Kolczaste monstrum - Kai Meyer

Autor: Tomasz 'Sting' Chmielik

Kolczaste monstrum - Kai Meyer
Kolczaste monstrum to czwarta część dziesięciotomowego cyklu traktującego o przygodach rudowłosej Kiry, która wraz ze swoimi przyjaciółmi stawia czoło demonom, czarownicom i innym okropnościom świata. Z założenia jest to literatura młodzieżowa, która wyrosła na fali komercyjnego sukcesu przygód Harry’ego Pottera. Wizja Kaia Meyera zawiera wszystkie elementy znane nam z tego typu opowieści – młodych bohaterów, posiadany przez nich talent magiczny i całe mnóstwo zagrożeń czyhających na ich głowy. Powyższe elementy powinny gwarantować zatem interesującą opowieść najeżoną niezwykłymi zwrotami akcji. Czy jest tak również i w tym przypadku?

Tłem dla opowieści jest małe miasteczko Giebelstein leżące gdzieś w okolicach Schwarzwaldu. Tym razem jednak na Kirę i jej przyjaciół nie czyhają kamienne posągi, demoniczne bociany i inne tego typu bzdury. Teraz nadchodzi czas na kolczaste monstrum, czyli człowieka z księżyca, któremu z pleców wyrastają cierniste gałęzie. Ów delikwent pojawia się na ziemi podczas zaćmienia i od pierwszych stron powieści prześladuje naszych bohaterów. W trakcie rozwoju akcji okazuje się, że służy on niezwykle groźnej księżycowej czarownicy, członkini Arkanum - organizacji, która uśmierciła niegdyś matkę Kiry. Czarownica ma proste zadanie - zwerbować Kirę albo zabić ją i jej przyjaciół.

Kai Meyer serwuje nam kolejną banalną historyjkę upchaną na około 150 stronicach. Tym razem jednak próbuje nadać wykreowanym przez siebie postaciom głębi i dodaje im rozterek moralnych związanych z posiadaniem nadprzyrodzonych mocy. Interesująco zapowiadający się wątek zostaje szybko maksymalnie spłycony i gdy tylko historia rozpoczyna się na dobre, powracamy do schematu znanego już z poprzednich części cyklu – bohaterowie roboty, wymuszone dialogi i totalny brak spójności pomiędzy wątkami pobocznymi i głównym. Jak zawsze w przypadku Siedmiu Pieczęci akcja rozwiązuje się sama, sposób przezwyciężenia zła jest całkowicie nieprzewidywalny i pojawiający się ad hoc w okolicy końca książki. Czytając kolejne pozycje Meyera dochodzę do wniosku, że opowiadane przez niego historie są całkowicie pozbawione sensu – następuje w nich zawiązanie akcji, 50-60 stron mniej lub jeszcze mniej fascynującej opowieści i kilkanaście stronic rozwiązania, które odnosi się do całości niezwykle luźno. W Kolczastym monstrum fabuła jest z założenia dwupoziomowa, jednak w praktyce wychodzi całkowicie pomieszany jeden poziom zwieńczony kiepskim finałowym dialogiem pomiędzy Kirą, a złą czarownicą. Fatalne dialogi są moim zdaniem głównym problemem Kaia Meyera w ogóle – przez cztery części cyklu nie potrafił on stworzyć żadnej sensownej interakcji pomiędzy bohaterami swoich książek. Podczas całej mojej recenzenckiej kariery z czymś takim nie spotkałem się nigdy wcześniej.

Nowym elementem, który pojawia się w Kolczastym monstrum jest otwarte zakończenie przedstawione w formie epilogu. Jest to zarazem najlepszy fragment, który rekompensuje w pewnym stopniu czas spędzony nad tą nudną i przewidywalną opowieścią. Dodatkowo udowadnia nam on, że Meyer potrafi napisać jednak coś interesującego. Tym bardziej dziwi fakt, że jego dotychczasowe książki były aż tak słabe. Epilog napełnia mnie nadzieją, że kolejny tom cyklu będzie znacznie lepszy.

Kolczaste monstrum to bardzo przeciętne czytadło, które polecić można jedynie ludziom mającym zbyt dużo wolnego czasu i pieniędzy. Słaba, przewidywalna fabuła i przerażająco infantylne dialogi powodują, że bardzo trudno wytrzymać do samego końca i nie rzucić tej książki w kąt. Nie zmienia to jednak faktu, że w porównaniu do trzeciej części cyklu, Tajemniczych katakumb, książka ta wypada całkiem nieźle.