Nowe idzie - antologia

Młodości, ty nad poziomy wylatuj!

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Nowe idzie - antologia
Literatura, jak każde inne medium, nigdy nie stoi w miejscu – każda wydana pozycja na swój sposób nadaje jej kształt, wytyczając nowe szlaki lub podążając utartym schematem. Widać to szczególnie w krótkiej formie, która powstaje i jest wydawana nie w ciągu lat, a kilku miesięcy. Zbierając w jednym tomie opowiadania wydane w podobnym czasie, a także napisane przez twórców młodych – choć posiadających już niejakie doświadczenie literackie – można spróbować odpowiedzieć na pytanie: jaka jest współczesna fantastyka? I taki właśnie był zamysł redaktorów przy tworzeniu antologii Nowe idzie. Jeżeli uznać, że im się udało i omawiana książka dobrze oddaje nastroje polskiej literatury AD 2008, to królował wtedy klimat zguby naszego świata, reprezentowany tutaj przez cztery teksty postapokaliptyczne. Co jednak ciekawe, żadne dwa nie są do siebie podobne.

Fabuła pierwszego z utworów – Smaku apokalipsy Adama Przechrzty – jest raczej płytka i prosta: w typowym świecie po atomowej zagładzie były bibliotekarz, któremu towarzyszy grupa seksownych maszyn do zabijania, próbuje wprowadzić nieco porządku. Nie ma tu wielu rozterek i głębokich przemyśleń, pojawiają się za to wciągająca akcja, rzadkie błyski ironicznego humoru i (całkowicie zbędny) wątek fantastyczny. Całość tworzy dość przyjemne czytadło bez wielkich aspiracji, po które można z przyjemnością sięgnąć po meczącym dniu.

Noc szarańczy Jewgienija Olejniczaka miała chyba w zamierzeniu zawierać w sobie nieco głębszy przekaz. Niestety, ta opowieść o dogorywającej XIX-wiecznej Francji w świecie po zderzeniu z asteroidą jest typowym przykładem "przefajnowania" – autor zaczął kilka obiecujących wątków, by wszystkie urwać w połowie. Tym samym cały potencjał intrygującej scenerii i przyzwoicie zarysowanych postaci został niestety zmarnowany, gdyż samo zakończenie jest drętwe, naciągane i zupełnie bez polotu. Początkowo występujące przy czytaniu wypieki szybko więc znikają, zastąpione przez nudę. Moim zdaniem jest to najbardziej rozczarowujące opowiadanie w antologii.

Akcja Wyspy Joanny Skalskiej osadzona jest na ostatnim skrawku suchego lądu w świecie po Zalaniu. W przeciwieństwie jednak do poprzednich pozycji, życie ocalałych funkcjonuje niemal tak jak przed kataklizmem. Skutki apokalipsy są tu marginalizowane, a na czoło wysuwają się relacje głównego bohatera z innymi postaciami i jego poczucie wyobcowania (po latach spędzonych wśród Wyspiarzy nie odnajduje się on na ojczystym Wybrzeżu), a także proces podziału Wyspy na dwa państwa, oglądany oczami zwykłego człowieka. Do tego dodać należy nostalgiczny akcent w postaci kokli – mięczaków przywołujących halucynacje dawnego świata. Całość tworzy spokojną, stonowaną opowieść, bardziej o uczuciach niż o zdarzeniach, bardzo sprawnie napisaną i przyjemną w odbiorze.

Ostatnie z opowiadań postapokaliptycznych to Więcej niż słowa Piotra Rogoży. O czym traktuje? Ciężko powiedzieć. Wybitnie pretekstowa fabuła opowiada o kapeli rockowej grającej w świecie, z którego większość ludzkości została zabrana przez wyższy byt na Sąd Ostateczny, nieliczni pozostali zaś egzystują w poczuciu bezcelowości. Ciężko mówić o akcji, gdyż zdarzeń jako takich jest bardzo niewiele, dominują przemyślenia etyczne i filozoficzne, a rozmowy zdecydowanie przeważają nad opisami. Autorowi udało się przy tym uniknąć poważniejszych błędów, a jego dzieło czyta się dość przyjemnie, choć niekoniecznie lekko. Polecam je raczej miłośnikom chwili refleksji niż efektów specjalnych.

