-04-2007 14:34
   
Ocena:
0
Świetny tekst.

Oryginalność to sprawa o tyle trudna, że wielu nawet nieświadomie uderza w opisane już schematy. Potem następuje jęk zawodu, i cytując piosenkę "Ale to już było..." Dobrze, że są jeszcze autorzy, którzy potrafią stworzyć coś nowego. Oby tak dalej.

Pozdrawiam
30-04-2007 16:57
~jacekpiekara

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
trsts -> nie znałem tekstu Cyrana przed wymyśleniem mojego świata, a poza tym jak miałem 10-12 lat i chodziłem na lekcje religii, to zadawałem sobie pytanie: CZEMU na to pozwolił?
Supr -> kurczę, przyznam że zrozumiałem dopiero po dłuższym czasie, gdzie jest pies pogrzebany! Bułgarki przy autostradzie nie rżnąłem, ale jestem sobie w stanie wyobrazić to jako "seks sięgnął bruku" :).
rara_avis -> na takie pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Jak daleko wolno się posunąć. Ja uważam, że wolno dość daleko. Ale nie zezwoliłbym na żadne wykorzystanie mojego bohatera, jeśli nie znałbym wcześniej scenariusza.
Arish-> tylko nowe nie oznacza lepsze. Czasami można zagrać znany od wieków temat w taki sposób, że ludziom ciarki przechodzą po grzbiecie.
kp -> 10 tysięcy egzemplarzy to jest nisza jak na pismo. Poza tym książki moje czy Andrzeja P. są omijane z bardzo konkretnych względów. My po prostu nie jesteśmy w tym samym klubie co redaktorzy NF. Jeden ze znanych wydawców przez całe lata chlubił się tym na różnych imprezach, jak to "spuścił Pilipiuka po schodach". Czy to Pilipiuk ma mieć w związku z tym kompleksy, czy ten bałwan, który nie wyczuł "złotej żyły"?

A wszystkim serdecznie dziękuję za komentarze!
01-05-2007 19:52
teaver
    Mocne słowa. :)
Ocena:
0
Ale brzmią jakoś tak, hmm... autentycznie. I muszę powiedzieć, że z wieloma punktami się zgadzam. Szczególnie z tym, że inspiracji trzeba szukać samemu. A ta albo się pojawia albo ma nas tam, gdzie światło dochodzi jedynie w przypadku badania u proktologa...
01-05-2007 19:56
Andrzej Pilipiuk
    do kp i rara_avis
Ocena:
0
przychylę się do zdania Jacka - przemilczanie istnienia książki którą w nominacjach do AS-ów Empiku przeskoczył tylko Sapkowski to świadome i celowe działanie. (nazwijmy je wprost - szczeniactwem i zaklinaniem rzeczywistości ;-P). (warto też przyjrzeć się jak forsownie i wręcz nachalnie promowano wszystkie trzy tomy trylogii "husyckiej". nie twierdzę że jest to zła książka (bo Sapkowsiego nie czytuję...) ale olano też szereg innych moim zdaniem równie dobrych pozycji.
*
Nie bardzo da sie to podciagnąc po "ignorowanie rzemiosła" - bowiem kupa rzeczy przez nich recenzowanych to jakieś skrajnie grafomańskie popłuczyny importowane z zachodu.
*
Ale cóż lista tych którzy mnie nie lubią wydłuża sie ostatnio zaskakująco... taki już los człowieka który w tym kraju proboje cierpliwie i konsekwentnie robić swoje.
*
Ciężka praca, cierpliwość, modlitwa, honor i cnota... Polactwo bardzo tego nie lubi.
02-05-2007 08:49
Andrzej Pilipiuk
    no cóż...
Ocena:
0
Myślę że debiutanci mają trzy podstawowe problemy, może ograniczenia.
I
Pierwszy i podstawowy to nikła znajomość literatury. Pokolenie dzisiejszych 15-18latków bardzo mało czyta. Mam tu na myśli zarówno literaturę piękną, literaturę gatunku jak i książki naukowe. Skutkiem czego nie potrafią ocenić czy wymyślone przez nich chwyty fabularne są odkrywcze, nie są w stanie ocenić odkrywczości wykreowanych światów, wreszcie za bardzo fascynują się tym co zobaczą lub obejrzą. Przeczyta taki „Tolkiena”, dostaje intelektualnego orgazmu i zaczyna kombinować jakby napisać coś podobnego. To tak jakby pochwycić na zdjęciu jedną falę i uznać że to odpowiedni materiał na pisanie traktatu o całym morzu.
II
Problem drugi – wiążący się z pierwszym to rozpaczliwy brak formacji intelektualnej. Młodzi ludzie mają o historii pojęcie zerowe – tzn takie które wyniosą z podręczników do liceum. Czasem podbudują to sobie jeszcze obejrzanymi filmami fabularnymi (reżyserzy niestety też chodzili do szkoły...) lub popularnoaukowymi na discowery (ich poziom jest często tak żałosny aż człowiek nabiera ochoty żeby za wujaszkiem Osamą wrzasnąć „Boże zgładź Amerykę”). Podałem tu jako przykład historię – ale podobne pojęcie mają młodzi ludzie o geografii, biologii, fizyce etc. Dopiero przeczytanie wagonów literatury naukowej pozwala na nieco lepszą orientację w tych zagadnieniach. Niektórzy to czują i oni to właśnie piszą potem fantasy wychodząc z założenia że lepiej pisać o czymś nad czym się panuje.
III
Problem trzeci to brak doświadczenia życiowego. Takiego najprostszego. Praktycznie nikt z debiutantów nie przeszedł nocą 40 kilometrów tylko po to żeby złapać dalszy transport do domu. Nikt nie spędził nocy w namiocie zasypanym śniegiem. Nikt nie skubał upolowanego ptaka.
*
Życie gimnazjalisty/licealisty jest jałowe. To grób myśli ludzkiej. Poruszanie się utartą ścieżką, za każdy krok w bok dostaje się batem od nadzorcy-belfra. Tylko nieliczni mają okazję zobaczyć kawałek świata – a i to najczęściej jest to świat mocno ucywilizowany. Nie neguję wartości włóczenia się po muzeach Sandomierza czy Londynu – ale to trochę za mało.
Czy zatem np. przynależność do harcerstwa wsparta nietuzinkowym hobby i ciekawymi interdyscyplinarnymi zainteresowaniami jest gwarancją sukcesu? Gwarancją może nie – ale zwiększa szanse.
*
Czytałem teksty debiutantów – dostaję je zresztą dość regularnie – przychylę się tu do zdania Jacka – 90% kwalifikuje sie niestety od razu do kosza. Na 150 prac które napłynęły na konkurs literacki w którym siedziałem jako Jury – do finału weszło 5. W „fenixie” było lepiej - do druku nadawało się ok. 10%. Nie wiem jaki procent z tego poszedł do publikacji. Połowa? Każdy kto się zabiera do tej roboty musi zdać sobie sprawę: jeden tekst na trzydzieści jest na tyle dobry by mieć szansę zaistnieć na papierze. Jeśli chcę to robić muszę być lepszy niż 30-50 innych kolesi.
*
nie potrafię ocenić ilu młodych ludzi przysłało mi swoje teksty. Sądzę że dawno przekroczyłem już setkę. Spośród nich jeden wydaje dość regularnie książki, jeden jest na dobrej drodze, pozostałą trójka na razie publikuje dość nieregularnie opowiadania. Nad każdym trzeba było popracować – głównie wykonać lżejszy lub poważniejszy szlif redakcyjny – pokazać co knocą. A zatem znowu - mamy 5%, a właściwie na razie 1% z dużymi szansami na podwojenie tej ilości. Ja miałem jeszcze bardziej pod górkę – do chwili debiutu byłem samoukiem.
*
Jeśli chce się pisać np. fantasy lub eksplorować podobnie ograne gałęzi – to niestety liczba kolesi których trzeba przeskoczyć wydłużą się i to znacznie. Bo nadal można napisać dobre opowiadanie w którym elf, człowiek i krasnolud wyruszają na quest. Tylko że aby wzbudziło choć śladowe zainteresowanie fanów gatunku trzeba nie tylko dać z siebie wszystko, ale jeszcze złapać tę drużynę takim chwytem fabularnym żeby poopadały szczęki redaktorów którzy muszą to przeczytać jako pierwsi.
*
Rady końcowe?
1) wyłącz telewizor i na kilka lat zapomnij że jest coś takiego.
2) uświadom sobie że w szkole nauczono Cię po łebkach i to najczęściej pierdół i zbadaj jak te dziedziny wiedzy wyglądają na prawdę.
3) wyjedź gdzieś i coś zobacz.
4) poczytaj coś, tak ze dwie-trzy setki książek na początek.
5) zapisuj wszystkie pomysły - nawet najgłupsze. z 3 głupich może się złozyć jeden dobry.
6) nastaw się na 10 lat naprawdę ciężkiej orki i jeśli wytrzymasz to też będziesz mistrzem.
02-05-2007 08:50
~Kruk Siwy

