Miasto Śniących Książek - Walter Moers

Miasto Śniących Książek, czyli marzenie bibliofila

Autor: Bartłomiej 'wóda' Wódarski

Miasto Śniących Książek - Walter Moers
Jest to książka. Ma genialny tytuł (czy ktoś zaprzeczy?). Jest gruba. Ma zabawne obrazki (narysowane zresztą przez samego Waltera Moersa). Jest świetna. Powinniście ją przeczytać. To wam nie wystarczy, prawda? Nie biegniecie jeszcze do księgarni? Tego się obawiałem. Dobrze, w takim razie napiszę trochę więcej.

Na wstępie powinienem was ostrzec tak, jak uczynił to autor na pierwszej stronie swego dzieła. Co by się bowiem stało, gdybyście, zachęceni moją opinią, nabyli Miasto Śniących Książek i dopiero w domu, w wygodnym fotelu wyszło na jaw, że to pozycja nie dla was? Mielibyście pretensje do recenzenta. Musiałbym wtedy zacząć stawiać kołnierz płaszcza i nosić kapelusze z szerokim rondem, by ukryć się przed waszym gniewem. Pozwolę sobie zatem napisać, że nie jest to książka dla „tchórzy, mięczaków i wielbicieli herbaty rumiankowej”. Lektura tego tomiszcza równa się wkroczeniu do świata przygód. Czytelnik musi być przygotowany na konfrontację ze strasznymi potworami, licznymi niebezpieczeństwami oraz zaryzykowanie własnego zdrowia, a może nawet i życia. Szczególnie, że mówimy o świecie, w którym książki mogą zabić.

Hildegunst Rzeźbiarz Mitów jest smokiem, w dodatku smokiem-poetą. Odziedziczył najdoskonalszy kawałek literatury, jaki kiedykolwiek powstał. Rękopis tak niesamowity, że przeczytawszy go, nasz bohater ma ochotę raz na zawsze porzucić karierę pisarza - przecież i tak nigdy nie dorówna temu geniuszowi. Jedyne, co może zrobić, to wyruszyć na poszukiwania największego twórcy w historii całej Camonii. Szlak wiedzie do Księgogrodu - miasta, którego całe istnienie opiera się na literaturze. W każdym zaułku można znaleźć dziesiątki antykwariatów, wieczorami w gospodach odbywają się wieczorki poetyckie, a uliczni artyści deklamują fragmenty sławnych dzieł lub żonglują książkami. Nawet wyroby cukiernicze kształtem nawiązują do tego, z czego żyje całe miasto. Pod powierzchnią metropolii kryje się zaś ogromny labirynt pełen dziwnych stworów, pułapek, artefaktów starożytnych ras i, oczywiście, książek. Zapuszczają się tam tylko okrutni i bezwzględni łowcy, którzy uzbrojeni po zęby szukają najcenniejszych skarbów - rzadkich woluminów.

Lektura Miasta niczym wehikuł przenosi w czasy, kiedy mieliśmy po kilka, kilkanaście lat i każde sięgniecie po książkę było niezapomnianą przygodą. Kto z nas nie spędził nocy z latarką pod kołdrą, nie mogąc oderwać się od magicznych, zadrukowanych stron? Walterowi Moersowi udało się prostym, zabawnym językiem wykreować barwny i oryginalny baśniowy świat. Do tego dołożył wciągającą, choć zbudowaną z wielokrotnie wykorzystywanych klocków historię. Mimo specyficznego dowcipu i zabawy motywami znanymi z literatury fantasy wydawałoby się, że to książka jakich wiele. Owszem, sprawnie napisana, oszałamiająca autorską wizją, lecz poza tym niewiele oferująca. Nic bardziej mylnego. Uważny czytelnik w niemal każdym rozdziale odnajdzie intertekstualne smaczki i odwołania do historii literatury. Parafrazy dzieł Goethego, Szekspira i innych klasyków w ustach smoków i cyklopów. Przemyślenia na temat pracy krytyków, poetyckiego natchnienia i wartości poszczególnych nurtów. To niewątpliwie jedna z bardziej oryginalnych książek o książkach, jakie widział świat. A już na pewno jedna z najzabawniejszych.

Nie pozostało mi nic innego, jak pomachać wam tym zdaniem na pożegnanie i szczerze polecić Miasto Śniących Książek. Nie jest to pozycja, po przeczytaniu której ma się ochotę spalić wszystkie swoje skrywane na dnie szuflady zapiski, ale czyta się ją wyśmienicie, zaś niektóre motywy na długo zapadają w pamięć. Prawdziwa gratka dla fanów inteligentnej rozrywki.