Książkowe podsumowanie roku - 2016

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Książkowe podsumowanie roku - 2016
Każdego roku wzrasta liczba wydawanych pozycji książkowych, nie dziwi zatem fakt, iż również w 2016 na nasz rodzimy rynek trafiła spora liczba tytułów, którymi warto się zainteresować – zapraszamy do lektury literackich polecanek od naszych redaktorów!

Tytułów, o których warto napisać jest mnóstwo. Niemal każde wydawnictwo posiada w swojej ofercie coś, co powinno przypaść do gustu każdemu czytelnikowi, bez względu na jego konkretne gusta literackie: MAG wciąż wypuszcza na rynek pozycje z serii Uczta Wyobraźni i Artefakty, Drageus ma niemalże monopol na space opery, Fabryka Słów wyróżnia się dzięki Fabrycznej Zonie, wydawnictwo Rebis kusi pięknymi wznowieniami książek Philipa K. Dicka i Franka Herberta... Dla każdego coś miłego, w związku z czym pora przejść do najciekawszych pozycji, które ukazały się w 2016 roku.

 

Asthariel

Jako nieuleczalny miłośnik fantasy, naturalnie zacznę od dwojga spośród moich ulubionych pisarzy: Brandona Sandersona i Joe Abercrombiego. 13 stycznia nakładem wydawnictwa MAG ukazało się twardookładkowe wznowienie Stopu prawa, a niedługo później do sprzedaży trafiły również kontynuacje powieści: Cienie tożsamości oraz Żałobne opaski. Rozpoczynająca cykl Wax & Wayne książka nie była w żadnej mierze słaba, ale zaskoczyć może to, o ile lepsze są od niej kolejne tomy, które powinny zachwycić każdego fana świata znanego z Z mgły zrodzonego. Nie ulega wątpliwości, iż Sanderson rozwija się jako pisarz z każdą kolejną książką, zatem pozostaje tylko zacierać ręce na myśl o tym, jak dobre będą jego przyszłe dzieła.

Dokonania Abercrombiego są z kolei nieco skromniejsze, ale wciąż warte wzmianki: w lutym wyszło Pół wojny, zakończenie skierowanej do młodszego odbiorcy, ale wcale nie mniej dojrzałej trylogii Morza Drzazg. Powieść czasem zaskakiwała, czasem smuciła, ale przede wszystkim – nie pozwoliła o sobie zapomnieć. Coś dla siebie mogli znaleźć także fani Pierwszego prawa, jako że tuż przed wakacjami ukazał się zbiór opowiadań Ostre cięcia, a nieco wcześniej – wznowienia Nim zawisną oraz Ostatecznego argumentu, które razem z poprzedzającym je Ostrzem stanowią lekturę obowiązkową dla każdego miłośnika mroczniejszego fantasy.

Zaskakująco dobrze bawiłem się również podczas lektury cyklu Głębia Marcina Podlewskiego, którego drugi tom, opatrzony podtytułem Powrót wyszedł w czerwcu. Miejscami jest lekko kiczowato, miejscami występuje tu zbyt wiele techno-naukowego żargonu, ale tego typu drobnostki nie wpływają na ostateczny odbiór powieści – od lektury po prostu nie można się oderwać, na co wpływ mają wartka akcja, rozbudowany świat przedstawiony, plejada intrygujących bohaterów, oraz mnożone przez autora zagadki dotyczące Wypalonej Galaktyki. Jeśli lubicie space opery, śmiało polecam zaznajomienie się z tą serią.

Karriari

Kolejny już rok sięgałem po pozycje przeróżne, czego efektem jest następny pisarz, którego dokonania już zawsze będę miał na uwadze. Podchodząc do Królów Dary autorstwa Kena Liu, nie byłem świadomy gawędziarskiego stylu, w którym powieść została napisana, a który to miał mnie chwycić i nie wypuszczać ze swych szponów do końca lektury. Wszystkie elementy zostały świetnie zgrane – inspiracja kulturą Chin i Opowieścią o Trzech Królestwach, kilku ciekawych bohaterów, chwalebne czyny oraz mniej chwalebne zdrady i przede wszystkim wciągająca fabuła rozbudowana do tego stopnia, że spokojnie wystarczyłaby na obdarowanie większej liczby tytułów. Ken Liu zyskał u mnie potężny kredyt zaufania i ze zniecierpliwieniem wyczekuję kolejnych tomów cyklu Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu.

