Noc świetlików

Gra o świetliki

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Noc świetlików
Stara prawda mówi, że nie da się stworzyć wiarygodnej postaci chorej psychicznie, jeśli jej twórca sam jest zdrowy. Po prostu niemożliwe jest rzetelne oddanie uczuć targających jednostką z konkretnymi schorzeniami – stąd w momencie kreowania takiego bohatera trzeba bardzo poważnie zastanowić się nad jego poczynaniami. Najwyraźniej jednak Elżbieta Rodzeń, autorka Nocy świetlików, o tej starej prawdzie nie wiedziała.

Bohaterką recenzowanej powieści jest nastoletnia Paulina, pacjentka prywatnego szpitala psychiatrycznego położonego w sercu Borów Tucholskich. Dziewczyna cierpi na zaburzenia odżywiania – w momencie rozpoczęcia opowieści jej stan jest już niemalże beznadziejny. Wszystko zmienia się jednak za sprawą tajemniczego sanitariusza, który w niesamowity sposób wydostaje nastolatkę z placówki i lokuje ją w domu w głębi lasu, w towarzystwie dwóch swoich równie tajemniczych towarzyszy. A z tego nie może wyniknąć nic dobrego.

Zapewne jest to działanie miażdżące dla Nocy świetlików, niemniej nie sposób nie porównać tej książki do… Gry o Ferrin Katarzyny Michalak, która zdołała już w pewnych kręgach czytelników zdobyć miano legendarnej (głównie za sprawą "jakości" tekstu, chociaż także niektóre rozwiązania zasługują na osobne miejsce w panteonie sław rozumianych inaczej). Niestety, im dalej w tekst, tym trafniejsze okazują się powyższe słowa.

Trudno stwierdzić, czy Noc świetlików miała być bardziej romansem czy przedstawicielką fantasy – faktem jest jednak, że zarówno sama bohaterka, jak i autorka (w formie narracji) wyraźnie spychają powieść w stronę tego pierwszego gatunku literackiego. Pierwszą rzeczą, którą Paulina dostrzega w nieznajomych jest fakt, że są oni nad wyraz przystojni; potrafi także bezbłędnie ocenić ich wiek (godną podziwu umiejętnością jest zdolność oszacowania na oko, że delikwent ma dwadzieścia siedem lat – dlaczego nie dwadzieścia osiem lub dwadzieścia sześć? Tego już nie wiadomo). Niestety, Rodzeń nie ułatwia sprawy; jej bohaterowie dzielą się wyraźnie na dwie grupy: tych krystalicznie dobrych (i pięknych), oraz mniej lub bardziej złych – ci praktycznie zawsze odpychają samym wyglądem. Płytkość tego rozwiązania jest widoczna jak na dłoni.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dość szybko mizerna fabuła schodzi na dalszy plan, ustępując jednocześnie miejsca mdłemu wątkowi romantycznemu. Doprawdy, w pewnym momencie ilość "ochów" i "achów" protagonistki w połączeniu z jej sposobem okazywaniem uczuć ma tak wielkie natężenie, że lektura Nocy świetlików staje się niemałym wyzwaniem – poziom naiwności, sentymentalizmu i szeroko rozumianej cukierkowatości jest po prostu niestrawny.

Chyba jedynym, za co można pochwalić autorkę, jest w miarę płynna narracja pozbawiona wymuszonej poetyckości (która stanowi prawdziwą bolączkę podobnych tekstów). Szkoda, że to  jedyny plus Nocy świetlików – dość szybko przestajemy zwracać na niego uwagę, gdyż przysłaniają go inne, bardzo poważne niedociągnięcia. Także redakcja najwyraźniej nie przyjrzała się im bliżej, bo z pewnością obyłoby się bez zgrzytów takich jak wspomniana wcześniej ocena wieku czy też "blokowanie" kroplówki przez bohaterkę.

Noc świetlików to kolejne "fantasy dla nastolatek" jakich wiele – takie, gdzie fantastyka ma tylko uwypuklić iskrę uczucia rozpalającą się między dwójką bohaterów, a gdy już wypełni swoje zadanie, jest odrzucana niczym niepotrzebny nikomu element konstrukcji. Nie ma się co oszukiwać – powieść Elżbiety Rodzeń prezentuje poziom Gry o Ferrin, chociaż ta ostatnia dostarcza czytelnikom niepomiernie więcej rozrywki. Nie jest to jednak argument, który przemawiałby na korzyść recenzowanego "dzieła".