Mój prywatny demon - Maciej Żytowiecki

Klasyczny kryminał z fantastycznym akcentem

Autor: Łukasz 'Salantor' Pilarski

Mój prywatny demon - Maciej Żytowiecki
Chicago, koniec lat trzydziestych zeszłego wieku. Przywrócony do służby w policji Ezra, doświadczony przez los, świeżo wyswobodzony z uścisku alkoholizmu detektyw z zasadami, prowadzi śledztwo w sprawie przestępcy, któremu prasa nadała przydomek Dentysta. Morderca ma na koncie zabójstwa kilkunastu kobiet, z których zębów wyrabia pozostawiane na miejscu zbrodni naszyjniki. Jego cele i motywy są niejasne, a sprawa ciągnie się dłuższy czas, dając pożywkę mediom oraz spędzając sen z powiek każdemu – komisarzowi, burmistrzowi oraz członkom wydziału śledczego Chicagowskiej policji – za wyjątkiem Ezry, którego trapi całkiem inny, znacznie poważniejszy problem – uwięziony w jego trzewiach demon.

Oglądając okładkę Mojego prywatnego demona sądziłem, że będę miał do czynienia z opowiadaną już dziesiątki razy historią kryminalną o twardym policjancie, dającej mu zlecenie przepięknej kobiecie i seryjnym mordercy; osadzoną w klimatach Chicago z końca dwudziestolecia międzywojennego. Już po kilku stronach lektury okazuje się jednak, że Maciej Żytowiecki do mocno zużytej konwencji dosypał szczyptę fantastyki. Pierwszym tego typu elementem jest Dzień Rudego Śniegu, kiedy to z nieba spadły krwiste płatki, a ludzie nagle zyskali niezwykłe moce; drugim natomiast towarzysz Ery – tajemnicza istota o imieniu Paddington. Głównie to właśnie o nim, jego celach, relacjach ze służącym jako nosiciel detektywem oraz wynikłych z ich powodu problemach opowiada książka.

Podczas lektury miałem nadzieję poczuć atmosferę starego, dobrego kryminału, i nie zawiodłem się. Opowiedziana z perspektywy detektywa historia pełna krótkich, burzliwych scen z jego przeszłości, przyczyn tego, kim jest obecnie, czy przemyśleń dotyczących miasta, zamieszkujących go ludzi i pracy w policji natychmiast przywodziły skojarzenia z tego rodzaju literaturą. Kobiety są bez wyjątku piękne i seksowne, przestępcy zdegenerowani i pozbawieni ludzkich odruchów, a u postaci pozytywnych znalezienie choćby jednej skazy będzie graniczyło z cudem. Brakować będzie jedynie rozbrzmiewającego w tle jazzu oraz fragmentów audycji radiowych na temat napiętej sytuacji w Europie, by w pełni poczuć klimat tamtych lat.

Ezra napotka na swej drodze kilka interesujących postaci, jednak ani rudowłosa dziennikarka Violet Red, ani partner i przyjaciel bohatera, klasyczny "dobry glina" Pollock; a tym bardziej na wskroś przesiąknięty szaleństwem Dentysta, nie umywają się do Paddingtona. Uwięziony w ciele policjanta, myślący o ludziach jako bezwartościowych zwierzętach, osobnik, siebie zwący Awianinem, jest tak bardzo narcystyczny i przeświadczony o własnej potędze i doskonałości, że irytuje, ale w bardzo zabawny sposób. Dialogi z jego udziałem, rozliczne przechwałki oraz wspomnienia z "rodzinnego domu" napisane bogatym, pełnym poetyckich metafor językiem, należą do najlepszych fragmentów powieści. Zaraz po nich plasuje się przesiąknięta cynizmem narracja w wykonaniu Ezry, przedstawiająca rachunek sumienia i bilans niegdyś pięknego życia, pogodzonego z losem i pozbawionego nadziei na jego poprawę detektywa. Momentami jednak postać sprawiała wrażenie zbyt poważnej i dojrzałej, przez co bywała drażniąca w odbiorze.

Dobry kryminał to jednak nie tylko deszcz i pesymistyczne monologi głównego bohatera, lecz również strzelaniny, pościgi zatłoczonymi ulicami miasta, przesłuchania oraz walki na gołe pięści. Tutaj powieści należy się wielki plus. Dawno już nie zdarzyło mi się z takim zainteresowaniem czytać kolejnych akapitów i zastanawiać się, czy bohater zdąży na czas czy nie i co zastanie na miejscu. Czułem się zupełnie jak podczas oglądania dobrego, trzymającego w napięciu filmu sensacyjnego, którego autor najlepsze trzymał ciągle w rękawie. Szkoda tylko, że seans zamknęło otwarte zakończenie, pozostawiające czytelnika z uczuciem niedosytu oraz kilkoma pytaniami.

Brak kropki nad "i" jest rozczarowujący, podobnie jak objętość – powieść liczy tylko dwieście sześćdziesiąt stron dość pokaźnym drukiem. W połączeniu z prostym, stylizowanym na opisywane czasy językiem otrzymujemy powieść na góra dwa wieczory, po których nie dowiemy się nawet, jak kończy się historia mężczyzny po przejściach i dziwacznej istoty z ego wielkości Saturna. Denerwuje również niewielka ilość wydarzeń – większość stron zajmują dialogi i przemyślenia, zaś gdy w ruch idą pistolety lub pięści, akcja zazwyczaj kończy się już po kilku stronach.

Pomimo swoich wad Mój prywatny demon to jednak dobra książka, szczególnie dla miłośników kryminałów nie stroniących jednocześnie od fantastyki. Stanowi ona udaną mieszankę obu gatunków, zachowującą rozsądne proporcje. Co prawda w paru miejscach pojawia się trochę za dużo mroku i melancholii, a zakończenie wywołuje głośny pomruk niezadowolenia, lecz nie umniejsza to zbytnio jej wartości.