Motyw zagłady pojawia się także w Najpiękniejszej historii wszystkich czasów Roberta Wegnera, militarnym SF w małej skali. W Warszawie, którą otoczyły z jednej strony wojska amerykańskie, a z drugiej rosyjskie, grupa młodzieży tworzy zgraną społeczność. W pewnym momencie przyłączają się do niej rosyjski dezerter i uwolniona przez niego dziewczyna, co powoduje szereg dramatycznych zdarzeń. W opowiadaniu mocno czuć klimat mitów arturiańskich (nie bez przyczyny zresztą), co nie wszystkim musi się podobać, choć moim zdaniem jest to jedyny w tej antologii przypadek, w którym mieszanie konwencji raczej pomaga niż szkodzi. Dynamicznie tocząca się akcja i interesująca, acz niestety nieco przewidywalna fabuła potrafią porwać czytelnika, udało się również nie przesadzić z liczbą wątków – całość tworzy może niezbyt głęboką, ale zdecydowanie przyjemną lekturę.

Wśród pozostałych tekstów znajdziemy również dwie space opery: Harpunników Andrzeja Miszczaka i Oko cyklonu Pawła Majki. Pierwsza z nich opowiada o misji wysłannika Watykanu, który wyrusza w odległy zakątek galaktyki, by zbadać nowo powstały kult maryjny, w roli madonny obsadzający przedstawicielkę obcej, insektoidalnej rasy. Niestety, jest to praca nieco nierówna – fragmenty interesujące przeplatają się z nużącymi i przeciągniętymi na siłę, a im bliżej końca, tym bardziej te ostatnie zaczynają dominować. Jeżeli ktoś lubi klimat nieco staroświeckiego SF, opowiadanie powinno mu się spodobać. W przeciwnym wypadku można je sobie odpuścić.

Akcja drugiego ze wspomnianych opowiadań przenosi nas w przyszłość, by następnie dość gwałtownie rzucać czytelnikiem w czasie. Tekst opowiada o wszechświecie, w którym ludzkość opanowała technologię pozwalającą cofać się do wcześniejszych okresów historii i tworzyć światy równoległe, wykorzystywane jako laboratoria i fabryki zbrojeniowe. Naukowcy wykryli jednak anomalie w rozkładzie energii we Wszechświecie wywołane tym procederem. Dwie ekipy badawcze ścigają się o to, która pierwsza wyjaśni tę zagadkę. Fabuła jednak sobie, a opowieść sobie – pan Majka nafaszerował swoje opowiadanie taką liczbą pomysłów i wątków, że wyraźnie rozłazi się ono w szwach. Początkowa historia szybko zostaje zastąpiona wątkiem dotyczącym sztucznej ewolucji człowieka, a ten z kolei jeszcze innym, nijak nieprzystającym do reszty. Gdyby podzielić ten tekst na trzy inne, każdy mógłby być bardzo dobry – w połączeniu dają jednak ciężkostrawną papkę. A szkoda, gdyż początek był nadzwyczaj obiecujący, a i niektóre późniejsze fragmenty mocno działały na wyobraźnię.

Do tego należy doliczyć trzy opowiadania w konwencji, jak twierdzą sami twórcy, parahorroru, co, jak rozumiem, należy interpretować jako horror, który nie straszy. I bardzo słusznie, gdyż w żadnym z tych tekstów klimat grozy nie jest szczególnie gęsty, a w jednym przypadku ciężko w ogóle go zauważyć. Mowa tu o Przenicowaniu Tomka Kiliana, opowieści o metamorfozie. Akcja obraca się tu wokół zmiany płci przez głównego bohatera, zaś gdzieś w tle przewija się grupa osób eksperymentujących z możliwościami modyfikowania ludzkiego ciała. Całość jest przy tym mocno rozwodniona pustosłowiem i w zasadzie niezbyt przypomina logiczny ciąg zdarzeń. Jest to jedyne opowiadanie w zbiorze, przez które przebrnąłem zupełnie bez przyjemności, z obowiązku. Jeżeli ktoś lubi literaturę naszpikowaną raczej opisami uczuć niż zdarzeń, to nietypowy temat może przyciągnąć go do lektury; w innym przypadku ciężko znaleźć pozytywne strony tego tekstu.

