Magia parzy

Każdy ma prawo mieć dość

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Magia parzy
Drugi tom przygód Kate Daniels pokazuje nam zupełnie nowe oblicze bohaterki – oraz podnosi ocenę serii z “przeciętna” na “całkiem dobra”.

Tym razem Kate naprawdę wplątała się w tarapaty. Proste zlecenie od Gromady – odzyskać skradzione mapy – prowadzi ją do magicznych slumsów, gdzie pod jej opiekę trafia dziewczynka, Julie, której matka zaginęła. Szybko okazuje się, że na życie dziecka dybią dziwne stworzenia, nieznane nawet specjalistom, a Kate nie potrafi zostawić małej samej. Do tego dochodzą coraz częstsze, silniejsze i nieregularne fale magii, konieczność współpracy z Curranem, którego Kate nie może znieść, konieczność radzenia sobie z nieokrzesanym Branem oraz fakt, że w całą sprawę wplątani są… bogowie. Mniej więcej. Będzie groźniej niż w tomie pierwszym, spójniej i na pewno ciekawiej.

Zacznę od tego, że zmieniono tłumaczkę. Tym tomem zajmuje się Dominika Schimscheiner, która o wiele lepiej poradziła sobie z zadaniem i tłumaczy też części kolejne. Dzięki temu już od początku odbiór Magii parzy jest o wiele lepszy – po prostu lektura “lepiej wchodzi”.

Jednocześnie nie da się ukryć, że Ilona Andrews, czyli małżeństwo Andrewsów, po prostu dużo sprawniej pisze. Rok różnicy między wydaniami i zapewne odpowiednia dawka pracy z redaktorem zrobiły swoje – w  tomie drugim pojawia się zdecydowanie mniej potknięć narracyjnych, nielogiczności i rozwiązań typu deus ex machina, chociaż nie jest od nich całkowicie wolny. Te dwa fakty sprawiają, że książka jest technicznie o wiele lepsza niż Magia kąsa – przykładowo, tak dla odmiany, czytelnik nie ma ochoty rzucić nią w ścianę. Ale to nie wszystko.

Wciąż wbrew niepisanym prawom wydawniczego rynku serii “babskich”, nie zaserwowano nam gorącego romansu. Serio! W zbliżonych tematycznie sagach Jeaniene Frost (w Polsce ukazuje się Nocny książę, a swego czasu cieszyliśmy się też Nocną łowczynią) czy Daryndy Jones (cykl o Charley Davidson) pojawienie Tego Wyjątkowego Amanta odbywa się czasem już w pierwszym rozdziale, a dość gorący wątek miłosny prowadzony jest równolegle z innymi – kryminalnymi, akcji czy politycznymi – niejednokrotnie je dominując. W przypadku cyklu Kate Daniels sytuacja jest diametralnie różna. Bohaterka trzyma się z daleka od nawet przelotnych, jednonocnych znajomości, mimo że trochę ją już kusi, koncentruj się za to na zadaniu, które sama sobie narzuciła: ochronie Julie. W narrację wplecione są też wątki przeszłości Kate, nadal przed nami nieodsłoniętej, ale dowiadujemy się już więcej – dlaczego, mniej więcej, bohaterka chce zemścić się na tajemniczym Rolandzie, jak wyglądało jej dzieciństwo i czemu może czuć dziwne pokrewieństwo z przygarniętą pod swoje skrzydła dziewczynką. Odkryta zostaje przed nami także inna twarz naszej “twardej babki” – osoby, która czuje się czasem samotna i zmęczona. Wątek romantyczny gdzieś tam w tle zaczyna się splatać – ale tempo jest spokojne i wyważone. Żadnego wskakiwania do łóżka po dwóch dniach znajomości, dozgonnej miłości po tygodniu, połączenia nicią wrednego przeznaczenia na zawsze. Dynamika tego może-kiedyś-związku jest przedziwna, przesuwa się od obojętności, poprzez zainteresowanie, po... przemoc. Ale większość czasu Kate zajmuje się swoją robotą, potencjalny amant swoją, a ratowanie miasta lub zdrowie psychiczne bohaterki są ważniejsze niż eskapady sercowe. Do tego autorzy serwują dawkę całkiem wciągającej akcji, w tym wielką bitwę na śmierć i życie. Chwała Andrewsom za to!

W dalszym ciągu jednak pojawiają się motywy wklejane na siłę – co widać choćby na przykładzie działań Czerwonego – i nie do końca logiczne, fabularne dziwnostki i totalnie przewidywalne zwroty akcji. Jest lepiej niż w tomie pierwszym, ale nadal sporo do poprawienia. Teraz jednak serię można polecić z czystym sumieniem – widać, że idzie ku lepszemu!