Lewa ręka boga

Dwie lewe ręce boga

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Lewa ręka boga
Schemat "od zera do bohatera" rozpowszechniony przez cRPG jest prawdziwą bolączką w tekstach mniej utalentowanych twórców fantasy – co doskonale widać po pierwszym tomie Lewej ręki boga Paula Hoffmana. Główny bohater, będący zupełnie niepozornym akolitą, okazuje się wcieleniem Anioła Śmierci, istoty mogącej sprowadzić na ludzkość zgubę.

Głównego bohatera opowieści, Thomasa Cale'a, nikt nie podejrzewałby o specjalne zdolności – to jeden z tysięcy akolitów Sanktuarium, twierdzy-ośrodka szkoleniowego dla adeptów wojsk Odkupicieli (w świecie Paula Hoffmana można nazwać ich ultraradykalnymi krzyżowcami). Chłopak z niewyjaśnionych powodów jest jednak na tyle cenny dla przywódców zakonu, że w momencie jego ucieczki tropiący dostają przykaz, by sprowadzić go żywego za wszelką cenę. Co takiego kryje się w niepozornym nastolatku?

Odpowiedź na to pytanie staje się oczywista po przeczytaniu opisu z tyłu okładki Lewej ręki boga – a i tytuł  wiele mówi. Jednak jest to skojarzenie dość mylące w kontekście pierwszego tomu Lewej ręki boga (pierwszy tom trylogii nazywa się identycznie jak cały cykl) – tak naprawdę kwestia "boskości” Thomasa Cale’a praktycznie nie zostanie tu poruszona, a Paul Hoffman poświęca ponad czterysta stron na wprowadzenie czytelników w realia i zapoznanie ich z najważniejszymi bohaterami sagi. Pewne rozwiązania fabularne zastosowane przez autora wydają się jednak co najmniej wątpliwe.

Najpoważniejszym defektem Lewej ręki boga jest brak dbałości o szczegóły czy też po prostu niechęć Hoffmana do rozwijania pewnych wątków – i tak oto dopiero pod koniec powieści ni z tego, ni owego dowiadujemy się o niesamowitych umiejętnościach trójki zbiegów. Rzecz, na którą można by przymknąć oko, gdyby nie jeden problem – pomysł ten autorowi przyszedł na myśl zapewne dopiero w momencie pisania wspomnianego fragmentu, bo wcześniej w powieści nie pojawia się nawet najmniejsza sugestia na temat zdolności uczniów Sanktuarium. Co więcej, niezdarność Thomasa Cale’a podczas pierwszej próby znokautowania silniejszego przeciwnika przeczy późniejszym jego walkom, w których okazuje się żywą maszyną do zabijania. 

Osobliwie prezentuje się za to świat powieści – pierwszy tom Lewej ręki boga nie przynosi odpowiedzi na pytanie, gdzie rozgrywa się akcja. Jest to kwestia o tyle intrygująca, że w rozmowach postaci co i rusz przewijają się znane z naszej rzeczywistości nazwy państw, miast czy narodowości (Węgry, Gdańsk a także wspomnienie Cyganów wybitych w przeszłości przez Odkupicieli), jednakże miejsca, w których toczy się akcja książki, w żaden sposób nie pozwalają umiejscowić tejże na mapie średniowiecznej Europy. Można przypuszczać, że mowa o północnych Włoszech lub Europie Środkowej, jednakże ta kwestia na tym etapie nie jest możliwa do rozstrzygnięcia .

Poważne wątpliwości mogą pojawić się jednak przy okazji niedoskonałości prób zbalansowania przez autora wątków poświęconych Thomasowi i reakcjom otoczenia na jego śmiały styl bycia. Tutaj Lewą rękę boga przyrównać można do sinusoidy – w pewnych fragmentach uwagę czytelnika w całości pochłaniają ciekawe, nietuzinkowe przygody Cale'a, jednak niedługo potem okazują się one na tyle monotonne, że dalsza lektura przychodzi z trudem. Bilans wypada nie do końca korzystnie, tym bardziej, że część scen w Lewej ręce boga ewidentnie nie przystaje do reszty i wydaje się wciśnięta do fabuły na siłę (co najlepiej obrazuje dziwna próba skrytobójstwa Cale’a w lesie – motywacja zabójczyni jest tak bezsensowna w kontekście całej sceny, że naprawdę ciężko zrozumieć jej udział w budowaniu całości). Z jednej strony można to potraktować jako nieodzowną bolączkę towarzyszącą wprowadzaniu czytelnika w dość skomplikowany świat powieści, z drugiej jednak ilość naciągniętych wątków i scen jest zbyt duża, by móc przymknąć na to oko i bez przeszkód delektować się lekturą.

Lewa ręka boga to raczej średni początek trylogii. Mimo iż autor nie ustrzegł się wyeksploatowanych schematów, to zdołał stworzyć intrygującą wizję średniowiecznej – być może – Europy, gdzie krucjaty wcale nie skończyły się wybijaniem niewiernych na Bliskim Wschodzie. Problem jednak w tym, że intrygujący pomysł (wszak nieczęsto mamy do czynienia z bohaterem, który nieświadomie dysponuje niemalże boską mocą) został może nie tyle zaprzepaszczony, co znacznie przesłonięty przez kiepskie rozwiązania fabularne, skróty i niekonsekwencje, co sprowadza Lewą rękę boga do roli zaledwie niezłego czytadła, nie zaś dobrej powieści.