Autor: Wojtek Sedeńko
Coraz trudniej dla mnie, człeka pięćdziesięcioletniego, o lektury inspirujące, ładujące akumulatory, działające jak elektrowstrząs. Kiedyś Silverberg napisał, że on już stara się nie czytać fantastyki, bo jak coś weźmie do ręki, to trafia tylko na stare kalki – czyichś pomysłów, gadżetów, fabuł. Nawet dialogi potrafią się powtarzać. Jak w słynnym dowcipie rysunkowym Mleczki, gdzie gruby i zadowolony z siebie wydawca oddaje maszynopis obdartemu artyście, ze słowami (cytuję z pamięci): "Za chlebem już było".
Dlatego mam duży problem z lekturami. Próbuję nowych autorów, przeglądam antologie,
fantasy i
science fiction, ale chyba za dużo już przeczytałem książek, bom się zrobił strasznie wybredny i coraz częściej wolę sięgać po biografie, wspomnienia, historię, dobrą sensację. A jak mnie najdzie ochota na starą miłość, co to nie rdzewieje, czyli fantastykę, to muszę sięgać po zakurzone woluminy. Mam też problem z polecaniem książek, bo to, co lubię, najczęściej sam wydaję, więc jak tu polecać swoje, skoro zaraz mnie zglebią za brak skromności? Stąd moje zastrzeżenia do takiego udzielania się w sieci.
Co warto było przeczytać w 2011?
Szklany dom Strossa to odjazdowa SF bez zahamowań. Tego autora trzeba znać wszystko. To SF, jaką rzadko już się pisze, problemowa, tak odległa rzeczywistości, jak tylko możliwe; aż... obca. Kolejna rzecz to
Dom derwiszy McDonalda i
Nakręcana dziewczyna Bacigalupiego. To mało optymistyczne wizje niedalekiej przyszłości, bardzo kompatybilne z moim pojmowaniem świata i tym, że już dawno wjechał on w ślepą uliczkę i ma coraz mniej miejsca na zawrócenie z tej drogi. W dodatku my wydajemy opowiadania tych autorów w naszych antologiach, a MAG ładnie to robi w grubych tomiszczach, łącząc powieści i opowiadania.
Dla mnie wydarzeniem jest start edycji
Dzieł Philipa K. Dicka. To jeden z moich ulubionych pisarzy, przy okazji wydania ekskluzywnego mogłem sobie przypomnieć
Ubika,
Człowieka z Wysokiego Zamku,
Blade Runnera. Te powieści wciąż wymiatają. Jedyny problem to koszt pojedynczej książki, taka edycja należała się temu pisarzowi, ale nie trafi tam, gdzie trafić powinna – w ręce młodego czytelnika. Za drogo. W ogóle dużo ostatnio wznowień, co mnie przyjaźnie do świata wydawców nastraja –
Tytus Groan Peake'a jest znakomity. Z
fantasy radzę zwrócić uwagę na
Rothfussa (
Imię wiatru i
Strach mędrca). Z postapo na
Przejście Justina Cronina. Z polskiej fantastyki koniecznie przeczytajcie
Vatrana Auraio Huberatha i
Dumanowskiego Szostaka, chociaż myślę, że ta druga ma niewiele wspólnego z fantastyką.
Na koniec Solarisowe. Mogę trochę napisać?
Jestem bardzo zadowolony z antologii
Rakietowe szlaki (tomy 1-3) i
Kroków w nieznane 2011. Te antologie wymagają mnóstwa pracy, samo ich przygotowanie to były dwa lata żmudnego śledztwa, ale efekt jest chyba dobry. To swoista misja –
Rakietowe szlaki mają pokazać to, co w fantastyce XX wieku było naprawdę wartościowe i co trzeba znać, a jednocześnie w atrakcyjnej formie zbierają do kupy najlepsze opowiadania.
Kroki w nieznane mają pokazywać to, co dobre spośród nowych zjawisk, autorów, pomysłów. I ten tom z 2011 roku jest bardzo różnorodny.
Do tego dużo frajdy dało mi przypomnienie zabawnych opowiadań Kuttnera w
Próżnym robocie i metaforycznych, nostalgicznych i czasem tragicznych opowiadań Resnicka w
Słoniach na Neptunie. Zbiorami opowiadań ostatnio stoimy, bo też i forma opowiadania jest sercem literatury, jej rdzeniem – pomysł, rozwinięcie, puenta. I słowo KONIEC. To trzeba umieć, każdy dzisiaj może wklepać w twardziela powieść w pięciu tomach. To łatwizna. Opowiadanie to trud i znój.
Dlatego koniec już moich polecanek, powinny być treściwe i nie przemądrzałe. Jak dobre opowiadanie.
Wojtek Sedeńko