Nie przepadam za horrorami, niezależnie od medium – zwyczajnie mnie to nie bawi. Są jednak pozycje, po które sięgnąć powinien każdy, bez względu na indywidualne preferencje. Takiego miana godny jest zbiór opowiadań H. P. Lovecrafta, zatytułowany Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne w przekładzie Macieja Płazy, wyróżnionego za pracę przy innych utworach Amerykanina. Spore wrażenie robią nakreślone z pietyzmem niezwykłe światy, nawet jeśli czasem fabuła stanowi jedynie pretekst do ich snucia. Opasłe tomiszcze dowodzi, że Samotnik z Providence dobrze czuł się także w fantastce pozbawionej pierwiastka grozy. Tej ostatniej również nie brakuje w kilku utworach, lecz jest bardzo wysmakowana, oparta na budowaniu napięcia a nie tanich chwytach pokroju "trupa w szafie".

Sporo obiecywałem sobie po Ślepym stadzie Brunnera i Panu Srebrnego Łuku Gemmela. W obu przypadkach odszedłem od lektury więcej niż usatysfakcjonowany, choć w z goła odmiennych nastrojach. Wizje przyszłości pióra Brunnera bywają nie tylko intrygujące, ale też tak surowo przekazane, że nietrudno dać im wiarę, mimo budzącego niepokój wydźwięku. A że w ramach Artefaktów wydano już trzy jego powieści? To tylko dodatkowy plus i zajęcie na kolejne wieczory. Z kolei drugi autor oczarował mnie światem pełnym herosów, romantycznych mitów i legend oraz dobrze wkomponowanej w fabułę porcji intryg. Wojna trojańska rozpocznie się za 3…2…

Na rynku pojawiły się również godne uwagi tytuły rodzimych autorów, w tym tych mniej znanych, czego dobrym przykładem jest chociażby Dymiące zwierciadło Wojciecha Zembatego, który to świetnie odmalował świat potomków Azteków, opisując ich kulturę i tradycje z mnóstwem detali. Warto też pochylić głowę nad kontynuacją Dopóki nie zgasną gwiazdy, zatytułowaną I wrzucą was w ogień. Jeżeli nudzi was zjadająca własny ogon Zona, a macie ochotę na postapokalipsę, to seria Patykiewicza będzie słusznym wyborem i z pewnością pozytywnie zaskoczy oryginalnością świata przedstawionego i jego przygnębiającym klimatem.

Shadov

Warto wspomnieć o naszej polskiej postapokalipsie, która w tym roku miała się wyjątkowo dobrze. Przede wszystkim spisał się Paweł Majka swoją powieścią Człowiek Obiecany, będącą drugą częścią Dzielnicy Obiecanej. Pełna i wyrazista fabuła dopełniona charakterystycznym klimatem pożogowego Krakowa tworzy połączenie znacznie wyróżniające się na tle całego Uniwersum Metro 2033. A jeszcze bardziej cieszy wieść, że na przyszły rok wydawnictwo Filia zapowiedziało kolejną powieść tego autora w klimatach postapokalipsy. Wielkim zaskoczeniem jest również powieść Na skraju strefy Krzysztofa Haladyna wydana w serii Fabrycznej Zony. Z wartką świetną akcją, wprowadziła do znanego uniwersum nowe ciekawe wątki, które momentami wręcz wbijały w fotel. Co się chwali, pokazuje Zonę nie ze strony doświadczonego stalkera, ale żółtodzioba, dzięki czemu cały unikalny świat czarnobylskiej strefy poznajemy na nowo.

Kolejnym ciekawym tytułem z pewnością jest kwietniowa powieść Krew i Stal Jacka Łukawskiego. Ambitna, z niezwykle oryginalnym światem wpisującym się w nasze słowiańskie legendy pochłonie czytelnika już od pierwszej strony. Nieprzewidywalne zwroty akcji, intrygi i zdrady zapewniają długie chwile naprawdę wyśmienitej rozrywki, zwłaszcza że pisarz ma niezwykle lekkie pióro. Do tego dochodzi świetne rozwiązanie finałowej sceny sprawiające, że z niecierpliwością wypatruję kontynuacji przygód Arthorna. Równie obiecująco zaprezentował się Asystent Czarodziejki Aleksandry Janusz – powieść osadzona w klimatach magii i czarodziejów. Z jednej strony wydawać by się mogło znany świat, a z drugiej przedstawiony w oryginalny sposób, który szalenie wciąga – pełen matematyki, pojęć i nauki napędzającej czary.

