Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4 - Jarosław Grzędowicz

Umarł lód, niech żyje odwilż

Autor: Sławomir 'Villmar' Jurusik

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4 - Jarosław Grzędowicz
Ci, którzy przeczytali pierwszy tom Pana Lodowego Ogrodu w momencie premiery, musieli czekać aż siedem lat na zakończenie rozpoczętej w 2005 roku przygody z Midgaardem. Po najgorszej do tej pory części drugiej, trzecia prezentowała się dużo lepiej, dlatego też z ostatnim tomem wiązano spore nadzieje. Czy finał spełnia pokładane w nim oczekiwania?
 
____________________________

 
Największe obawy dotyczyły spójności fabularnej. Jak pamiętamy, trzeci tom stanowił przełom w dotychczasowej budowie sagi – główni bohaterowie, którzy na samym początku zdawali się nie mieć ze sobą nic wspólnego, spotykają się. Autor wyraźnie chciał w ten sposób zakończyć trzecią część, co pociągnęło za sobą – przynajmniej w przypadku wątku Filara – irytujące przyspieszenie pewnych wydarzeń. Tego typu zabieg potwierdził, że autor nie do końca panuje nad linią fabularną powieści, a owa kontrola wydaje się rzeczą bardzo istotną w przypadku tomu zamykającego, tym bardziej, że większość wątków pozostawało jeszcze otwartych. Można jednak odetchnąć z ulgą – w ostatniej części nie uświadczymy drastycznych skoków w fabule, a wszystko znajdzie swoje, mniej lub bardziej udane, zakończenie.
 
Czwarty tom pod względem budowy przypomina poprzednie – znów mamy do czynienia z obserwowaniem wydarzeń z perspektywy dwóch bohaterów, z tą jednak różnicą, że ich wątki często się pokrywają. Dzieje się naprawdę dużo. Dla przypomnienia: trzeci tom kończy się mocno krytykowanym przez czytelników cliffhangerem – nieoczekiwanym atakiem Węży na drużynę Drakkainena, która z kolei powracała z łupem w postaci Passionarii Callo, kobiety stanowiącej część z poszukiwanej przez Vuko załogi. Początek czwartego tomu stanowi więc bezpośrednią kontynuację trzeciego – Grzędowicz, niczym Hitchcock, zaczyna od trzęsienia ziemi, by następnie serwować kolejne sceny walki, prowadząc czytelnika do widowiskowego finału. I choć może to brzmieć zachęcająco, to w praktyce, niestety, wyraźnie da się odczuć przesyt, spowodowany opisami kolejnych, nieistotnych dla głównego wątku starć, które zdają się ciągnąć w nieskończoność.
 
Jeśli chodzi o opisy bitew, powieść także ma się różnie. Grzędowicz nie ma problemu z przedstawianiem prostych starć, czego świadkami byliśmy czytając poprzednie trzy tomy. Zarówno pojedynki Drakkainena, jak i mniejsze potyczki zobrazowane są klarownie i jednocześnie ciekawie, w sposób zróżnicowany, na co wpływ ma między innymi spryt, pomysłowość i umiejętności Ziemianina, wspierane przez ziemską technologię – Cyfral – i szczątkowe magiczne zdolności, jakie opanował Vuko. Problem pojawia się wówczas, gdy pisarz chce przedstawić bitwę z prawdziwego zdarzenia. W tym momencie do tekstu wkrada się chaos – autor bowiem stara się opisać mnogość wydarzeń, zalewających pole walki, ale często się w nich gubi lub wprowadza czytelnika w dezorientację, wskutek czego finałowa batalia nie należy do nazbyt imponujących.
 
Tym, czego chyba najbardziej brakuje w ostatnim tomie, są interesujące, zapadające w pamięć dialogi. Finał oferuje masę okazji do rozmaitych, ciekawych spotkań, które aż proszą się o słowne rozwiązanie niektórych kwestii albo chociaż pokaz retorycznej siły, dający możliwość uczynienia bohaterów głębszymi. Owszem, protagoniści nadal utrzymują charakterystyczny dla całego cyklu poziom: Vuko jest impulsywny, sarkastyczny i przebiegły, a Filar stanowi ucieleśnienie rozwagi, pokory, odwagi i determinacji. Pojawiają się jednak postaci, których czytelnik w trakcie lektury poprzednich tomów nie zdołał zbytnio poznać. Przykładami mogą być choćby Feihoff, mająca okazję w całej powieści wypowiedzieć zaledwie kilka zdań (mimo że czytelnik nie miał wcześniej nawet przez chwilę możliwości przyjrzenia się bohaterce z bliska!), czy van Dyken, który – choć w przypadku poprzednich spotkań z Vuko prezentował się interesująco – tutaj wypada blado, a czytelnik nie dowiaduje się o nim i jego planach właściwie niczego nowego.
 
Zakończenie także pozostawia wiele do życzenia. Przesądza o tym nie tylko wspomniany, niejasny opis finałowej bitwy, ale również ostateczne starcie pięciu ocalałych Ziemian, którego idiotyczność wydaje się spowodowana brakiem lepszego pomysłu autora na przedstawienie tej sceny. Zamknięcie historii Filara również nie robi wrażenia. Pierwszym problemem jest rola, jaką bohater odgrywa – ta w finalnej części wydaje się mocno ograniczona w stosunku do działań Drakkainena. Kolejny zarzut dotyczy przewidywalności – nawet najmniej uważny czytelnik będzie w stanie stwierdzić, jak potoczy się wątek Następcy Tygrysiego Tronu, ponieważ pisarz daje ku temu masę niezbyt subtelnych wskazówek.
 
Dopiero przeczytawszy czwarty tom wyraźnie daje się zauważyć to, co autor niejednokrotnie podkreślał – Pan Lodowego Ogrodu nie jest wielotomową sagą, a jedną powieścią, która rozrosła się do rozmiarów tetralogii. Przede wszystkim widzimy jasny kierunek, w jakim podążała (pomijając wspomniane niedociągnięcia w tomie trzecim) linia fabularna. Miejscem przeznaczenia zarówno dla Vuko, jak i Filara był tytułowy Lodowy Ogród, w którym pod koniec części trzeciej spotykają się, by wspólnie wpłynąć na losy świata. Gdybyśmy mieli do czynienia z cyklem, poszczególne wątki mogłyby być dużo bardziej rozbudowane – zamiast epickiego finału pisarz miałby okazję do zanudzenia czytelnika wędrówką dwóch bohaterów, polujących na niepokornych Ziemian bez końca. Tymczasem po pokonaniu setek kilometrów i wielu życiowych zakrętów obaj trafiają do Lodowego Ogrodu, który zdaje się spajać losy wszystkich ważnych dla fabuły postaci oraz rozpoczęte w poprzednich tomach wątki. Tego typu rozwiązania należy Grzędowiczowi pogratulować.
 
Rozpatrywanie tego tekstu inaczej niż w kontekście poprzednich części nie ma sensu, gdyż jest on bezpośrednio z nimi powiązany. Dlatego też – mimo wszystkich wad – po czwarty tom Pana Lodowego Ogrodu sięgnąć warto. Ostatnia część powieści jest dla całości istotna, gdyż stanowi dowód spójnego konceptu, za który Grzędowiczowi należą się brawa. Interesujący, zróżnicowany i sprawiający wrażenie autentycznego świat, wielowymiarowi bohaterowie i nietypowy pomysł połączenia elementów typowych dla konwencji science fiction i fantasy to tylko niektóre z elementów, które sprawiają, że składająca się z czterech tomów powieść polskiego pisarza z pewnością zasługuje na uwagę.