Nigdziebądź

Być albo nie być

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Nigdziebądź
Prawdopodobnie żadna inna metropolia oprócz Londynu nie cieszy się tak wielką popularnością wśród autorów urban fantasy. Neil Gaiman Nigdziebądź poszedł jednak odrobinę pod prąd nurtu, w jakim tworzą jego koledzy po fachu, i nie wykorzystał bezpośrednio stolicy Wielkiej Brytanii. Zamiast tego stworzył jej alternatywną, istniejącą równolegle wersję, czyli Londyn Pod.

Richard Mayhew nie zostałby bohaterem całej opowieści, gdyby najzwyczajniej w świecie nie znalazł się w nieodpowiednim miejscu w niewłaściwym czasie. Kierując się szlachetnymi pobudkami, decyduje się pomóc nieznajomej, co z kolei skutkuje utratą narzeczonej. Wprawdzie jest to strata zdecydowanie wątpliwa, ale są i inne konsekwencje tego odruchu. Obecność wspomnianej dziewczyny okazuje się w nieznany sposób powiązana z wizytą dwóch smutnych panów w staromodnych garniturach – a sam Richard nawet nie zdaje sobie sprawy, że to preludium jego wyprawy do tajemniczego świata, o którego istnieniu nie miał pojęcia.

Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że motyw wykorzystany przez Gaimana w jego powieści to typowy "świat alternatywny" – groteskowe odbicie znanej nam rzeczywistości. W praktyce jednak rzecz jest bardziej skomplikowana: Londyn Pod to nie tyle samodzielny twór, lecz raczej... teatr marionetek. Nie inaczej – podstawowa zasada rządząca Wszechświatem ("akcja wywołuje reakcję") ma tu swoje uzasadnienie w oddziaływaniu Londynu Pod na "zwykły" Londyn. Ot, urbanistyczny efekt motyla.

Co idzie za tym motywem? Z pewnością niebagatelne możliwości dla autora w dziedzinie kreowania tła. Londyn Pod to miejsce iście magiczne, przesiąknięte legendami, magią, tajemniczymi istotami i lokacjami. A wszystkie te elementy składają się na obraz wyprawy Richarda w trzewia Londynu Pod – z kompanami co najmniej nietuzinkowymi, w których towarzystwie mężczyzna zmierzy się z najdziwniejszymi zagrożeniami, jakie tylko można sobie wyobrazić.

A członkowie wyprawy nie różnią się absolutnie niczym od rzeczywistości, w której przyszło im żyć. Sam Richard dopiero poznaje realia tajemniczej krainy, jednak towarzyszy mu wspomniana wcześniej uratowana o imieniu... Drzwi; cyniczny Markiz de Carabas, dawny dłużnik ojca; a także Łowczyni, zajmująca się polowaniem na potwory. Czymże jednak byłoby poszukiwanie tajemniczego anioła Islingtona (jedynej istoty mogącej pomóc drużynie) bez motywacji w postaci dwóch psychopatycznych – aczkolwiek, paradoksalnie, całkiem sympatycznych – morderców podążających ich śladem: pana Croupa i pana Vandemara? 

Nigdziebądź to prawdziwy majstersztyk. W niezbyt długiej powieści Gaiman zdołał zawrzeć zarówno całą plejadę mniej lub bardziej oryginalnych postaci (choć, o ironio, ta oryginalność sprawia, że najbardziej poszkodowany jest główny bohater – zdecydowanie niemrawy i niezbyt interesujący), jak i fantastycznych elementów (anioły, bestie żyjące w Londynie Pod i różne ciekawe magiczne miejsca w tym świecie). Można doszukać się nawiązań do klasyków literatury (Kot w Butach Perraulta), mitologii (Atlantyda i część wspomnianych wcześniej bestii), historii (sporo elementów powieści odnosi się bezpośrednio do epok z dziejów świata, na przykład wiktoriańskiej) czy rzadziej: religii (chociażby za sprawą anioła). Wszystko to tworzy zaskakująco przyjemną w odbiorze całość – nawet jeśli fabuła Nigdziebądź to klasyczne "przejdź z punktu A do B i nie daj się przy tym zabić". 

Mimo iż pod względem fabularnym wznowiona niedawno powieść Gaimana stoi na poziomie średnim, to o sile książki stanowią elementy użyte przy tworzeniu historii. Mnogość nawiązań do realnego świata i swobodne wykorzystywanie tych ostatnich w połączeniu z fantastyką dały efekt zaskakująco dobry. Chociaż nie jest to nadal rzecz na poziomie Amerykańskich bogów, to i tak stanowi ciekawą całość – bo Gaiman, nawet nie wysilając się zbytnio, osiąga poziom nieosiągalny dla większości kolegów po fachu.