» Recenzje » Książę Cierni

Książę Cierni


wersja do druku

Książę mrocznego mroku

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Książę Cierni
Mark Lawrence za sprawą swojej debiutanckiej powieści, Księcia Cierni, wywołał w anglosaskich kręgach miłośników fantasy sporo kontrowersji, przyczyniając się tym samym do rozpętania dyskusji o granicach dobrego smaku w powieściach spod szyldu dark fantasy1. O co tyle krzyku?

Od jakiegoś czasu pośród autorów tworzących fantasy panuje moda na pisanie powieści niestroniących od wszelkiej maści brudu – brutalnej przemocy, opisanego bez ogródek seksu, niewybrednego słownictwa i moralnie chwiejnych postaci. W Internecie pojawiły się nawet próby zaklasyfikowania autorów dark fantasy, podzielenia ich na generacje, z których każda kolejna posuwała się nieco głębiej w mrok. Reprezentantem pierwszej miał być George R.R. Martin, drugiej Joe Abercrombie, trzeciej zaś Mark Lawrence ze swoim Księciem Cierni. Już Abercrombie potrafił zaszokować, więc jak daleko musiał posunąć się Lawrence, by jego proza wywołała tak szeroki odzew? Przekonajmy się.

Jorg to skurczybyk i socjopata. Stoi na czele bandy podobnych sobie szubrawców – lapidarne, acz niezwykle sugestywne opisy znajdujące się z reguły na początku rozdziałów przybliżają sylwetki tych maruderów – prowadząc ich od wioski do wioski, gdzie pozostawiają po sobie stosy okaleczonych ciał, kałuże krwi i słupy dymu pnące się ku niebu. Tym nikczemnym do cna aktom rozboju przyświecają na wskroś egoistyczne, aczkolwiek logiczne i zrozumiałe pobudki. Jest to bowiem krucjata Jorga przeciwko ludziom, którzy przed laty napadli na karetę wiozącą chłopca wraz z matką i bratem. Przeżył tylko on – dzięki łutowi szczęścia wpadł w środek ciernistego lasu, gdzie mordercy nie mogli go dosięgnąć – i poprzysiągł oprawcom krwawą zemstę. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie pewien dość istotny szczegół: na początku powieści Jorg nie ma nawet czternastu lat.

Nie ma się czemu dziwić, że wokół debiutanckiej książki Lawrence'a wybuchło tyle kontrowersji, skoro swą opowieść postanowił przedstawić z perspektywy małoletniego psychopaty. Trzeba przyznać, że kreacja głównego bohatera – szczególnie na samym początku – pozostawia wiele do życzenia i budzi jeszcze więcej wątpliwości. Mniejsza o to, że Jorg jest do bólu niesympatyczny, na jego odbiór bardziej rzutuje to, iż jest mało wiarygodny. Próbuje pretendować do roli twardego, nieznoszącego sprzeciwu przywódcy, a posłuch pośród swoich towarzyszy potrafi zdobyć tylko poprzez strach – bez najmniejszych skrupułów pozbawia życia nieprzydatnych już kompanów. W teorii może nie brzmi to tragicznie, ale Lawrence stanowczo przesadził z akcentowaniem ciemnego charakteru Jorga. Otóż młodzian co kilka stron odpływa w krainę marzeń na jawie, rozwodząc się nad tym, z jaką chęcią i przyjemnością wbiłby komuś nóż w gardło. Sytuacja powtarza się tak często, iż trudno traktować te rozważania na serio. Ponadto bohater działa w oparciu o jedną zasadę: robić wszystko na przekór głosom – czy to innych postaci, czy też tym rozbrzmiewającym tylko w jego głowie, które najłatwiej interpretować jako objawy obłędu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pierwszoosobowa narracja zapewne miała z jednej strony podkreślić niejednoznaczność oraz złożoność charakteru Jorga, z drugiej zaś – ułatwić utożsamienie się z bohaterem. Trudno jednak identyfikować się z bohaterem mrocznym ab absurdum. Momentami trudno oprzeć się myśli, że Lawrence tak naprawdę pogrywa sobie z czytelnikiem, świadomie kreując postać, której na dłuższą metę nie da się traktować poważnie. Zadanie to staje się jeszcze trudniejsze, jeśli wziąć pod uwagę, że zupełnie nierozsądne postępowanie Jorga zwykle i tak zostaje zwieńczone sukcesem. Do puli wątpliwych decyzji autora śmiało można dorzucić słabo umotywowaną brutalność. O tym, że w przedstawionym świecie życie jednostki nie przedstawia praktycznie żadnej wartości, czytelnik dowiaduje się już na pierwszych stronach, toteż zrozumienie tej prawidłowości nie powinno nastręczać trudności. Niemniej autor – jakby niepewny, czy przekaz został przyswojony – nieustannie podkreśla taki stan rzeczy albo w opisach, albo w miałkich refleksjach protagonisty.

