Pierwszy i jedyny z Tanith

Tragiczne strasznego początki

Autor: AdamWaskiewicz

Pierwszy i jedyny z Tanith
Odległa przyszłość nie przyniosła ludzkości pokoju i dobrobytu. W ponurych czasach czterdziestego pierwszego milenium, jak głosi popularny slogan, istnieje tylko wojna. Bezlitosna, niekończąca się wojna, która na przestrzeni całych tysiącleci pochłonęła niezliczone rzesze ludzkich istnień, przynosząc zagładę całym światom.

Jedną z imperialnych planet, które spotkał ten tragiczny los, była Tanith. Porośnięta wiecznie przemieszczającą się puszczą, została zniszczona przez zmasowany atak sił Chaosu, a z życiem zdołała ujść jedynie garstka jej mieszkańców. Pierwszy regiment Imperialnej Gwardii, który miał zostać powołany spośród jej obywateli, został ocalony dzięki błyskawicznej decyzji świeżo mianowanego dowódcy. Od jego nazwiska znany jako Duchy Gaunta, jest bohaterem jednego z najbardziej znanych i najlepiej ocenianych cykli powieściowych osadzonych w uniwersum Warhammera 40.000.

Po raz pierwszy spotykamy się z nim w powieści Dana Abnetta Pierwszy i jedyny z Tanith. Opublikowana oryginalnie w roku 1999, już rok później wydana została po polsku nakładem firmy Copernicus Corporation. Książka w miękkiej oprawie ma objętość 330 stron i – niestety – jak spora część pozycji z logo Black Library wydawanych w naszym kraju na przełomie wieków, cierpi przez niezbyt dokładną korektę – nawet na tylnej stronie okładki w krótki opis książki wkradła się literówka, co gorsza, w nazwisku głównego bohatera. To jednak jedyny większy zarzut, jaki można postawić polskiemu wydaniu powieści. Tłumaczenie, za które odpowiada Szymon Gwiazda, jest bardzo dobre, pozytywnie wypada ocenić także trwałość wydania książki.

Istotniejsza, naturalnie, jest jednak ocena samej powieści, na szczęście i tu Pierwszemu i jedynemu... należą się dobre noty. Autor zaczyna od wysokiego "C", czyniąc czytelnika świadkiem sytuacji, w której imperialny statek zwiadowczy w trakcie rutynowej misji rozpoznawczej przejmuje zaszyfrowany astropatyczny przekaz o najwyższym poziomie dostępu, zarezerwowanym jedynie dla rozkazów i meldunków, które mogą mieć znaczenie dla całej Krucjaty. Równocześnie okręt zostaje zaatakowany przez przeważające siły wroga. Przesyłając dalej tajny przekaz, walczyć musi nie tylko z wrażymi jednostkami, ale i z czasem – wynik tak nierównego starcia może być tylko jeden.

Następnie przeskakujemy w czasie o dwadzieścia lat wstecz, poznając młodego kadeta-komisarza Ibrama Gaunta, zdobywającego szlify na jednym z niezliczonych frontów galaktycznej wojny. Fabuła rozwija się więc dwutorowo – z jednej strony możemy śledzić główny wątek, wraz z bohaterami powieści przemierzając Imperium, tocząc bitwy i – ostatecznie – poznając prawdziwe znaczenie zagadkowej transmisji, zaś z drugiej – odkrywać historię życia komisarza Gaunta i drogę, która doprowadziła go do objęcia dowództwa nad pierwszym i jedynym regimentem Imperialnej Gwardii, jaki wystawiła lesista Tanith, oraz przebłyski z ich wspólnej służby.

Podobną konstrukcję znałem już z drugiego tomu serii, powieści Ghostmaker (wydanej po polsku jako Komisarz Gaunt), nie stanowiła więc ona dla mnie zaskoczenia, a – podobnie jak w recenzji tamtej pozycji – także i teraz oceniam ją jak najbardziej pozytywnie. Taki zabieg, znacznie lepiej niż przy jednolitej, liniowej narracji, pozwala ukazać postacie, poświęcając poszczególnym bohaterom odrębne sceny, co przy śledzeniu wojennej kampanii mogłoby stwarzać wrażenie pewnej sztuczności.