Tytuł również będący miłym zaskoczeniem to Puste Niebo, powieść osadzona w starym (magicznym) Lubinie. Radek Rak ma talent do kreowania rzeczywistości przypominającej sen, ponurej, momentami przerażającej i nierzeczywistej, a czasem wspaniałej i podsyconej najskrytszymi pragnieniami.

Poza lekką fantastyką nie mogło zabraknąć tej bardziej poważnej, dlatego na deser wspomnę o Onikromosie Pawła Matuszczaka (który bez wątpienia zasługuje na uwagę każdego czytelnika) – powieści szalonej, ambitnej, intrygującej, pełnej fantastycznych istot o dziwnych i niezrozumiałych kształtach. Wielowymiarowe, czasami mroczne i niezrozumiałe obrazy towarzyszyły mi w każdym rozdziale, a momentami pochłonęły bez reszty swoją koncepcją przenikających się światów.

Balint

Asthariel jest nieuleczalnym miłośnikiem fantasy, ja z kolei zakochany jestem w science fiction z II połowy ubiegłego wieku. Dlatego też z olbrzymią radością powitałem kolejne pozycje z serii Artefakty, godnie reprezentowanej przez Odwrócony świat. Krótka, treściwa, świetnie zawiązana i spuentowana powieść dostarczy mnóstwo przyjemności niejednemu czytelnikowi zakochanemu w postapokaliptycznych wizjach..

Mniej więcej dwadzieścia lat od polskiej premiery, wydawnictwo Pruszyński zdecydowało się na reedycję Siódmego syna, klasycznej już powieści Carda otwierającego cykl Opowieść o Alvinie Stwórcy. Pierwszy tomik jest pozycją ze wszechmiar wyjątkową: napisaną cudownym językiem, urzekającą wyobraźnią autora oraz przemyślaną wizją historii alternatywnej. Wydarzenia, które czytelnicy znają z historii powszechnej w misternej wizji Carda pobiegły innym torem, a świat rzeczywisty przeplata się z magią oraz religią. Całość tworzy piękną historię, z którą zwyczajnie trzeba się zapoznać.

Wydawałoby się, że mało który autor został tak wyeksploatowany jak Phillip K. Dick. A jednak, wznowienia przygotowywane przez Dom Wydawniczy Rebis cieszą podwójnie: raz że czytelnicy otrzymują świetną literaturę, a dwa, ta literatura budzi podziw i szacunek od strony edytorskiej. Szczególnie dwa zbiory zasługują na uwagę: Kopia ojca oraz Raport mniejszości. Różnorodne w formie i treści opowiadania przybliżają twórczość amerykańskiego pisarza, dowodzą jego wszechstronności, a przede wszystkim porywają wyobraźnię odbiorcy i pieszczą zmysły wraz z każdą przeczytaną stroną.

yukiyuki

Dla mnie ubiegły rok należał zdecydowanie do Brandona Sandersona. Nie będę tu rozpisywała się o wspomnianych wcześniej tomach opowiadających o przygodach Waxa i Wayne'a, gdyż całkowicie zgadzam się z opinią Asthariela. Jednakże prawdziwym zaskoczeniem była dla mnie króciutka Dusza cesarza – minipowieść inna niż wszystkie dotychczasowe książki Sandersona, która w mimo niewielkich rozmiarów prezentuje czytelnikom pokaz możliwości pisarskich tego autora. Bez szaleńczo pędzącej do przodu akcji, ale za to z genialnie zarysowanymi bohaterami i po mistrzowsku scharakteryzowanym systemem magicznym (co jest zresztą jednym z wyróżników prozy twórcy cyklu Ostatnie Imperium) oferuje kilka godzin niebanalnej rozrywki. Na uwagę zasługuje także wydane we wrześniu Elantris, prezentujące świetnie zobrazowaną rozgrywkę między nietuzinkowymi postaciami, drobiazgowo zarysowany, intrygujący świat przedstawiony oraz interesującą historię przykuwającą uwagę czytelnika na długi czas (i nie pozwalającą o sobie tak szybko zapomnieć).