Wobec wybranej przez Lawrence'a koncepcji narracji można wysunąć jeszcze kilka zarzutów. Po pierwsze, Jorg ma niezwykle irytującą manierę porzucania niektórych myśli dosłownie w środku zdania. Jakby tego było mało, narracja również w całościowym ujęciu sprawia wrażenie rwanej (np. słabo umotywowane przeskoki w czasie i przestrzeni, brak wyraźnych powiązań między następującymi po sobie zdaniami lub akapitami). Czytelnik zostaje pozostawiony sam sobie w tak wielu przypadkach, tak często musi domyślać się, o co właściwie chodzi, iż prędko przestaje to motywować do uważnego czytania, a zaczyna po prostu irytować. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy ma to związek z pierwotnym zamysłem autora i na jaw wychodzą jego pisarskie braki, czy też to tłumacz nie poradził sobie z przekładem. Nawet jeśli potraktujemy ten zabieg jako próbę wiernego oddania sposobu myślenia człowieka bardzo młodego, narwanego, o lekceważącym nastawieniu do świata i otoczenia, ciężko będzie taki wybór zaakceptować bez spytania, czy nie dało się tego zrobić lepiej. Wypada jednak przyznać, iż pomimo tych braków (być może wynikających z niedostatecznego doświadczenia) autor zdołał w całkiem niezłym stylu ukazać motyw szaleństwa oraz jego wpływu na postać. Motyw ten przewija się od początku powieści, wraz z biegiem akcji przybierając na sile, aż do kulminacyjnego momentu, który jednakże nie rozstrzyga niczego ostatecznie – i dobrze, gdyż dodaje to kolorytu protagoniście. I choć literacko Lawrence nie może się równać z Martinem i Abercrombiem, to Księcia Cierni mimo wszystko da się czytać bez większego bólu zębów.

Powieść ma też kilka mocnych stron, a do jej największych atutów należy ciekawa wizja świata. Na pierwszy rzut oka akcja rozgrywa się w jakże popularnym, a jednocześnie oklepanym quasi-średniowiecznym uniwersum, gdzie panuje system feudalny, a konflikty rozwiązuje się przy pomocy miecza. Podczas lektury pojawia się jednak całe multum wskazówek, które sugerują, iż bohaterowie wcale nie poruszają się po świecie przeszłości, a wręcz odwrotnie! – akcja Księcia Cierni została najwyraźniej osadzona w postapokaliptycznej wersji przyszłości. To jedyne logiczne wyjaśnienie tego, iż postacie, natykając się na asfalt i beton, wielce im się dziwią i zachodzą w głowę, jaką magią musieli władać tajemniczy dawni ludzie, iż potrafili upłynniać kamień i formować go wedle własnego uznania. To tylko pierwszy przykład z brzegu, można by ich wymienić jeszcze sporo, ale odkrywanie tajemnic świata składa się na sporą część satysfakcji płynącej z lektury. Wykreowana przez Lawrence'a wizja może budzić skojarzenia przede wszystkim z uniwersum, jakie na potrzeby Mrocznej Wieży wykoncypował Stephen King. Jednak Jorg w odróżnieniu od Rolanda porusza się nie po świecie, który "poszedł naprzód", a po takim, który z niewiadomych przyczyn się cofnął – dlaczego tak się stało, dowiemy się zapewne z kolejnych tomów Rozbitego Imperium.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jako atut należy Lawrence'owi poczytać również zabawę z typowymi dla gatunku kliszami lub wręcz ich łamanie. Kiedy więc dochodzi do rycerskiej walki pomiędzy Jorgiem a znacznie górującym nad nim oponentem, młodzian nie ma najmniejszego zamiaru honorowo ginąć i gdy tylko nadarza się okazja, bez skrupułów ucieka się do bardzo nieczystego zagrania. Ta scena, choć makabryczna, w doskonałym stylu wyśmiewa skostniałe schematy, które siedzą głęboko w podświadomości czytelnika obeznanego z fantasy – bezczelne deptanie stereotypów i ukazywanie ich głupoty w pierwszej chwili szokuje, ale zdumienie szybko ustępuje miejsca podziwowi dla autora, który zdecydował się zerwać z pętającymi okowami konwencji. W powieści pojawia się ponadto sporo rekwizytów typowych dla gatunku – nekromanci, nieumarli, postacie "widzące" oraz mutanty o osobliwych zdolnościach – aczkolwiek w większości wypadków zostały one zgrabnie dopasowane do wizji świata. Podobnie jest z magią, a raczej zdolnościami, które na pierwszy rzut oka bardzo magię przypominają. Lawrence w obu wymienionych przypadkach pozostaje niejednoznaczny, porusza się w strefie szarości, zachęcając czytelników do domniemywań, skąd owe paskudztwa się wzięły i czym w istocie są wspomniane moce.

Gdyby autorowi udało się utrzymać w strefie szarości, Księcia Cierni można by uznać za naprawdę solidny debiut fantasy. Niestety, Lawrence zbyt często przekracza granicę i ładuje się z buciorami tak daleko w mroczny mrok, iż w znaczącym stopniu odbija się to na odbiorze całości. Kilka oryginalnych pomysłów – z bardzo ciekawą wizją świata na czele – do spółki z bezczelnym drwieniem sobie z typowych dla gatunku klisz, to mimo wszystko za mało, by zrównoważyć sporo nielogiczności oraz pozostawiający nieco do życzenia warsztat. Mimo to warto dać cyklowi Lawrence'a szansę z samej tylko ciekawości, na jak wiele sobie jeszcze pozwoli.

1 Zainteresowanych tematem odsyłam do blogu Joego Abercrombiego, który sam pisze o brudzie w fantasy. Pod jego wpisem można znaleźć listę ponad dwudziestu odnośników do innych notek poruszających ten sam temat.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Książę Cierni (Prince of Thorns)
Cykl: Rozbite Imperium
Tom: 1
Autor: Mark Lawrence
Tłumaczenie: Jarosław Fejdych
Wydawca: Papierowy Księżyc
Data wydania: 19 września 2012
Oprawa: miękka
Format: 143x205 mm
ISBN-13: 978-83-61386-20-9
Cena: 37,90 zł



Czytaj również

Książę Cierni - Mark Lawrence
Będąc młodym psychopatą
- recenzja
Święta Siostra
Zmęczenie materiału
- recenzja
Koło Osheim
Kres podróży antybohatera
- recenzja
Koło Osheim
- fragment
Szara siostra
Hogwart: wersja dla mniszek skrytobójczyń
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.