A właśnie bohaterowie, członkowie Duchów Gaunta, są jednym z niewątpliwych atutów powieści Dana Abnetta. Mimo że na razie część z nich zostaje jedynie naszkicowana, więcej szczegółów i głębi zyskując w kolejnych tomach serii, to nawet w krótkich poświęconych im fragmentach autor potrafi ukazać charakterystyczne cechy postaci i sprawić, że czytelnik odbiera je jako pełnowymiarowe jednostki.

Drugą zaletą jest odmalowanie złożonej sytuacji, w której znajduje się oddział komisarza Gaunta i jego dowódca. Walki z rozmaitymi przeciwnikami na polach bitew rozsianych po całej galaktyce to tylko jeden z aspektów pełnej niebezpieczeństw egzystencji Duchów. Rywalizacja z innymi regimentami, nierzadko przeradzająca się w otwartą wrogość, polityczne machinacje imperialnych oficerów, nie mówiąc już o innych frakcjach i siłach w bizantyjskiej strukturze Imperium – wszystkie te czynniki tworzą złożoną mozaikę, w której muszą odnaleźć się gwardziści pozbawieni domu, cały czas lawirując między zagrożeniami otaczającymi ich ze wszystkich stron i nigdy nie wiedząc do końca, komu naprawdę mogą zaufać – jeśli w ogóle komukolwiek.

Na koniec warto podkreślić jedną kwestię – nieliniowa fabuła charakteryzuje nie tylko poszczególne tomy cyklu, ale także serię Duchy Gaunta jako całość (przynajmniej w odniesieniu do tych tomów, z którymi miałem okazję się zapoznać). Poznawanie dziejów oddziału jest tym ciekawsze, że przyczyny pewnych wydarzeń bądź zachowań postaci stają się dla czytelnika zrozumiałe dopiero z czasem, w miarę poznawania wcześniejszych chronologiczne zajść. Równocześnie daje to pewną dowolność w kolejności, w jakiej sięgać będziemy po poszczególne części serii – zacząwszy od trzeciej, Nekropolii, przez drugą, Ghostmaker, a kończąc (póki co) recenzowaną właśnie pierwszą, nie dostrzegam jakichkolwiek trudności w śledzeniu fabuły cyklu.

Pierwszy i jedyny z Tanith okiem erpegowca Patrząc z perspektywy erpegowca na literackie adaptacje uniwersów, w których osadzona jest akcja gier fabularnych, zazwyczaj oceniam je pod kątem łatwości przełożenia opowiadanych w nich historii na scenariusz, który miałby stanowić podstawę sesji RPG. W przypadku pierwszego tomu serii Duchy Gaunta jego patchworkowa struktura czyni bezpośrednią adaptację znacząco utrudnioną. Z drugiej strony pozwala potraktować powieść Dana Abnetta raczej jako zbiór scen, motywów i elementów, które można w dość dowolny sposób wyekstrahować z książki i przenieść do przygody – z tej perspektywy Pierwszy i jedyny z Tanith to prawdziwa kopalnia patentów, skarbnica pomysłów gotowych do potraktowania opcją kopiuj/wklej.

Równie wiele mogą z książki zaczerpnąć nie Mistrzowie Gry, a gracze. Niezależnie, czy ich bohaterowie wciąż są członkami Imperialnej Gwardii (jeśli grają w Only War) czy służbę w Astra Militarum mają już za sobą (jeżeli dołączyli do Akolitów Imperialnej Inkwizycji w Dark Heresy), to przy tworzeniu historii postaci albo opracowywaniu jakichś charakterystycznych zachowań mogą pełnymi garściami czerpać z kart powieści. Patrząc na wydarzenia opisane w jej fabule, nietrudno zresztą znaleźć przynajmniej kilka takich, które z miejsca mogłyby uczynić ich świadków i uczestników obiektem zainteresowania Inkwizycji – czy to jako potencjalnych rekrutów, źródło cennych zeznań, czy jako ryzyko dla błogosławionej ignorancji obywateli Imperium i potencjalne zagrożenie, które należy bezzwłocznie wyeliminować.