» Artykuły » Felietony » Nie będziesz kolejnym Tolkienem!

Nie będziesz kolejnym Tolkienem!


wersja do druku

Qchnia artystyczna #4

Redakcja: Michał 'M.S.' Smętek
Ilustracje: Vermiliona

Nie będziesz kolejnym Tolkienem!
Tolkien wielkim mistrzem był − to fakt. Od dziesięcioleci jest niedoścignionym wzorem dla twórców fantasy, inspirowanych światem z rozmachem wykreowanym przez oksfordzkiego profesora. Co rusz wydawcy w okładkowych blurbach wyśpiewują peany na cześć świeżo upieczonych twórców, którzy już na stracie okrzyknięci zostają "następcami Tolkiena" (najpopularniejszy ostatnimi czasy jest oczywiście Christopher Paolini). Wystarczy, że wykreujesz zaludniony magicznymi stworami neverland, dorzucisz do tego ze dwie epickie bitwy, a zaczynają porównywać twoje dzieło do Władcy pierścieni.

Mam jednak komunikat dla wszystkich zapatrzonych w Mistrza adeptów pióra: nie będziecie kolejnymi Tolkienami! Przestańcie więc próbować.

Wbrew temu, co sugerują wydawnictwa, twórcy tego formatu nie rodzą się na kamieniach. Albo inaczej: może i się rodzą, ale w dzisiejszej rzeczywistości nie mają racji bytu. Zazwyczaj nowe neverlandy tworzone są w pośpiechu, na potrzeby jednego konkretnego dzieła. Kiedy ostatnio czytaliście powieść fantasy, której autor poświęciłby na wykreowanie świata pół życia (z rozważań wyłączam Martina, którego prozy nie znam)? Tego typu droga, pisanie dzieł prawdziwie epickich, jest nie tyle domeną najlepszych, co najbardziej cierpliwych i wytrwałych. Nie myślcie więc, że będziecie wyjątkiem, ba!, że przebijecie Tolkiena i w jedno popołudnie stworzycie równie bogate uniwersum. Tak, wiem: "Ale to oczywista oczywistość, nikt tego nie robi!" Nikt, oprócz dziesiątek młodych twórców, którzy od czasu do czasu zasypują mi skrzynkę mailową kolejnymi wariacjami Śródziemia. Popełniają jednak jeden zasadniczy błąd (i nie jest nim bynajmniej próba dorównania Mistrzowi, wszak wzorować się trzeba na najlepszych!). Brakuje im mianowicie zapału i konsekwencji. Porywają się z motyką na słońce, nie dziw więc, że gdzieś po drodze się wypalają.

W efekcie powstają wydmuszki, tekturowe atrapy świata. Jest mapka, kilka magicznych krain, parę królestw, no i obowiązkowo wielkie-złe-państwo-które-chce-podbić-sąsiadów. Wszystko inne jest zaledwie pośpiesznie nakreślonym szkicem, bez żadnej historii, bez charakterystyki wykraczającej poza nazwę (Straszny Las, Smocze Góry itp.). Oczywiście jest też druga możliwość: autor zaludnił wykreowany przez siebie świat, stworzył historię i nakreślił sieć polityczno-gospodarczych powiązań. Wymęczyło go to jednak setnie, a do tego solidnie nadszarpnęło pokłady cierpliwości. Walczy więc w nim chęć wykorzystania zgromadzonego materiału i pragnienie jak najszybszego spisania całego opowiadania/ powieści. Widać to na pierwszy rzut oka, bo twórca tak bardzo chce podzielić się z nami płodami swojej wyobraźni, że upycha wszystko w kilku akapitach (zazwyczaj wyłączam się po kilkunastu linijkach naszpikowanych wymyślną geografią i polityką).

Co więc robić? Za mało − źle; za dużo − też niedobrze. Złoty środek, jak sama nazwa wskazuje, kryje się gdzieś pomiędzy. I jest pewna metoda, która pozwala go osiągnąć.

