» Wieści » Naznaczeni błękitem - zapowiedź i fragment

Naznaczeni błękitem - zapowiedź i fragment

|

Autorka: Ewa Białołęcka
Tytył: Naznaczeni błękitem
Wydawca: Agencja Wydawnicza Runa
Okładka: Stephanie Pui-Mun Law
Data premiery: 10 października 2005 r.
Liczba stron: 368
ISBN: 83-89595-20-6
Cena: 27,50 zł

W Lengorchii każde dziecko może urodzić się obdarzone magią.

Ale nawet magowie bardzo rzadko przyjaźnią się ze smokami.

Kamyk tworzy iluzje, Jagoda czyta w myślach, Nocny Śpiewak przekształca materię, Promień włada ogniem. Wszyscy są magami, lecz dla jednych talent oznacza awans na społeczne wyżyny, dla innych zaś obciążenie, gdyż za potęgę najczęściej płaci się słono. Jagoda odczuwa swoje naznaczenie jako przekleństwo, które odebrało jej miłość matki. Dla Nocnego Śpiewaka magiczne zdolności są przepustką do świata z marzeń, gdzie nikt nie jest głodny. Natomiast Zwycięski Promień Świtu za sprawą posiadanych mocy zostaje zdegradowany z uprzywilejowanej pozycji księcia do zwykłego chłopca, który sam musi sobie radzić zarówno z groźbą utraty życia, jak i z wiązaniem sznurówek. Kiedy wreszcie kapryśny los połączy gromadkę "naznaczonych magicznym błękitem" więzami przyjaźni, można się spodziewać wydarzeń nadzwyczajnych, zwłaszcza że towarzyszem jednego z nich jest futrzasty smok.

NAZNACZENI BŁĘKITEM - powieść powstała na kanwie opowiadań znanych z TKACZA ILUZJI i czasopism - to pełna przygód książka o dorastaniu, przyjaźni i szukaniu własnej drogi w świecie.

Ewa Białołęcka - najbardziej utytułowana polska pisarka fantasy, dwukrotna laureatka Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla, witrażystka, pedagog i znawczyni literatury dziecięcej.


