Kot Syjonu

Koci dektektyw na walijskiej wyspie

Autor: Artur 'Vermin' Tojza

Kot Syjonu
Nieczęsto czytam kryminały polskich autorów. Nie chodzi o to, że rodacy piszą kiepskie powieści detektywistyczne, bo to bzdurny stereotyp, wyznawany przez marudne osoby narzekające na wszystko co polskie. W moim przypadku chodzi o rzecz błahą – nigdy dotąd nie trafiłem na kryminał noir rodzimego pióra, który pachniałby Londynem. Jako miłośnik Agathy Christie i Artura Conana Doyla, którzy od dziecka są w czołówce moich ukochanych pisarzy, wtarłem sobie do głowy ich kreacje literackiego świata zbrodni. Tym niemniej przygoda z Kotem Syjonu Jerzego A. Wlazło była miłym i na tyle mocnym zaskoczeniem, że po zakończeniu książki przyrzekłem sobie solennie sięgać częściej po polskie kryminały.

Powieść zaczyna się na walijskiej wyspie Anglesey, gdzie wegetuje prywatny detektyw nazwiskiem Bialas. Były policjant o ponurej przeszłości, który został wyrzucony za zaniedbanie obowiązków w czasie służby, co zakończyło się śmiertelnym wypadkiem, żyje z rozwiązywania bardzo lichych i niedochodowych spraw. Najczęściej jednak, pijąc tani alkohol i mieszkając w obskurnej kawalerce w jednej z najgorszy dzielnic, pogrąża się w marazmie i rozpamiętuje przeszłość. Pewnego dnia dzwoni do niego hrabina Chattearstone i każe mu przybyć do jej posiadłości. Bialas nieco zdziwiony osobistym telefonem od tak wysoko postawionej osoby, nie mając nic innego do roboty, jedzie na wyznaczone spotkanie i nie wierzy własnym uszom, kiedy słyszy o zleceniu. Otóż ma on znaleźć hrabinie kota. Nie jakiegoś zwykłego dachowca z pierwszego lepszego schroniska, a takiego który będzie idealnie do niej pasował. W tym celu kobieta żąda, aby detektyw ją poznał i wydedukował, jakie zwierzę będzie odpowiednie. Z początku sprawa wydaje się banalna, ale szybko okazuje się znacznie bardziej skomplikowana. Bialas, poznając życie hrabiny Chattearstone, dowiaduje się o jej byłym mężu, hrabim Leszczyńskim, co powoli doprowadza go do coraz dziwniejszych osób. Kiedy Bialas chce się wycofać, los pokazuje że nie od wszystkiego można uciec.

Moją uwagę od razu przykuła postać detektywa oraz wielowątkowość fabuły. Choć tak naprawdę jest ona jednotorowa, a faktyczne śledztwa są dwa, to przez niemal całą książkę czytelnik odnosi zupełnie inne wrażenie. Co ciekawe, autor tak umiejętnie kieruje akcją, że nawet znając zakończenie książki, łapiemy się na ten sam haczyk i wydaje się, że wiele spraw w książce jest ze sobą kompletnie niepowiązanych. Dzięki temu lektura nie nudzi - o ile, oczywiście, lubi się powieści stricte detektywistyczne, pozbawione szaleńczych pościgów i wymyślnych zbrodni. Bo w Kocie Syjonu tak naprawdę nie występuje motyw morderstwa. Owszem, kilkukrotnie mamy do czynienia ze śmiercią, ale nie jest ona aż tak ważna jakby się mogło wydawać. W powieści atmosferę budują tajemnice, których przybywa z każdą odpowiedzią i odnalezieniem kolejnego tropu lub osoby. Na końcu jednak wszystko gładko łączy się w jedną spójną całość i definitywnie rozwiewa wszystkie wątpliwości.