Zadajmy sobie więc pytanie: którzy twórcy ostatnimi czasy w największym stopniu urzekają czytelników rozmachem swojej wyobraźni? New Weirdowcy. Jeff VanderMeer, M. John Harrison, Jeffrey Ford, a z nowości wydawniczych: Jeffrey Thomas, autor Listów z Hadesu. Punktown (chociaż on akurat nie tworzy w konwencji New Weird, aczkolwiek bliski jest temu nurtowi). Wszyscy oni nie zajmują się jednak zaludnianiem całych kontynentów i tworzeniem historii kilkunastu sąsiadujących ze sobą państw. Robią coś, co na własny użytek nazywam "tunelowaniem wyobraźni". Prościej mówiąc, kreując swój świat, skupiają się na wybranym jego fragmencie − pojedynczym mieście.

Dzięki temu tworzona przez nich atrapa (bo przecież nie jest to pełnoprawne uniwersum) nabiera wrażenia głębi. U Forda opisane jest ledwie kilka lokacji, w tym Dobrze Skonstruowane Miasto, VanderMeer oprowadza nas po Veniss oraz Ambergis, nie zdradzając, co dokładnie kryje się za ich granicami, a Thomas wyeksploatowuje zaledwie cząstkę Piekła i jedno miasto – Punktown (nie wiemy, co stało się z Ziemią po fali emigracji do Paxton). Podobnie jest w przypadku polskich twórców: Anna Kańtoch przedstawia jedynie Lunapolis (co jest za jego murami?), a Rafał W. Orkan ledwie wspomina o świecie otaczającym metropolię Vakkerby.

Jakie niesie to ze sobą korzyści? Po pierwsze, czytelnik ma wrażenie, że autor wykreował całe bogate (i oryginalne) uniwersum, ale opisał jedynie wybrany jego fragment. Rzucane od czasu do czasu uwagi, jak chociażby wspomnienie o rządzących obecnie Vakkerby barbarzyńcach (skądś musieli przecież pochodzić), sugerują, że miasto nie wisi w próżni. Jednocześnie jednak, ponieważ twórca nie rozwodzi się nad historią wykreowanego świata i nie zagłębia w międzypaństwową politykę, nie dochodzi "przeciążenia czytelnika" − obca geografia nas nie przytłacza. Nie bez znaczenia jest to także dla procesu twórczego − autor nie trawi sił na tworzenie dekoracji, koncentrując je na tym, co naprawdę ważne, a do tego pozostawia wiele otwartych ścieżek fabularnych, ponieważ nie zamyka kreacji świata jednym tekstem (po dwóch tomach przygód Cleya, Ford następnie może przenieść nas chociażby do Zarubieży). W efekcie może powstać rozbudowany świat-mozaika, na obraz którego składają się oddzielne teksty powiązane tą samą scenerią (najlepszym przykładem jest tutaj Viriconium M. Johna Harrisona).

Ta technika kreacji może być szczególnie atrakcyjna dla adeptów pióra, ponieważ w pewnym stopniu pomaga chociażby w walce ze słomianym zapałem (młody twórca nie zostaje przygnieciony stopniem skomplikowania stworzonego przez siebie świata, ponieważ buduje go cegła po cegle). Pomaga też usystematyzować pracę nad jakimś wyjątkowo atrakcyjnym uniwersum: najpierw opisujemy jeden element, potem drugi, trzeci itd.; ponieważ robimy to stopniowo, niczego nie zaniedbujemy. Dał nam przykład Maciej Guzek, który świat Królikarni budował w serii kolejnych opowiadań. Czas więc tworzyć własne światy.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

O marzeniach
Qchnia literacka #15
Z planem czy na żywca?
Qchnia artystyczna #14
Selekcja i dawkowanie informacji
Qchnia artystyczna #13
Mina przeciwpiechotna
Qchnia artystyczna #12
Ucieczka w dialogi
Qchnia artystyczna #11
Pisałem kiedyś powieść. Emocje.
Qchnia artystyczna #10

Komentarze


~bijekcjazNwR

Użytkownik niezarejestrowany
    Jeśli...
Ocena:
+8
...malakh pisze w tekście:

"Co i rusz wydawcy w okładkowych blurbach wyśpiewują peany na cześć świeżo upieczonych twórców, którzy już na stracie okrzyknięci zostają "następcami Tolkiena (...)"

oraz:

"(...) nie będziecie kolejnymi Tolkienami!"

Jeśli artykuł ten jest serią tekstów pisanych razem z Anną Brzezińską.