Fragment

Tkacz Iluzji nie był w szczególnie radosnym humorze. Jego rozdrażnienie w niewielkim stopniu złagodził poczęstunek. Wojna z północnymi księstwami wisiała na pajęczej nici, a podróż niemal nad samą granicę – równie ustaloną i trwałą jak wąż, któremu nastąpiono na ogon – uważał za niezwykle chybiony pomysł. Upalna pogoda nastrajała raczej do siedzenia ze schłodzonym winem w ręku w cieniu przy fontannach. Obyż jeszcze istniała ważna przyczyna! Z pewnością nie było nią sprawdzenie umiejętności jakiegoś wieśniaka. Chłopak miał podobno talent Tkacza Iluzji. Krąg wykładał przez pełne dwa lata pieniądze, by nauczono go czytania i pisania. A teraz nadszedł czas, by oficjalne wciągnięto go w szeregi członków Kręgu Magów, choć dzieciak ponoć urodził się kaleką. Niewdzięczne zadanie włóczenia się po zapadłej prowincji przypadło akurat im dwóm, prawdopodobnie z powodu niełaski, w którą popadł ostatnio Tkacz. Owa niełaska rykoszetem trafiła Wędrowca, obaj magowie mieli więc niejakie pretensje zarówno do zwierzchników, jak i do siebie nawzajem. Rozgoryczonemu Tkaczowi chodziło po głowie, że o wiele lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby dzieciak umarł zaraz po urodzeniu, oszczędziłoby to kosztów rodzinie i magicznej elicie, a jemu samemu tego rodzaju wycieczek.
Jednak, ku zaskoczeniu oczekujących, chłopak, który stanął w progu, nie miał żadnych widocznych okaleczeń, opisanych przed laty w raporcie. Wyglądał całkiem normalnie, o ile normalną można nazwać t a k ą budowę. Tkacz Iluzji przywykł do wysokich, chudych jak charty chłopaczków o czarnych włosach, typowego wyglądu przeciętnego adepta magii. Ten był także wysoki, owszem. Przy tym jego tunika wyglądała jak rozpięta na solidnych nosidłach do wiader, a bicepsy niemal rozrywały wąskie rękawy. Dłonie przypominały szufle. Gdyby nie gładka, chłopięca twarz, zwieńczająca tę niepospolitą figurę, mag sądziłby, że ma do czynienia z dorosłym mężczyzną i to pracującym w kamieniołomach.
Tkacz Iluzji skinął zdawkowo głową w odpowiedzi na grzeczny ukłon chłopca, obiecując sobie w duchu, że po powrocie zruga kronikarza za niedbałe prowadzenie rejestrów.
– Wiesz, po co przybyłem? – zapytał.
– Tak, panie.
– No to pokaż, co umiesz. Zacznij od czegoś łatwego. Pokaż mi... pokaż mi kamień.
Tradycyjnie rozpoczynano tego rodzaju egzaminy od najprostszych, najłatwiejszych rzeczy, by przestraszeni adepci nie tracili kompletnie głowy i mogli się oswoić z nowym położeniem. Ten chłopak – a tak, Biały Róg mu na imię – nie odbiegał od normy. Tak samo jak wszyscy poprzednicy stał przed egzaminatorem spięty i blady.
Na stole tuż przy łokciu Tkacza Iluzji pojawił się otoczak wielkości pięści. Mag chciał wziąć go do ręki, lecz jego palce przeszły przez iluzyjny wizerunek.
– Popraw – rzucił sucho.
Kamień zaciążył mu w dłoni, nabierając natychmiast właściwej wagi, lecz mag nie czuł nic poza tym – ani chłodu rzeczy zakopanej w ziemi, ani ciepła emanującego ze skały wystawionej na palące promienie słoneczne. Albo chłopak nie panował nad nerwami, albo jego talent był dość mierny. Mężczyzna rzucił kamień, który potoczył się po podłodze z głuchym łoskotem – opóźnionym tylko o mgnienie, lecz doświadczone ucho natychmiast to wychwyciło. Mag zmarszczył brwi.
– Melon – zaordynował.
Przynajmniej owoc wyglądał, jak należy. Może dzieciak wreszcie nabrał rozpędu. Mag powąchał melon podejrzliwie, ale zapach również był odpowiedni.
– Dobrze. Teraz morele.
Kilka owoców, które pojawiły się na stole, skusiły także Wędrowca. Za przykładem towarzysza, ugryzł jeden.
– Słodkie – stwierdził.
– Za słodkie – odparł Tkacz. – Smaczne, ale nieprawdziwe, co da się rozpoznać z łatwością.
– Zawracanie głowy. Co z tego, że nieprawdziwe, skoro smaczniejsze niż prawdziwe? Jakbym chciał prawdziwe, tobym zerwał sobie z drzewa – zaoponował Wędrowiec i pożarł demonstracyjnie następny iluzyjny owoc.
Biały Róg uśmiechnął się ledwo zauważalnie, zerkając na niefrasobliwego maga.
– Teraz to samo od początku, ale z zamkniętymi oczami – polecił Tkacz Iluzji. – Albo nie... odwróć się.
Sprawdzian toczył się dalej. Po drobnych przedmiotach przyszła kolej na zwierzęta: psy, kozy, ptaki, jaszczurki... Chłopiec w milczeniu, posłusznie wypełniał kolejne zadania, lecz jego osiągnięcia nie zadowalały starszego maga w pełni. Niemal każda stworzona przez Roga iluzja raziła doświadczonego mistrza magii jakimś drobnym błędem. Owoce miały niewłaściwy smak, psy poruszały się sztywno i nienaturalnie, szczyblik – najpospolitszy przecież ptak, spotykany wszędzie – w wersji Roga miał zły deseń na skrzydłach. Zapomniał o dymie, który powinien unosić się z zapalonej świecy. Z wizerunkami ludzi poszło nieco lepiej. Odtworzeni na żądanie maga członkowie rodziny chłopca byli iluzjami idealnymi. Za to stworzenie kogokolwiek z własnej wyobraźni nastręczyło mu nowych trudności. Mag przypuszczał, że temu młodemu osiłkowi zwyczajnie brakowało fantazji, a jak na drwinę losu właśnie ta cecha jest najważniejsza dla Tkaczy Iluzji. Najwyraźniej nie był też szczególnie bystry – ot, zwykły prostaczek, który z pewnością czułby się bardziej na miejscu przy kowadle czy pługu niż w mieście, pod patronatem Kręgu. I co tu począć z tak niedorobionym materiałem na maga? Chłopak czekał spokojnie, wbijając rybie spojrzenie w kąt izby. Tylko nieznaczny ruch pocieranych o siebie palców świadczył, że wyrok egzaminatora nie jest mu obojętny. Przestąpił z nogi na nogę, zmęczyło go długie stanie. Tkacz Iluzji bił się z myślami. Umiejętności chłopca nie były olśniewające. Właściwie ledwo zadowalające, ale nie był aż tak beznadziejny, by skazać go jednym ruchem pióra. Może znalazłoby się dla niego miejsce w jakimś szlacheckim domu, by zabawiał widzów sztuczkami? Tkacz skrzywił się na tę myśl – marna kariera dla maga, choć może wieśniak uważałby to za nobilitację. Tyle błędów, niedoróbek... ale z drugiej strony ktoś parę lat temu uznał, że talent dzieciaka jest na tyle znaczący, by inwestować w jego wykształcenie. Szkoda tych pieniędzy, czasu i wysiłku. Magowi przyszła do głowy niepokojąca myśl, że jeśli oceni chłopaka jako niezdatnego, starszyzna przyśle go po raz drugi do tej zapadłej dziury razem ze Strażnikiem Słów, który zweryfikuje jeszcze raz wynik sprawdzianu. Nie, tego wolałby uniknąć!
– Dobrze – rzekł wreszcie. – Myślę, że to wystarczy.
Chłopak skierował na niego oczy, raptem czujne i lśniące jak ślepia jastrzębia. Tkacz Iluzji położył na stole ciężki pakiet zawinięty w białe płótno.
– Nie umiesz zbyt wiele – rzekł surowo – ale wystarczająco dużo. Tu jest kronika dla ciebie i szarfa. Wciągniemy cię do rejestrów Kręgu Magów jako pełnoprawnego Tkacza Iluzji. To cię uprawnia do szukania pracy w swej profesji i nie będziesz podlegał prawu lennemu.
– Nie rozpakujesz? To już twoje – odezwał się Wędrowiec, obdarzając nowego maga szerokim uśmiechem.
Chłopiec zbliżył się z wahaniem do stołu i rozwinął tkaninę, odsłaniając gruby tom oprawny w brązową skórę z miedzianymi, błyszczącymi okuciami. Obok leżała zwinięta szarfa do przepasywania tuniki, w charakterystycznej błękitnej barwie, zastrzeżonej wyłącznie dla członków Kręgu Magów.
– No i co? – spytał Tkacz.
– Dziękuję, panie – odezwał się cicho chłopiec. – Ładna.
– Ładna! – parsknął śmiechem Wędrowiec. – Słyszałeś? Ładna...
– Nie jesteś zbyt gadatliwy – zwrócił się Tkacz do chłopca. – Inny skakałby z radości, że spełniło się marzenie jego życia.
– Bo ja najbardziej marzę, żeby być dobrym pasterzem i pracować na tej ziemi – odparł Róg z powagą, która rozbawiła nawet pochmurnego Tkacza Iluzji, a Wędrowiec aż się zatoczył ze śmiechu.
– Nikt nie ma zamiaru zabierać cię stąd siłą – mruknął kpiąco Tkacz. – Żadne z ciebie cudo. Jak dla mnie możesz paść te swoje kozy do końca życia. Jeśli jednak będziesz wykonywał jakąś pracę dla nas, albo związaną z magią, to musisz wpisywać ją do tej księgi – stuknął w okładkę knykciami. – Rozumiesz?
– Tak, panie.
– Nauczono cię pisać?
– Tak, panie.
– Każdą kartę masz podpisywać u góry swoim imieniem.
– Tak, panie.
– Umiesz powiedzieć coś więcej?
– Tak, pa... – powtórzył chłopiec mechanicznie i zaciął się.
Mag poklepał go po ramieniu, mając przy tym wrażenie, że dotyka twardego kawałka pnia.
– Nie mamy zbyt wiele czasu. Pożegnamy twą matkę i zostawimy wiadomość ojcu. Życzę szczęścia.
Obaj magowie wyszli z izby, zostawiając chłopca samego.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~NoOne3