Jak wspomniałem wcześniej, drugim istotnym czynnikiem jest sam detektyw. Mamy do czynienia z człowiekiem, który kompletnie zagubił się w życiu. Nie jest samotny, jednak prowadzi samotny tryb życia. Nie jest ani Polakiem, ani Anglikiem, a bezładną mieszanką obu narodowości. Żyje przeszłością i jednocześnie stara się ciągle o niej zapomnieć. Chce być kompletnym cynikiem, ale kiedy dostanie jakieś pieniądze za rozwiązanie sprawy, to wydaje je na poprawienie życia sponiewieranej przez pechowy los dziewczyny z nocnego klubu. Słowem, detektyw Bialas to kwintesencja sprzeczności i za to go polubiłem. Jest postacią tak barwną i w swych poczynaniach tak ludzką, że aż realną.

Kontrastuje z nim szereg osób będących uosobieniem pojedynczych cech głównego bohatera. Mamy młodą i energiczną policjantkę Carol, która od kilku lat pomaga Bialasowi zarówno w rozwiązywaniu zleceń jak i dostarczaniu jego pijanych "zwłok" do obskurnego mieszkania. Mogłoby się wydawać, że autor popadnie w stereotyp i połączy obie te postacie w związku, jednak tego nie uczynił. Carol traktuje detektywa jak dobrego kompana do picia czy wyżalenia się, ale nic ponad to.

Kolejną postacią jest Chuck. Ośmioletni obdartus, mieszkający z ojcem-pijakiem, który nie za bardzo interesuje się losem syna. Dzieciak często przesiaduje na klatce schodowej i bawi się znalezionym gdzieś, kiedyś, zepsutym scyzorykiem oraz, jak tylko może, pomaga detektywowi. Chłopak dla Bialasa, w jego obojętnym życiu, jest wspomnieniem beztroskości dzieciństwa oraz jedyną osobą utrzymującą go przy zdrowych zmysłach. Śmiało można rzec, że tylko dzięki Chuckowi nie popadł w całkowity alkoholizm, choć niewiele mu do tego brakuje.

Ostatnią istotną osobą jest hrabina Chattearstone, która swym rozkazującym, lodowatym tonem pokazuje każdemu gdzie jego miejsce. Mimo to, nie można powiedzieć, że to kobieta bez serca. Kiedy trzeba potrafi być delikatna a nawet czuła, choć na dystans i nigdy nie przy obcych. Twarde życie nauczyło ją być upartą i stanowczą co płynnie łączy z dystynkcją angielskiej arystokratki. Właśnie ta postać jest największą zagadką dla Bialasa i poniekąd rozwiązanie jej, poprzez poznawanie przeszłości hrabiny, pozwala naszemu detektywowi rozwikłać szereg innych spraw. Śmiało można rzec, że ta kobieta jest kluczem do wszystkich tajemnic tej zawiłej historii.

Inne postacie, na jakie czytelnik natrafi w książce, są tak samo barwne i odgrywają znaczącą rolę w fabule, choć nie spotkamy ich za często. Niektóre pojawiają się tylko przelotnie, jednak za każdym razem wnoszą coś istotnego do sprawy co wyjaśnia się dopiero na samym końcu książki, w naprawdę ciekawym i rozbudowanym finale.

Kot Syjonu to bardzo pasjonująca przygoda kryminalna, w której literacki detektyw wie więcej od czytelnika i dzieli się z nim informacjami, kiedy uzna za stosowne. Ta taktyka oraz świetnie wykreowane postacie, jak i złożone, choć troszkę stereotypowe zakończenie, tworzą idealną lekturę dla każdego miłośnika klasycznych kryminałów i powieści detektywistycznych. Zabiegi te ukazały świetny kunszt literacki oraz wiedzę pisarza, który całą fabułę przedstawił w sposób zawiły a jednocześnie bardzo klarownie, z czasem wszystko wyjaśnia i łącząc fakty w całość. Do Kota Syjonu wrócę jeszcze wielokrotnie, natomiast książki Jerzego Wlazło znajdą się na tej samej półce gdzie te z Herculesem Poiro i Sherlockiem Holmesem oraz doktorem Watsonem.