Jeśli trzy dni wcześniej recenzowana jest Saga o zbóju Twardokęsku:

http://ksiazki.polter.pl/Saga-o-zboju-Twardokesku-Anna-Brzezinska-c20728

Jeśli w owej recenzji pojawia się zdanie:

"(...) Saga o Twardokęsku dobrze wpisuje się w tradycję fantasy. Brzezińska nie jest w niczym gorsza od Tolkiena (...)"

I jeśli malakh ową recenzję redagował... To poważnie zastanawiam się, czy ktoś puszcza do mnie oko, czy może po prostu robi sobie ze mnie jaja. :-)
08-11-2009 00:12
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
-2
Malakh, ile powiesci napisales i wydales? Pochwal sie, zebysmy wiedzieli, ze jestes autorytetem pisarskim dajacym rady innym pisarzom.
08-11-2009 00:43
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
@~
Z dupy argumentacja.
Jak rozumiem, Christopher Paolini byłby dla Ciebie wielkim autorytetem, bo wydał 3 grube powieści?
08-11-2009 06:08
~Erystyczna tylda

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Najsłabsza qchnia jak do tej pory.
Jej morał? Nie kopiujcie Tolkiena! Kopiujcie Mieville'a! Groteskowa pointa.
08-11-2009 09:09
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+3
BTW jak można publicznie przyznać się do nieznajomości Westeros? I to jeszcze jako szef działu książkowego:)
08-11-2009 10:26
Alkioneus
   
Ocena:
+5
Kiedy ostatnio czytaliście powieść fantasy, której autor poświęciłby na wykreowanie świata pół życia (z rozważań wyłączam Martina, którego prozy nie znam)?

Wczoraj.
"Malazańska" Eriksona. Wspomniałeś sam o Martinie. To są wciąż bardzo mocne punkty światowej fantastyki. Poza tym, trudno jednocześnie stawiać tezę, że epickie światotwórstwo nie ma racji bytu a potem wyłączać z rozważań Martina.

Zgadzam się ponadto z tyldą, pointa wali w pysk.

Do tego odnoszę wrażenie, że w tekście chodzi tylko o to, żeby przepychać i lansować na siłę NW, które "najbardziej urzeka głębią wyobraźni" a nie jakieś tam neverlandy i podobne.

Tekst jak dla mnie zbyt tendencyjny, za mało wyważony. Ot, lansowanie na siłę jakiejś tezy.



08-11-2009 11:22
~Antavos

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+5
Ulubiony Komentator Malakha Is Back:-)

"Kiedy ostatnio czytaliście powieść fantasy, której autor poświęciłby na wykreowanie świata pół życia (z rozważań wyłączam Martina, którego prozy nie znam)?"

Wczoraj półka mi się ugięła od ciężaru książek (dosłownie, spadła mi na podłogę po położeniu Tolkiena właśnie:) i wśród gruzów w dziale "post-tolkienowska fantasy" (bo o niej mówimy, chociaż straaaaszne uogólnienie) było kilku interesujących autorów. Łączysz tutaj dwie rzeczy, zupełnie niepotrzebnie, ponieważ pisarze fantasy spoza post-tolkienowskiego nurtu, czyli np. autorzy heroic fantasy, poświęcali kupę czasu na tworzenie własnego świata. Ot, na przykład taki Robert E. Howard, który pisywał opowiadania i w każdym z nich rozwijał budowany przez siebie świat przedstawiony, pracując na alternatywnej historii świata. Poświęcił mu kilkanaście lat. Tad Williams, Robert Jordan, Glen Cook poświęcili lata na budowanie swoich uniwersów (Czarna Kompania powstawała przez lat bodajże dziesięć, a powieści fantasy o Garrecie powstają do tej pory od 1987). Garret, oczywiście, nie jest bohaterem post-tolkienowskim, ale powiedziałeś "fantasy". Więc ci wymieniam. Dalej. Michael Moorcock sagę heroic fantasy (staram się rozgraniczać heroic fantasy od fantasy post-tolkienowskiego) o Elricu pisze po dziś dzień od 1961 roku, chyba już tylko dla jaj. Anne McCaffrey też jakoś wtedy zaczynała, i wielu, wielu innych. Eriksona już wspominano. Jeśli mi nie wierzysz, guglaj.