Użytkownik niezarejestrowany
    To kolejna część?
Ocena:
0
Pierwsza "pełnometrażowa" książka o Kamyku, to był "Błękit magów" (chyba) To może kolejna część? Bo widzę że pojawia się on w tej książce?
14-10-2005 23:10
Seji
    Nie nowa.
Ocena:
0
Jakby prequel pisany od zera.
16-10-2005 20:23
Ausir
   
Ocena:
0
Pierwszą książką był "Tkacz iluzji". To nie jest prequel, a "wersja reżyserska" "Tkacza...".
18-10-2005 20:19
~Evil Yuki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
No cóż, to "Tkacz Iluzji" przpeisany, pozmieniany, rozciągnięty na dwa tomy... i dobry. Ładny :) podobał mi się, bo już prawie skończyłam
31-10-2005 19:11
~K2

Użytkownik niezarejestrowany
    Genialne
Ocena:
0
Przed chwilą skończyłam drugi tom i mogę powiedzieć tylko jedno: ZAPIEPRZEĆ DO KSIĘGARŃ, BO TO JEST POWIEŚC ROKU!

Białołęcka pokazuje po raz kolejny swój kunszt i rob i to po mistrzowsku. Czytając tę powieść ma się wrażenia, ża autorka potrafi jedno małe wydarzenie przedstawić tak, że człowieka aż skręca co będzie dlalej.

Czysty geniusz!

PS W końcu rozwinęte zostały historie np. Promienia o którym dowiadujemy się znacznie więcej. Oj, niech "Tkacz Iluzjii" się schowa. ;)
30-12-2005 15:49
~Netsah

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
nie wiem czy nie wystarczy jedno slowo. Genialne!
11-05-2006 23:04
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
to nie to co szukałam
17-05-2006 17:41

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.