Użytkownik niezarejestrowany
    Ja, rzemieślnik...
Ocena:
0
No,
Jacku, aleś mi przydzwonił!
Mam się za rzemieślnika. I nigdy nie chciałem zbawiać świata (nawet literackiego) swoim pisaniem.
Co prawda parę razy w życiu nastąpił ten wspaniały moment, gdy umiejętności, wiedza i iskra talentu pozwoliły mi napisać rzeczy ponad normalnie udane...
Ale mistrzem to się chyba jednak tylko bywa, tak jak poetą.

Siadając do pisania nie mówię - napiszę fantasy, horror czy hard sf. Napiszę zajmującą historię, po prostu.
W moich opowieściach, które ludzie kwalifikują jako fantasy nie uświadczysz elfa, czy krasnegoluda. Bo staram się na miarę moich sił opowiadać swoje historie a nadmierne użycie pomysłów "koczujących" budzi niechciane skojarzenia u odbiorcy.
Tak, że zgadzam się w sporej części z Twoją wypowiedzią, choć ...
budowniczowie katedr to też byli tylko rzemieślnicy.
Hm, Bułgarki mówisz...?
02-05-2007 12:06
Denethor
   
Ocena:
-1
Tekst jest ogólnie wartościowy. Warty przeczytania. Co do zdania w którym Piekara mówi, że nie chce aby ktoś traktował jego książki jak papier toaletowy to chyba będzie to trudne. Bo po ostatnich, naciąganych historyjkach o przygodach Mordimera Madderdina trudno jego dzieł tak nie potraktować.
02-05-2007 12:23
Andrzej Pilipiuk
    rzemiosło...
Ocena:
0
Kruku - ogromny odsetek opowieści fantasy opiera sie na schemacie: rzemieślnik zbawia świat ;-P Więc czemu nie?
02-05-2007 12:37
~Kruk Siwy

Użytkownik niezarejestrowany
    Siły na zamiary.
Ocena:
0
Kłopot zbyt wielki. A i odpowiedzialność nie mała.
Efekty zazwyczaj mizerne.
A Ty Andrzeju pono ostatnio robisz za dr. Judyma albo i za Siłaczkę...
02-05-2007 12:49

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.