Nawet wspomniany M.John Harrison na wykreowanie uniwersum Viriconium, które pisał na fali fascynacji twórczością Vance'a tworzył w ciągu lat 20. Opowiadania i powieści zebrane w polskim tomie są w wersji omnibusowej, tak naprawdę powstawały oddzielnie. Ale to taka dygresja.

Do koncepcyjnej warstwy felietonu przedpiścy już się ustosunkowali, a ja nie mam czasu, żeby teraz wytykać wszystkie jego wady (ot, chociażby brak Mieville'a, więc nie jego kopiujcie, a raczej kopistów Mieville'a). Wspomnę tylko, że zupełnie nie rozumiem umieszczenia Guzka w zestawieniu (zwłaszcza Królikarni, która jest zbiorem dobrych opowiadań fantasy, ale w żadnym wypadku New Weird...), a na przykład brak jest "Zadry" Piskorskiego, która bardziej tutaj pasuje, czy "Karnawału" Nowaka.

A Ford to już zupełnie od czapy wzięty - Fizjonomika, i późniejsze księgi z cyklu, powstała wcześniej niż Dworzec i miała zupełnie inne korzenie i powstała parę lat przed Dworcem i Blizną.
08-11-2009 15:19
Scobin
   
Ocena:
0
Drobna próba sprostowania.

Jeśli dobrze rozumiem malakha, to ma on na myśli pisarzy, którzy dopiero "w naszych czasach" zaczęli tworzyć wielkie uniwersa. Dlatego ani Williams, ani Jordan, ani Cook, ani Moorcock, ani McCaffrey prawdopodobnie się nie łapią. Chociaż nie wiem, o jaki dokładnie okres malakhowi chodziło.

Inna sprawa, że w książce Grzegorza Trębickiego "Fantasy – ewolucja gatunku" przeczytałem opinię przeciwną: taką mianowicie, że być może mamy do czynienia z dobrymi czasami dla wielotomowych epickich opowieści (okręty flagowe to właśnie Martin i Erikson). Zwracam jednak uwagę na "być może"; o ile pamiętam, Trębicki wypowiadał się ze sporą ostrożnością.

(A jak się ma do tego wszystkiego Dukajowy lament miłośnika cegieł?).
08-11-2009 20:14
~Jagon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
-1
Erikson, Martin, Abercrombie - 3 tomy na zachodzie, Scott Lynch, R, Scott Bakker z trylogią,
Mało?
Tolkien mistrzem pióra a Rudolf Valentino kina.
08-11-2009 20:29
malakh
    no to prostuję;)
Ocena:
+4
Wróciłem, to mogę tłumaczyć.

Zacznę od tego, że uznaję, że niedoskonałości mojego warsztatu (oh, jak to ładnie brzmi;D) sprawiły, że nie zostałem zrozumiany - ergo, nie udało mi się przekazać tego, co chciałem.

Kiedy ostatnio czytaliście powieść fantasy, której autor poświęciłby na wykreowanie świata pół życia

Wszyscy poniżej wymieniacie sporo nazwisk autorów wielotomowych cykli. I macie rację. Jednakże mnie chodziło o tworzenie świata na potrzeby pojedynczego dzieła (za takie uważam samego "Władcę...", gdyż podział na trzy tomy został Tolkienowi narzucony). Williams, Jordan i reszta kreowali swoje światy w kolejnych tomach, rozpisali jego budowę na wiele dzieł.

Tym felietonem chciałem zwrócić uwagę na zjawisko charakterystyczne dla parających się fantasy adeptów pióra. Otóż oni, zapatrzeni w Tolkiena, ale także i innych twórców (jego nazwisko jest najbardziej eksponowane, ponieważ do niego odnoszą się zazwyczaj wydawcy, jak chociażby w przypadku Paoliniego), starają się ich kopiować. A raczej, dorównać im.

Nie robią tego jednak w sposób przemyślany, ale taktyką na "chop-siup". Piszą pojedyncze opowiadania, w które starają się wcisnąć jak najwięcej kreacji. Dziwne imiona, zakręcona geografia, a do tego swawolna, nieskrępowana żadnymi zasadami i logiką magia - tak wygląda przeciętne uniwersum opowiadań, które trafiają na moją skrzynkę.