Płonąc od środka Cezarego Zbierzchowskiego idzie niestety nieco podobnym szlakiem – tu również wiele akapitów nie niesie ze sobą żadnej informacji, a jedynie kwiecisty i rozbudowany opis odczuć bohaterów. Niemniej jednak to opowiadanie o nietypowym psychiatrze i jego nie mniej niezwykłym pacjencie robi zdecydowanie lepsze wrażenie – może to kwestia doboru właściwszych proporcji miedzy światem wewnętrznym a zewnętrznym, może kwestia sprawniejszej narracji, a może po prostu bardziej nośny w mojej opinii temat, tak czy inaczej tekst czyta się zdecydowanie przyjemniej.

Największe wrażenie z całej trójki robi jednak opowiadanie Jakuba Małeckiego, Każdy umiera za siebie. Opowiada ono o ostatnich chwilach grupy marynarzy z Kurska, uwięzionych w przedziale z wolna wypełniającym się wodą, ich osobistych lękach, wspomnieniach i zachowaniu w sytuacji ekstremalnej. I choć potencjał fabuły nie został w pełni wykorzystany, a postacie, mimo że ciekawe, są mocno jednowymiarowe, to jednak autorowi bardzo dobrze udało się zbudować napięcie. Zdołał również bardziej zagęścić klimat, niż uczynili to autorzy pozostałych dwu parahorrorów, a przy tym uniknął charakterystycznych dla nich dłużyzn i pułapki przesadzonych opisów.

Ostatni tekst w zbiorze stanowi swoisty rodzynek w tym fantastyczno-naukowym cieście. Rzyg Dawida Juraszka jest bowiem jedynym w zbiorze opowiadaniem w konwencji fantasy, a przy tym jednym z najbardziej godnych polecenia. Jego główny bohater jest przedstawicielem prawa w Grodzie, w którym wina człowieka jest prosta do rozpoznania – Czterolicy zsyła bowiem na zbrodniarzy swe znaki, takie jak czyraki czy tytułowy rzyg. Kiedy jednak żona protagonisty zdradza oznaki popełnienia zbrodni, a on sam ma być wraz z nią zesłany do Podgrodzia, zaczyna wątpić w słuszność systemu i podejmuje próbę ucieczki. Akcja toczy się tu wartko, a przy tym ukazuje ciekawą konstrukcję bohatera – rozdartego miedzy dawnymi przekonaniami a faktami objawiającymi mu się w nowej sytuacji – i stawia ważne pytania o charakter winy. Jest to jeden z moich faworytów do tytułu najlepszego tekstu w zbiorze.

Poza opowiadaniami w antologii możemy znaleźć również krótki wstęp autorstwa Michała Cetnarowskiego oraz dodaną zamiast posłowia dyskusję Macieja Guzka, Rafała Kosika i Łukasza Orbitowskiego na różne tematy, z których najważniejsze to chyba ocena poszczególnych prac, debiut pisarski i podział współczesnej fantastyki na rozrywkową i poważną. Ogólnie biorąc, rzecz jest warta przeczytania, jeżeli kogoś interesuje teoria literatury, dla przeciętnego czytelnika nie stanowi jednak większej atrakcji.

Czy twórcom udało się zrealizować zamiar i oddać w jednym tomie kształt polskiej fantastyki z roku 2008? To każdy będzie musiał ocenić sam. Na pewno udało im się stworzyć pozycję zawierającą kilka interesujących tekstów, a i pozostałe w większości są warte uwagi. Jeżeli macie ochotę zapoznać się z twórczością młodych polskich twórców i nie będzie wam przeszkadzał miszmasz tematyczny i jakościowy, Nowe idzie to pozycja, z którą warto się zapoznać.