Narracja prowadzona jest z perspektywy Yetiego, jedynego – na co wygląda – człowieka, który przetrwał zagładę o nieznanej czytelnikowi genezie. Równolegle opowiada on o teraźniejszości, wszystkich związanych z nią problemach, trudami przetrwania oraz opieką nad Derkaczanami (nową, sztucznie wyhodowaną, lepszą wersją ludzi), którą sam sobie narzucił oraz o przeszłości, opisując jak doszło do katastrofy. Czytelnik śledzi jego dorastanie w świecie podzielonym na biednych i bogatych – na tych, których stać na kupowanie zdrowego jedzenia, uczęszczania do prywatnych szkół i korzystanie z rozwiniętej bioinżynierii oraz na tych, którzy żyją w brudnych i przeludnionych metropoliach.
Co najciekawsze w swojej wizji Atwood bardzo silnie skupia się na jednostkowym egoizmie człowieka i na tym, jakie ma on negatywne skutki dla wspólnoty. Oczywiście pojawiają się tu także złe megakorporacje tworzące choroby, aby zarabiać na szczepionkach i pozbawieni skrupułów, nihilistyczni naukowcy geniusze, autorka silnie akcentuje też postępujące wraz z rozwojem i bogaceniem się tych już bogatych rozwarstwienie społeczeństwa. Z całym tym dążeniem ku katastrofie kontrastuje krajobraz już po zagładzie. Tutaj Matka Natura, także dzięki stworzeniom genetycznie zmodyfikowanym przez człowieka, powoli odzyskuje planetę, ludzkie wynalazki popadają w zapomnienie, a Derkaczanie traktują brzydkiego, schorowanego i nieudolnego Yetiego niemal jak boga.
Ów jednostkowy egoizm widać także bardzo wyraźnie w kolejnym ważnym, "przeszłym" wątku powieści: miłości/obsesji Derkacza i Yetiego na punkcie tej samej kobiety, Oryks. To dzięki niej Yeti nie poddaje się całkowicie rozpaczy i, przynajmniej przez pewien czas, żyje mrzonkami o jej odnalezieniu, a kiedy już do tego dochodzi, to po raz pierwszy w życiu wydaje się szczęśliwy. Jednocześnie obsesja na jej punkcie to jeden z niewielu przejawów ludzkich uczuć Derkacza. Indywidualizm stanowi według Atwood jedną z głównych przyczyn upadku ludzkości – to nie wielkie armie czy zastępy złych naukowców są w stanie decydować o losie całego świata. Wystarczy w tym celu jeden odpowiednio zdeterminowany człowiek, nie wierzący w naszą rasę i mający dostęp do odpowiednich narzędzi.
Wizja przedstawiona przez autorkę jest przerażająca z kilku powodów. Po pierwsze przedstawia do czego może doprowadzić rozbuchanie tendencji, jakie już dzisiaj są obecne w naszym społeczeństwie (rozwarstwienie, władza korporacji, modyfikacje biologiczne). Po drugie prezentuje nowy typ zagrożeń i pokazuje, że to nie wojska i broni atomowej powinniśmy się bać. Jest to też bardzo przygnębiająca diagnoza kondycji ludzi i człowieczeństwa – autorka widzi nas jako zdążających donikąd, niespełnionych konsumpcjonistów bez wyższych wartości ani chęci spojrzenia poza czubek własnego nosa.
Warto więc czytać tę dystopię także na poziomie analizy społecznej i samemu próbować wyciągnąć wnioski z oskarżeń i stwierdzeń Atwood. To o tyle ciekawe, że o ile stawia ona diagnozę, wskazując oskarżycielsko na całość społeczeństwa, to jednak odpowiedzialność spoczywa na jednostce, pojedynczym człowieku, którego działania mogą zaważyć na przyszłości całej ludzkości. Co więcej trudno w takiej sytuacji znaleźć pozytywnych bohaterów – skoro całe społeczeństwo jest skażone/zaślepione, to każda jego pojedyncza komórka, w mniejszym czy większym stopniu, także – co dobrze widać w postaciach Yetiego, Derkacza, Oryks i osób, które napotykają na swojej drodze.
Oryks i Derkacz to po prostu naprawdę bardzo dobra książka. Świetnie sprawdza się jako pojedyncza powieść, a jako początek trylogii MaddAddam zachęca do sięgnięcia kolejną część – a będzie ku temu okazja, bo Prószyński wyda całość jeszcze w tym półroczu (drugi tom, Rok potopu, jest już w sprzedaży).