Kim jest Alicja?

Rozmowa o powieści Janusza A. Zajdla "Limes inferior"

Autor: Staszek 'Scobin' Krawczyk, Maciej Szraj

Kim jest Alicja?
Siedemdziesiąt pięć lat temu urodził się Janusz A. Zajdel. Z okazji tej rocznicy ogłoszono w fandomie Rok Zajdlowski, co znalazło odzwierciedlenie m.in. w Nowej Fantastyce oraz na Seminarium Literackim Śląskiego Klubu Fantastyki. Do obchodów dołączamy i my, publikując rozmowę Macieja Szraja i Staszka Krawczyka na temat jednej z najsłynniejszych powieści Zajdla: Limes inferior. Dyskusja zawiera spoilery równe tym, które zamieszczono na tylnej stronie okładki wydania Supernowej z 1997 roku. Przed lekturą jednego lub drugiego warto przeczytać samą powieść.

Skojarzenia

Maciej Szraj: Zacznę od luźnych skojarzeń czytelniczych, które przywiodła mi na myśl lektura Limes inferior. Pod względem estetyki tworzonego świata Zajdel przypomina Dicka, szczególnie kiedy zwrócimy uwagę na zautomatyzowanie sfery publicznej (drzwi pobierające należność za ich otwieranie w Ubiku). U Zajdla mamy Klucz (odpowiednik karty płatniczej z możliwością kompletnej weryfikacji tożsamości) czy mechanicznego policjanta. Na tym podobieństw nie koniec. Wystarczy wspomnieć o zacierającym się kryterium prawdy oraz trudnościach, jakie występują podczas przebijania się przez różnego rodzaju miraże w celu dotarcia do prawdziwiej rzeczywistości.

Drugim tekstem, któremu już znacznie bliżej do omawianej przez nas lektury, jest opowiadanie Silverberga z 1987 roku (siedem lat po napisaniu Limes inferior) Opowieść łaskawcy. Tam również pojawia się zamknięte społeczeństwo, poza którego ramy wyjść mogą nieliczni. Praca pełni istotną rolę, ale często prowadzi do śmierci, przez co potrzebny jest ktoś taki jak łaskawca (vide lifter u Zajdla). Taka osoba wykorzystuje swoje specjalne umiejętności, aby zmienić klientowi przydział z ciężkich robót na spokojną pracę w sklepie lub – za większą opłatą – w ogóle postarać się o przepustkę z zamkniętego na cztery spusty miasta. Tu analogie do książki Zajdla są już zdecydowanie poważniejsze niż w wyżej wymienionym przypadku Dicka (gdzie podobieństwo dotyczyło tylko estetyki).

Nie można również zapomnieć o pokrewieństwie tematów z takimi klasykami jak Orwell, Huxley czy Bradbury. U wszystkich chyba wszechobecna inwigilacja, fałszowanie historii oraz ogłupiania społeczeństwa są na porządku dziennym. Zajdel wpisuje się w ten schemat, dodając od siebie nowe, ciekawe rozwiązania, ale o tym później.

Staszek Krawczyk: Może warto w tym miejscu przypomnieć, że sam Zajdel cenił twórczość Orwella i Huxleya, czemu dał wyraz, nazywając jednego z bohaterów Paradyzji Nikorem Orleyem Huxwellem.

Maciej: Istotnie. Ale żeby nie poprzestawać wyłączenie na przykładach z dziedziny literatury, warto wspomnieć przynajmniej dwa filmy również podejmujące tematykę społeczeństwa zamkniętego i sterowanego z góry. Jest tak chociażby w Seksmisji Juliusza Machulskiego czy w Truman Show Petera Weira. We wszystkich tych przykładach mamy do czynienia z wykreowaniem spójnego świata, w którym losy jednostki są marginalizowane. Ogranicza się człowiekowi możliwości działania i wyboru. Bohaterowie doznają bolesnej konfrontacji z rzeczywistością, kiedy iluzja, w której żyli, przestaje funkcjonować. Co zrobić, kiedy pytanie o prawdę i jej kryterium zaciera się?

Po takim okołoliterackim wstępie możemy przejść chyba do sedna, czyli losów Sneera i tego, co Zajdel zawarł w Limes inferior.

Sneer i inni

Staszek: Zacznijmy od Sneera (wzorowanego podobno na Adamie Wiśniewskim-Snergu). Nietrudno zauważyć, że to człowiek zainteresowany przede wszystkim wygodnym życiem. W końcu nasze pierwsze spotkanie ze Sneerem ma miejsce na jachcie, kiedy mężczyzna rozmyśla o tym, jak to dobrze, że nie musi pracować i większość czasu ma do swojej dyspozycji. Pierwsze wrażenie pozostaje nam w głowie i określa ramy postrzegania postaci.

Sneer nie nadawałby się na herosa, ale jest dobrym materiałem na główną postać antyutopii. Ponieważ w Argolandzie całkiem dobrze mu się żyje, to widząc rzeczywistość jego oczami, postrzegamy ją na początku jako miejsce dosyć znośne, jeśli nie wręcz przemyślnie urządzone. Dopiero kiedy bohater na własnej skórze doświadcza słabości systemu, uświadamia sobie ich istnienie, przez co i my możemy zwrócić na nie uwagę. Tę funkcję postać Sneera spełnia dobrze – i całe szczęście, jako że zrzucanie kolejnych osłon z rzeczywistości to stanowczo najważniejsza sprawa w Limes inferior. Najważniejsze pytanie w tym utworze nie dotyczy tego, co się stanie z bohaterami, ale tego, jaki jest świat.

