Nie gaś światła

Pstryk

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Nie gaś światła
Bernard Minier na księgarnianych półkach pojawił się dosłownie znikąd – francuski debiutant dostał od wydawcy kredyt zaufania, który zaprocentował bardzo ciepłym przyjęciem przez czytelników i recenzentów. Druga powieść pisarza, Krąg, wzbudziła trochę mniejszy entuzjazm, jednak podsyciła ciekawość w oczekiwaniu na trzeci tekst: Nie gaś światła.

Prolog jest dość osobliwy (jeden z bohaterów ucieka z ciałem kobiety – prawdopodobnie żony lub kochanki – przed zgrają wilków), a i początek opowieści zasługuje na miano tajemniczego. Kobieta pracująca w radiu znajduje w skrzynce pocztowej list, którego nieznana nadawczyni informuje o chęci popełnienia samobójstwa. Brak jakichkolwiek danych nie pozwala na identyfikację prawdziwego adresata – o sprawie przypomina dopiero telefon tajemniczego słuchacza piętnujący brak reakcji. Ten niecodzienny incydent okaże się wstępem do niemałych problemów.

Trzeba przyznać Minierowi, że jako autor kryminałów potrafi omotać odbiorcę tak umiejętnie, że niemal koniecznością wydaje się poznawanie dalszych losów jego bohaterów. Nie inaczej jest w przypadku Nie gaś światła. Debiut Miniera opowiadał o fali tajemniczych morderstw w odizolowanej od świata dolinie z więzieniem dla najgroźniejszych przestępców. Takiego miejsca w recenzowanej powieści raczej się nie znajdzie, niemniej początkowy brak jakiegokolwiek punktu zaczepienia powoli staje się cechą charakterystyczną tekstów Francuza. I co ciekawe, to odkrywanie prawdy kawałek po kawałku przez bohaterów, a także sprawdzanie fałszywych tropów i poszlak bawi czytelnika – może on poczuć się niemal jak detektyw-amator i przeżyć prawdziwy zawód, gdy jego przemyślenia okazują się błędne w świetle dalszego rozwoju fabuły.

Minier wyróżnia się także pod innym, równie ważnym względem – pieczołowitości, z jaką tworzy drugie, a nawet trzecie dno dla swoich historii. W przeciętnym kryminale czytelnik ma możliwość poznawania tylko tego, czego dotyczy w danej chwili fabuła, niezależnie czy to wielkie oszustwo, zbrodnia, czy inne pogwałcenie kodeksu karnego. Francuski twórca bardzo dużą część swojej kolejnej powieści poświęca na zapoznanie czytelnika z bohaterami – ich zwyczajami, upodobaniami czy nawet drobnymi, na pierwszy rzut oka zupełnie nieistotnymi, szczegółami z życia. I niemal zawsze w tych pakietach informacji przemycana jest niewielka, prawie niezauważalna poszlaka prowadząca do finału opowieści. Sęk w tym, że czytelnik widzi te powiązania dopiero później, często w ogóle ich nie wyłapując. Skądinąd nie są one niezbędne do zrozumienia fabuły – to raczej drobne mrugnięcia okiem ze strony twórcy do co bardziej spostrzegawczych odbiorców.

Intryguje także nastrój panujący w powieści. Rozpoczyna się ona w Wigilię (a przynajmniej tak sugeruje rozmowa bohaterki z mężem). Z jednej strony mamy więc okres, który obfitować powinien w spokój i czas spędzony z bliskimi. Z drugiej jednak ta sama atmosfera potęguje poczucie zagrożenia ze strony nieznanego sprawcy. Atmosfera świąt przyczynia się do jego kamuflażu – cały zgiełk, wyjazdy w dalekie strony i tym podobne rytuały zdają się dawać mu doskonałą przykrywkę. W ogóle Minier doskonale wykorzystuje specyficzne scenerie i motywy: czy to odciętą od świata dolinę w górach, czy to właśnie święta. I naprawdę nie sposób nie myśleć nad tym, co będzie tłem dla jego kolejnej książki. W końcu to pisarz, który czas kojarzący się nam z bezpieczeństwem i stabilnością wykorzysta na swój własny, destrukcyjny sposób.

Bernard Minier to wirtuoz kryminału. Doskonale radzi sobie z tworzeniem skomplikowanych, intrygujących opowieści, a potem genialnie wplata je w niebanalne i klimatyczne tło. Nie zapomina przy tym o roli szczegółów w kontekście całokształtu powieści, w efekcie czego ze świecą szukać podobnych mu autorów, którzy tworzyliby postaci tak dopracowane i charakterystyczne. Nie gaś światła to kolejna świetna powieść Francuza, w której bawi się on z czytelnikiem i zawsze czeka z wyciągnięciem asa z rękawa do ostatniej chwili, gdy los partii wydaje się już niemal przesądzony. Dla miłośników gatunku rzecz godna polecenia, podobnie jak poprzednie teksty autora.