MROK - Brian W. Aldiss

Zrób to sam, czyli jak rządy produkują terrorystów

Autor: Rafał 'Capricornus' Śliwiak

MROK - Brian W. Aldiss
W 2007 roku Brian W. Aldiss gościł na Międzynarodowym Festiwalu Fantastyki w Nidzicy. Podczas tej wizyty pisarz, któremu wówczas niewiele brakowało do ukończenia 82 lat, tryskał energią i witalnością, opowiadając o swoich nowych pomysłach i planach. Wspomniał między innymi, że nie czytuje już science fiction, bo... szkoda mu czasu. Zamiast czytać książki, które napisali inni, woli samemu coś napisać. Póki życia i jasności umysłu staje, chce nadal mówić o sprawach w jego mniemaniu ważnych, istotnych dla człowieka, społeczeństwa i cywilizacji. Dokładnie w tym kontekście mówił wtedy o wydanej właśnie w oryginale powieści MROK, która była jego autorskim, literackim komentarzem do polityki rządów prowadzących "wojnę z terroryzmem".

Książka niedawno ukazała się po polsku, dzięki czemu mamy szansę poznać najbardziej aktualne zainteresowania i pasje twórcze autora pamiętnej Cieplarni, Non stopu i trylogii Helikonia. Pierwsze, co można powiedzieć po lekturze MROK-u, to to, że powieść z powodzeniem mogłaby uchodzić za mainstreamową, gdyby nie... osoba autora. Jeśli podobną prozę tworzyłby pisarz kojarzony z literaturą głównego nurtu, zawarte w niej pierwiastki fantastyczne interpretowane byłyby wyłącznie w kontekście snów, halucynacji czy marzeń poddanego nieludzkiemu traktowaniu bohatera, którego umysł pragnie za wszelką cenę oderwać się od przeżywanego na jawie koszmaru. Jako że autorem jest jednak Aldiss, do tego rodzaju objaśnień dochodzi kolejne – takie mianowicie, że fantastyka w MROK-u jest po prostu fantastyką.

Pierwszą płaszczyzną, na której rozgrywa się akcja powieści, jest nasza aktualna rzeczywistość. Opisywane wydarzenia równie dobrze mogły mieć miejsce wczoraj czy dziś, jak też mogą nastąpić jutro. Dwudziestokilkuletni brytyjski obywatel zostaje zatrzymany przez tytułowe Ministerstwo Rozpoznawania Ośrodków Konspiracji i w tajnym więzieniu poddawany jest torturom w celu wymuszenia zeznań. Podejrzenie o terroryzm padło na Paula z powodu pochodzenia (jego ojciec był przybyłym z Indii muzułmaninem) i pewnego zdania, którego użył w swojej debiutanckiej powieści satyrycznej. Jeden z jej bohaterów, będąc w stanie upojenia ogólnodostępnymi trunkami, zaproponował mianowicie wysadzenie w powietrze brytyjskiego premiera. To wystarczyło, aby nadwrażliwe służby specjalne oskarżyły Paula o spisek i przygotowywanie zamachu.

Równolegle do tego wątku rozwija się drugi, ten fantastyczny. Opisuje on kolonizację przez ludzi planety Stygia, rozpoczynającą się od eksterminacji jedynej humanoidalnej rasy zamieszkującej ów odległy glob. Ze względu na technologię zastosowaną podczas długiego lotu koloniści zatracili więzy rodzinne, etniczne czy religijne. Odcięci od zasobów pokładowego archiwum i biblioteki, nie znają również przeszłości własnej rasy ani osiągnięć jej nauki i techniki. Budują więc swoje życie od podstaw i przy użyciu najbardziej prymitywnych narzędzi, narażeni na powtarzanie starych błędów ludzkości. Głównym bohaterem wydarzeń na Stygii jest Fremant, członek straży przybocznej sprawującego bezwzględne, dyktatorskie rządy Astarotha. Namawiany przez spiskowców do zabicia tyrana, bohater przeżywa moralne dylematy, choć sam nie jest rycerzem bez skazy ni zmazy.

Czy więź duchowa łącząca Paula i Fremanta to wytwór wyobraźni jednego z nich? Czy może Stygia, wraz ze wszystkim, co się na niej dzieje, to halucynacje Paula doświadczającego niewymownego cierpienia i pragnącego przynajmniej w ten sposób wydostać się z beznadziejnego położenia, w jakim się znalazł? A może to, co spotyka Paula, jest jedynie sennym koszmarem, który wciąż nawiedza Fremanta poddawanego presji ze strony różnych sił dążących do władzy i ekstremalnego środowiska dalekiej planety? A może to przebitka z zapomnianej przez kolonistów historii, która w taki właśnie sposób próbuje utorować sobie drogę do ich świadomości?

Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania czyni lekturę MROK-u niezwykle intrygującą, wciągając czytelnika w podobne do Dickowskiego śledztwo w sprawie prawdziwej natury rzeczywistości przedstawionej w powieści oraz tożsamości bohaterów. Emocje towarzyszące obu wątkom są jednak zgoła odmienne. O ile bowiem opisy brutalnych przesłuchań, którym poddawany jest niewinny Paul, budzą autentyczną grozę i podskórny niepokój, o tyle przygody Fremanta zdecydowanie lżej poruszają struny czytelniczej wrażliwości, wywołując uczucia co najwyżej letnie.

Najważniejsze w książce Aldissa wydaje się jednak obnażenie i analiza mechanizmów uruchamianych przez nieprzemyślane i nieodpowiedzialne działania organów stojących na straży bezpieczeństwa państwa. Dla lepszego zrozumienia tych mechanizmów warto sięgnąć po historyczną analogię. Jednym z zadań ochrany w carskiej Rosji była inwigilacja środowisk rewolucjonistów. Jednak kreatywni funkcjonariusze tak bardzo zaangażowali się w realizację tego celu, że... sami zaczęli tworzyć komórki rewolucyjne.

Jak twierdzili oficjalnie, chcieli w ten sposób przyciągać radykałów i mieć ich pod kontrolą, aby z czasem ich eliminować. Z drugiej zaś strony, samo funkcjonowanie struktur rewolucjonistów uzasadniało potrzebę istnienia i rozbudowy ochrany ("tylko my możemy powstrzymać rewolucję"), tudzież przeznaczanie rosnących kwot na utrzymanie jej funkcjonariuszy. Niektórzy historycy są nawet zdania, że takie działania, w połączeniu z represjami wobec podejrzanych, prowadziły do radykalizacji społeczeństwa i w efekcie – do wybuchu rewolucji. A więc do tego, przed czym teoretycznie miały chronić.

Analogiczny mechanizm uruchamia obecna polityka rządów prowadzących "wojnę z terroryzmem". Powoływane są nowe służby o specjalnych kompetencjach, wyposażone w nowe narzędzia, stosujące nowe-stare brutalne metody pożerające coraz większe budżety i nieodmiennie przekonane o własnej niezbędności ("tylko my – i tylko w ten sposób – możemy powstrzymać terroryzm"). Ich działania również prowadzą do radykalizacji grup społecznych, które są podejrzane "z urzędu", a więc poddawane w zdecydowanej większości niezasłużonym szykanom. Słuszny gniew ze strony poszkodowanych staje się zaś dla służb argumentem do zaostrzenia represji i rozbudowy własnych struktur. Tym samym system produkuje wrogów, których miał zwalczać.

Intensyfikacja działań tych wrogów będzie prowadziła z kolei do rozbudowy aparatu do walki z nimi (i wzrostu jego budżetu), przez co dojdzie do produkcji kolejnych wrogów. Społeczno-polityczne perpetuum mobile zostało wprawione w ruch i będzie się rozkręcać, czeka nas więc bardzo długa, i niestety coraz krwawsza, "wojna z terroryzmem".

MROK wart jest uwagi z każdego z wymienionych wyżej powodów. Powieść nie daje łatwych rozwiązań trudnych problemów. Skłania do zastanowienia i samodzielnego poszukiwania odpowiedzi na pytanie: jak postępować z prawdziwymi terrorystami? Czy być wobec nich łagodnym jak baranek, podczas gdy oni wysadzają świątynie, dworce, sklepy, autobusy i samoloty, mordując setki ludzi? Jakie metody śledcze stosować wobec sprawców aktów terroru, a jakie wobec "potencjalnych terrorystów", pamiętając, że za takowego może zostać uznany każdy z nas?

Na koniec warto wspomnieć o związkach motywów powieści Aldissa z innymi dziełami, głównie literackimi. Spośród niedawno wydanych tytułów podobnej do MROK-u tematyki (niesłuszne uwięzienie i torturowanie Bogu ducha winnego obywatela) dotyczył przeznaczony dla młodszego czytelnika, ale wielce interesujący Mały Brat Cory’ego Doctorowa. Wcześniej analogiczny zabieg splecenia ze sobą wątku realistycznego i fantastycznego zastosował Kurt Vonnegut w Rzeźni numer pięć. Podobnie jak Stygię u Aldissa, również Tralfamadorię możemy uznać za eskapistyczną krainę wyobraźni, w której bohater próbuje się schronić przed okrucieństwem prawdziwego świata. A z sytuacją, w której bohaterowie z dwóch płaszczyzn czasowych śnią o sobie nawzajem, mamy do czynienia chociażby w znakomitym opowiadaniu W nocy twarzą ku niebu Julio Cortázara. Można jeszcze dodać, że sam mechanizm prowadzący do eskalacji terroryzmu nieźle, choć niezbyt subtelnie, ilustrował nienajlepszy film Stan oblężenia z 1998 roku, w reżyserii Edwarda Zwicka.