Ksin sobowtór

Kot po raz trzeci

Autor: Adrian 'adrturz' Turzański

Ksin sobowtór
Konrad T. Lewandowski to pisarz stosunkowo kontrowersyjny i bez skrupułów wyrażający własne opinie. Mocno skrytykował pewne recenzentki swych utworów, co wywołało "lokalną wojnę", która przyniosła dwie rzeczy. W pewnych kręgach przysporzyła autorowi nieprzychylny PR, acz z drugiej rozniosła się echem po Internecie oraz przybliżyła sylwetkę pisarza przypuszczalnie nowym czytelnikom. Podobnie jak sam Lewandowski, nowy Ksin wzbudza ambiwalentne uczucia.

Po raz koleiny kotołak Ksin wpada w poważne tarapaty i zostaje zmuszony do ratowania świata, a w zasadzie wszystkich istniejących światów... W wyniku przypadkowej śmierci potężnego maga otwierają się wrota wymiarów, obfitujących w przeróżnego rodzaju niebezpieczeństwa. Rolą Ksina w zaistniałym zdarzeniu jest zapobiec tragicznym wypadkom, zaczynającym się rozprzestrzeniać po całym wszechświecie. Bohater nie będzie jednak osamotniony w swej misji, bowiem tym razem u jego boku staną złodziej, najemnik i… strzyga. Wyprawa stanowi największe i najbardziej ryzykowne zadanie w całym życiu kotołaka, a do tego los nagminnie rzuca mu kłody pod nogi – to w postaci kolejnych zmor Onego, to niebezpiecznej magii lub… miłości.

Opowieści o Ksinie, przedstawiane zazwyczaj w formie powieści szkatułkowej wyróżniają się pozytywnie oryginalną i wciągającą fabułą. Lewandowski stara się połączyć krótką formę z długą, dzięki czemu w efekcie końcowym odbiorca może mieć wrażenie, iż czytał nie powieść, a zbiór opowiadań. Odświeżona intryga prezentuje się znakomicie, w porównaniu do dwóch poprzednich części widać wyraźny progres umiejętności pisarza.  Widoczne w Ksinie. Początku niedociągnięcia w trzecim tomie nie mają miejsca, zarówno w kwestii stylu, jak i fabuły.

Nie samą historią jednak czytelnik żyje. Pewien pisarz młodego pokolenia wspomniał niedawno, że to bohaterowie tworzą całą resztę – bez nich nic innego nie uratuje lektury. Na szczęście, Lewandowski ma ich pod dostatkiem, a wszyscy wyśmienicie skrojeni, barwi i posiadający indywidualne cechy. Poszczególne postacie wydają się zarysowane według archetypu, ale wraz z rozwojem wydarzeń, gdy szczegółowo poznajemy każdą z nich, ta mistyczna mgiełka rozwiewa się, dając czytelnikowi obraz bohaterów z którymi może się identyfikować. Właściwie, sam Ksin, stanowiący połączenie dwóch sprzeczności, potwora i bohatera, to protagonista obok którego nie sposób przejść obojętnie. Posiada ten, zadziwiający czar i magnetyzm, przysparzający mu sympatię czytającego.

Po raz kolejny przychodzi odbiorcy zmierzyć się ze światem bogatym, z tym jednak wyjątkiem, że w Ksinie sobowtórze – bogatym po wielokroć. Lewandowski wykorzystał – świadomie czy też nie – efekt Amberu Zelaznego, tworząc parę różnorodnych, odmiennych rzeczywistości, będących swoistymi odbiciami lustrzanymi. A ze względu na to, że najsławniejszego utworu Zelaznego nie da się wręcz nie polubić, tak samo do świata przedstawionego w trzecim tomie cyklu o Ksinie nie można żywić specjalnej awersji. Zwłaszcza, że wcześniej była to pionierska opowieść z wykorzystaniem teorii wieloświatów w Polsce, więc już samo to, powinno zachęcić do przeczytania koneserów fantastyki.

Ksin sobowtór to nie tyle godny następca poprzednich części, co następca przebijający je pod każdym względem. Już po raz drugi widać u autora tendencję wzrostową, choć żaden wcześniejszy tom nie stał na słabym poziomie. Po prostu ta część jest lepsza, tak samo jak Ksin drapieżca stał na wyższym poziomie od Ksina. Początku, który z kolei był całkiem przyjemną lekturą. Jeżeli następny tom również zaprezentuje się jeszcze lepiej niż chronologicznie trzeci, autor zacznie zagrażać czołowym pisarzom polskiej fantasy. I na to się zanosi.