Wszystkim fankom urban fantasy, a w szczególności twórczości Cassandry Clare (znanej głównie dzięki cyklowi Dary Anioła) z czystym sumieniem mogę polecić powieść Pani Noc – pierwszy tom nowej serii o przygodach Nocnych Łowców. Osoby znające wcześniejsze książki autorki znajdą tu wszystko to co cenili w jej prozie (plus kilka motywów niosących ze sobą błogosławiony powiew świeżości bez poczucia kopiowania dobrze sprzedających się schematów), zaś nowi odbiorcy zostaną szybko wprowadzeni w świat Nefilim i ich zmagań z mrocznymi siłami. Cassandra Clare zadbała o interesującą historię, szybko dających się polubić bohaterów oraz potężną dawkę wzruszeń (liczba wątków romantycznych w tej książce przebija wszystko, co zaprezentowała do tej pory).

Przyjemną niespodziankę sprawiła mi też Aneta Jadowska w Dziewczynie z Dzielnicy Cudów – pierwszej części cyklu o zabójczyni Nikicie, która zdecydowanie nie jest klonem Dory Wilk (chociaż gdy trzeba, potrafi naprawdę dokopać). Chociaż powieść umieszczona jest w tym samym uniwersum co heksalogia, to dzieje się w zupełnie innym mieście, co lekturze wyszło zdecydowanie na dobre. Jadowska naprawdę potrafi z niezwykłą wyobraźnią i dbałością o szczegóły budować magiczny świat przedstawiony, a tutaj dała popis swoich umiejętności. Niewiele można też zarzucić samej historii, może niezbyt ambitnej, ale za to dalej od banału i sztampy.

Pozostając przy urban fantasy nie można pominąć powieści Magia zabija Ilony Andrews (a raczej kryjącego się pod tym nazwiskiem duetu – Ilony i Andrew Gordonów). To naprawdę długo wyczekiwana piąta część cyklu o Kate Daniels, utrzymująca poziom wcześniejszych pozycji z serii, a w niektórych momentach nawet go przewyższająca. Czytelnicy znajdą tu wielowymiarowe, nietuzinkowe postacie, zagmatwane śledztwo, pełne ślepych zaułków oraz mylnych tropów, heroiczne zmagania z magicznymi terrorystami, jak również sceny brutalnych i krwawych pojedynków, czy magicznych rytuałów. Autorzy nie zapomnieli też o niewielkiej dawce romansu (z wyczuciem i klasą kontynuując wątek Kate i Currana), a także o wprowadzeniu szczypty humoru, mającego rozluźnić momentami przyciężką atmosferę książki.

Kolejną wytęsknioną przez fanów pozycją jest Siła niższa Marty Kisiel – kontynuacja Dożywocia, opowiadająca o przygodach niezwykłej gromadki nie z tego świata, w tym przesłodkiego Licha, anioła z alergią na pierze, upierdliwych utopców, niezwykle przydatnych widm żołnierzy z Wehrmachtu... i wielu innych. To niezwykle ciepła, momentami wzruszająca, historia o rodzinie, przyjaźni, tolerancji i akceptacji, ale przede wszystkim jest to najlepsza fantastyczna komedia ostatnich lat. Marta Kisiel patrzy na świat z przymrużeniem oka, z ironią i humorem, oferując czytelnikowi pokręconych bohaterów z okazjonalnymi atakami pierdolca, zabawne dialogi i sceny, które wywołują nieopanowany rechot i to nie tylko przy pierwszej lekturze. To najlepszy lek na każdą jesienno-zimowo-wiosenną chandrę i idealna lektura tak na koniec starego jak i początek nowego roku.

Vanth

Rok 2016 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne wydarzenia. I rzeczywiście, w fantastyce nastąpił ekstraordynaryjny wysyp powieści eksplorujących wszelkie odmiany tego gatunku z których większą część powinno się pominąć milczeniem, lecz niektóre z nich warte były każdej poświęconej im minuty i zajęły poczesne miejsca na liście mych ulubionych tytułów. Do ścisłej ich czołówki nie przebiły się historie pióra Sandersona (prócz wymienionej już przez yukiyuki Duszy cesarza), ani Abercrombiego, co może zaskoczyć tych, którzy znają mnie jako niereformowalną wielbicielkę twórczości obu autorów..