Chciałem więc dać im jedną radę - nie wszystko na raz. Lepsze efekty osiągną, tworząc światy krok po kroku. A new weirdowców nie wymieniam dlatego, że są tacy hej do przodu przed całą resztą, ale właśnie dlatego, że oni tak postępują. Ich dzieła to przykład tego, że ta stopniowa forma kreacji się sprawdza.

Dlatego, zamiast starać się zostać kolejnym Tolkienem, Martinem, Jordanem itd, lepiej wziąć wziąć przykład z innych. nie dlatego, że są lepsi, ale dlatego, że ścieżka, którą oni wybrali jest dla młodego autora łatwiejsza. Z czasem, jak już się rozwinie, niech tworzy "nowe Śródziemia". Ale na początek może zacząć od czegoś mniejszego.

To chciałem przekazać tym felietonem. Widać nie wyszło, za co przepraszam. Postaram się, aby kolejnym razem było lepiej;)

Pozdrawiam,

malakh
08-11-2009 21:19
Siman
   
Ocena:
+6
To ja dla odmiany pochwalę. ;) Mam czego chciałem: konkret i to konkret całkiem przyzwoity, nad którym można podyskutować. Czego się można było spodziewać: znalazł też sporo przeciwników.

Obawiam, że malakh nie został dobrze zrozumiany, chyba przez zbyt pochopną ocenę współczesnego fantasy (że czas wielotomowych sag przeminął). Nie chodzi przecież o potępienie Tolkiena i gloryfikację New Weird. Malakh nie mówi: piszcie new weird. Mówi: to jest niezły patent pisarski, dobrze od niego zacząć.

Virconium było tworzone 20 lat - racja, ale w międzyczasie powstawały kolejne opowiadania. Świat się rozbudowywał w miarę pracy pisarskiej. I to jest właśnie droga twórcza, którą sugeruje Malakh - zacznij od fragmentu świata, jak cię będzie kręciło dorobisz (i napiszesz) więcej, a kiedyś może powstanie z tego uniwersum pełną gębą. Bądźmy szczerzy: na tworzenie świata przez pół życia mało komu starczy wytrwałości (skrupulatność Martina to jednak ewenement, pewnie dlatego zresztą tak popularny: to się czuje i to wciąga), za to metodą "małych kroczków" opanuje każdy młody pisarz. I tak bym to rozumiał.

Pamiętajmy też o tym, że malakh proponuje tutaj pewną konkretną metodę twórczą, a że jest konkretna, to tym samym przestaje być jedyna słuszna. To pewna propozycja, która dla niektórych może okazać się bardzo pomocna, inni ją odrzucą.
08-11-2009 21:27
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
@Ad. Siman

Dorzucę od siebie pochwałę. Tekst powyższy mocno podkreśla błędne podejście początkujących literatów, którzy starają się stworzyć Ogromny Dopracowany Świat ot tak sobie, korzystając po prostu z posiadanych pomysłów fantasy/sf.

Tak długo te światy tworzą, że zapominają jeszcze dopisać do tego opowiadanie/powieść. Bo światotworzenie wymaga ogromnego wysiłku, wielu lat pracy - a przez to często zapomina się o szlifowaniu warsztatu, o poszukiwaniu ciekawych pomysłów na fabułę. Dzieło (a raczej - zaczątki dzieła) w większej mierze stara się przedstawić niesamowitość kreowanego świata, w mniejszej: zademonstrować pewną historię.

Trzeba umieć nieco zmienić bieguny. Nie staraj się być Tolkienem - on nie tworzył książek dla świata, tylko świat dla książek. Miał za sobą wiele lat badań nad starożytnymi i średniowiecznymi tekstami, nad myśleniem kultur dawnych. On tworzyłe fantastykę na bazie tego, co nie było określane jakok fantastyka. Współcześni młodopisarczykowie tworzą zaś światy fantasy na bazie światów fantasy.

Po prostu warto przeanalizować czasem swoje podejście.

Ja tam Waszego oburzenia nie rozumiem... Choć fakt, że Martina powinien był poczytać. ; )
09-11-2009 07:26
malakh
   
Ocena:
0
Aureusie, ty myślisz, że ja nie wiem, ile książek ja POWINIENEM przeczytać?;p

W tej chwili czytam: "Radio Darwina", "Kosmiczna wygrana. Dlaczego wszechświat sprzyja życiu?", "The New Space Opera 2", "Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao" i "Żelazną radę".