Jako pierwsze wymienię Czasomierze Davida Mitchella, będące rozpisaną na kilka aktów historią życia głównej bohaterki rozciągniętą w czasie i przestrzeni, a także dokumentowaną przez postaci uczestniczące w jej skomplikowanej egzystencji. Powieść ta jest zarazem misternym palimpsestem, który można interpretować na wiele sposobów, gdzie nic nie jest tym, czym się na pozór wydaje: szaleństwem form literackich, matecznikiem teorii spiskowych, zapisem zmieniającego się świata, oraz analizą meandrów ludzkiego umysłu.

Kolejną książką, która w moim mniemaniu dowiodła, iż urban fantasy jest czymś znacznie więcej, niż tylko literaturą czysto rozrywkową jest Rada mniejszości Kate Griffin. Opowieść o szaleństwie, legendach stających się rzeczywistością i realności przekuwanej w mity, żądzy władzy, magii i pieniędzy, a także cenie, jaką się płaci za chronienie tego, co najważniejsze.

Zaś pozostając w klimatach miejskiej fantastyki, wymienię również Zaspać na Sąd Ostateczny – ukoronowanie trylogii Tada Williamsa o bardzo niesztampowym aniele, będące jednocześnie sowizdrzalską gawędą, traktatem teologiczno-filozoficznym i erudycyjną łamigłówką, podlaną gęstym, awanturniczo-przygodowym sosem.

baczko

Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi, kiedy myślę o roku 2016 w literaturze fantastycznej, to ta, że był on dość ubogi – a już na pewno ubogi w interesujące nowości. 2016 rok zapisał mi się w głowie jak rok recyklingu: MAG po raz kolejny wznawia Gaimana, wydali też nowe edycje Sandersona i Abercrombiego, Solaris z uporem brnie w Galaktykę Gutenberga i zapowiedział wydawanie klasyków radzieckiej fantastyki, z okazji premiery Przeklętego dziecka wznowiono w całości serię o Harrym Potterze; wydawnictwo Jaguar wznowiło całe Kroniki Wardstone przed wydaniem jej finału i kolejnej serii Josepha Delaneya; Rebis dalej przetwarza Dicka, SQN wydał nowe tłumaczenie tekstów Lovecrafta; Prószyński zbiera kolejne tomy Le Guin i skrawków spisanych przez Tolkiena; obok corocznej, co najwyżej średniej, nowości od Stephena Kinga, pojawiają się kolejne wznowienia; Wydawnictwo Literackie wróciło do kolekcji utworów Stanisława Lema. Także nowa, kieszonkowa seria fantastyki tego wydawnictwa (świetny pomysł!) to same powtórki – Dukaj, Brzezińska, Piskorski.

Dopiero po dłuższej chwili uświadamiam sobie, że mieliśmy w tym roku co najmniej kilka świetnych premier. Zdecydowanie najciekawszym i najbardziej wymagającym doświadczeniem literackim było z dawna wyczekiwana premiera Domu z liści Marka Danielewskiego, który jest chyba dokładnie tym, co obiecuje na okładce – wielką łamigłówką. Także w MAG-u, jak co roku, warto zwrócić na Ucztę Wyobraźni i Artefakty – to jedne z najbardziej interesujących pozycji na naszym rynku, choć zdarzają się wśród nich powtórki. Ciekawą propozycją dla fanów niesztampowego fantasy może okazać się Piąta pora roku Jemisin.

Poza tym, wbrew zapowiedziom i obawom, fantastyka w Polsce trzyma się całkiem dobrze i wydaje się różnorodna. Ruszyły serie kieszonkowo-kioskarskie (WL, kolekcja dzieł Pratchetta), są rzeczy ambitniejsze (głównie MAG), są i rozrywkowe, a jedno wydawnictwo podjęło się nawet trudu promowania na naszym rynku rodzimych, mniej znanych pisarzy – mam na myśli Genius Creations, podczas gdy Rebis kontynuuje Horyzonty Zdarzeń skoncentrowane na polskim SF. Ciekawe rzeczy stara się wydawać SQN, istnieją osobne nisze postapokalipsy w kilku wydawnictwach, Warbook ciągle wydaje militarną SF... I chyba najgorzej mają się u nas czytelnicy horroru, którzy poza wznowieniami Kinga, Mastertona i Lovecrafta nie mogą liczyć na zbyt wiele – jedno tylko wydawnictwo C&C niezłomnie wydaje niszową prozę gotycką/grozy.