Do tego leci do mnie paczka ze "Ślepą wiarą", "Bajkami dla dorosłych" i "Peanathemą", a w tym tygodniu mają rozsyłać szczotki trzeciego tomu "Pana Lodowego Ogrodu".

"Grę o tron" mam, kupiłem jakieś dwa miesiące temu... problem w tym, że trudno mi gdzieś "wcisnąć" takich rozmiarów cykl...
09-11-2009 11:38
Alkioneus
   
Ocena:
0
malakh, nikt nie zarzuca(z zarejestrowanych userów) tego, że jesteś nieoczytany. Też nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego, co bym chciał.

A Grę o Tron i tak szybciej skończysz czytać, niż Martin pisać.

Gdzieś mi po prostu jako felietonista nie trafiasz, bo nie pierwszy raz się krzywię. Ale i tak komentarze są równo rozłożone, więc cel felietonu osiągnięty. Pisać felietony możesz przestać, jak negatywnych uwag nie będzie.
09-11-2009 13:44
~Erystyczna tylda

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+3
To nie nieznajomość tego czy owego pisarza kłuje w oczy, bo jak już sam malakh zauważył, jest zbyt wiele książek, nawet klasyków, żeby przeczytać je wszystkie.

Nie, chodzi o coś zupełnie innego. Mianowicie, teza jest fałszywa, antyteza chybiona, a synteza... no cóż, z małżeństwa fałszu i błędu nie może powstać coś dobrego, prawda?
Nie chcę być gołosłownym, więc rozwinę to śmiałe twierdzenie. Teza jest fałszywa, ponieważ utwory początkujących/wannabe autorów są takie, a nie inne nie dlatego, że ci wzorują się na Tolkienie czy innym 'światotwórcy', ale dlatego, że autorzy tacy piszą zazwyczaj ‘na żywca’, bez jakiegokolwiek przemyślenia swoich koncepcji, bez chociażby cienia zarysu celu, do którego chcą dotrzeć (wyznaczyć sobie, co chce się osiągnąć danym utworem, i gdzie chce się go zakończyć – oto konkretna rada pisarska), albo po prostu, co w sumie przykre, ale trzeba to powiedzieć, cechują się jedynie ‘wyobraźnią odtwórczą’ – piszą to, co im się podobało, tylko swoimi słowami. Antyteza jest chybiona, bo jedyne, co osiąga, to zastępuje jednego idola, drugim. Światy tworzone przez new wierdowców nie są wcale mniej barwne i skomplikowane – być może przestrzennie skupiają się na pojedynczych miastach, ale jakież to są miasta! Bas-Lag to istny mikrokosmos, to samo Ambergis – też ma swoją historię, ludy, miejsca, zwyczaje, które się przeplatają i spajają w cudowny amalgamat dziwności i różności. Syntezę każdy sam sobie może przeprowadzić.

Wywód, jaki malakh chciał chyba wyprowadzić, a zbłądził po drodze (wybacz, jeśli wkładam Ci w usta słowa, których nie chciałbyś wypowiedzieć), brzmieć chyba powinien tak:
Początkujący autorzy tworzą dzieła nieprzemyślane, niespójne i nieoryginalne (teza). Powinni sięgnąć po najnowsze, co jest w fantastyce, np. new wierd, zobaczyć szerzy nurt, inne podejście od wizji tolkienowskiej, tworzyć krok po kroku przemyślane tło, nie bać się niebanalnych pomysłów i nie zadowalać się kalkami i cliche (antyteza).
10-11-2009 00:08
malakh
   
Ocena:
0
Początkujący autorzy tworzą dzieła nieprzemyślane, niespójne i nieoryginalne (teza). Powinni sięgnąć po najnowsze, co jest w fantastyce, np. new wierd, zobaczyć szerzy nurt, inne podejście od wizji tolkienowskiej, tworzyć krok po kroku przemyślane tło, nie bać się niebanalnych pomysłów i nie zadowalać się kalkami i cliche (antyteza).

No, raczej nie. Gdybym tak napisał, podniosłoby się larum, że znowu ogólnik.

Siman odczytał ten tekst tak, jak chciałem, żeby został odczytany.
10-11-2009 10:38
~Erystyczna tylda

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ok. To nic w takim razie nie ratuje tego artykułu ;)
10-11-2009 15:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.