Niestety na takim rozkładzie akcentów ucierpiała konstrukcja bohaterów drugiego planu. Nie jestem w stanie podać żadnej postaci pobocznej, która by mnie podczas lektury zaciekawiła... No, może z wyjątkiem Alicji. Ta pojawia się w książce bardzo rzadko, ale kiedy już wejdzie na scenę, trudno oderwać od niej wzrok. Jest inteligentna, tajemnicza, podejmuje ważne decyzje... Szkoda trochę, że relacja Alicji ze Sneerem nie została bardziej rozbudowana. Zasadniczo cały utwór jako opowieść wyraźnie by zyskał, gdyby drugoplanowi bohaterowie nie byli w nim głównie nośnikami fabuły i rozważań o świecie przedstawionym. Gdybyśmy mogli wejść do ich głów (podobnie jak na początku książki wchodzimy do głowy Sneera), aby poznać ich sposób doświadczania rzeczywistości; gdyby podejmowali trudne, nieoczywiste decyzje; gdyby byli bardziej charakterystyczni, obdarzeni liczniejszymi indywidualnymi cechami; wtedy Limes inferior byłby jeszcze lepszą książką.

Na szczęście słowa "jeszcze lepszą" są znaczące. Bo to wciąż tekst, z którym zdecydowanie warto się zapoznać.

Maciej: Co więcej, czytelnik poznaje bohatera, który jest jedynie małym trybikiem wielkiej machiny, z czego sam nie zdaje sobie sprawy. Ba, on nawet myśli, że w jakiś sposób oszukuje system, będąc lifterem. To wszystko staje się klarowne podczas pierwszej rozmowy z Mattem. Trzeba pamiętać, że na początku Sneer jest przesiąknięty ideologią panującą w Argolandzie, co w połączeniu z jego wygodnictwem skutkuje brakiem krytycyzmu. Pomimo swojej inteligencji mężczyzna nie dostrzega absurdów systemu. W jednej chwili rozumuje logicznie, twierdząc, że "dawanie według potrzeb" to nieosiągalny ideał, w drugiej zaś nie widzi niczego zdrożnego w dostosowywaniu poziomu edukacji do poziomu studentów tak, aby każdy mógł ukończyć uczelnię. Sneer nie zadaje sobie trudnych pytań. Czy tak powinno być? Czy to, co się dzieje naokoło, jest dobre? Czy procedery spotykane na co dzień są słuszne? To wszystko mało go interesuje ze względu na komfortowy tryb życia, jaki prowadzi. Sytuacja zmienia się dopiero wtedy, kiedy owe wygody zaczynają maleć, a doznawane rozczarowania przyczyniają się do ogólnej kontestacji porządku, w którym przyszło mężczyźnie żyć.

Tego, o czym mówisz, Staszku, nie odczytywałbym jako wady. Zdajemy sobie sprawę z faktu, że postacie Zajdla nie są tak krwiste jak Sapkowskiego, ale to wynika z różnych celów, założeń i metodologii, jakie obaj autorzy obierają i przyjmują. U Zajdla liczy się pomysł. Nie bez kozery w Iluzycie padają słowa: "Rzeczywistość depce fantastom po piętach. Klasyczne tematy zostały wyeksploatowane. A w tym gatunku literatury najważniejszy, niestety, jest pomysł. Tu nie można się wyłgać samą formą albo intelektualnym dziwaczeniem". Nie twierdzę, że samym pomysłem można tłumaczyć ubytki fabularne, brak kreacji ciekawych postaci, niedbałości stylistyczne etc., ale nie wolno zapominać na co położony został nacisk. Bohaterowie mają za zadanie pokazać czytelnikom absurd systemu, w jakim przyszło im żyć. Oni pełnią funkcję demaskacyjną i z tego wywiązują się znakomicie. Powstaje pytanie, czy, jak to nazwałeś, "wchodzenie do głów postaci" nie przyćmiłoby postawionego sobie przez Zajdla celu. Jako czytelnicy możemy oczywiście chcieć poznawać bohaterów jeszcze dogłębniej, zżywać się z nimi oraz emocjonować ich losami, ale trzeba pamiętać, jakimi prawami rządzą się parabole. I właśnie przez to, że traktuję Limes inferior jako przypowieść, nie mam problemu z zaakceptowaniem takiego, a nie innego przedstawienia bohaterów.

Staszek: Z tezą o parabolicznym (lub może raczej: alegorycznym?) charakterze tej powieści trudno się nie zgodzić. Chętnie też przystanę na stwierdzenie, że psychologia bohaterów nie jest tutaj najważniejsza. Zasada konstrukcyjna Limes inferior przypomina mi kompozycję Wellsowskiego Wehikułu czasu, gdzie Podróżnik parokrotnie zmienia sposób postrzegania elojów i morloków. W obu wypadkach chodzi przede wszystkim o krytyczne przedstawienie świata, o zdejmowanie z niego kolejnych masek.

Przedstawienie to dokonuje się jednak z perspektywy bohaterów. Właśnie dlatego mamy do czynienia z antyutopią literacką, a nie z esejem. Absurdy świata łatwiej odczuć (a więc także zrozumieć), gdy spotykają bohaterów, na których nam zależy. W ten sposób broniłbym swojej wcześniejszej opinii, choć jednocześnie zgodzę się, że tego rodzaju powieść – zwłaszcza krótka – niekoniecznie udźwignęłaby postacie konstruowane w sposób bardzo szczegółowy. Może najlepsze byłoby rozwiązanie pośrednie: większa dbałość, ale bez przesady.

Pisałem jednak, że z książką Zajdla nadal zdecydowanie warto się zapoznać. Wymienię zaletę, o której jeszcze nie mówiliśmy: pomysłowość i pieczołowitość w zaglądaniu pod skórę systemu. Tak jak w Paradyzji autor zachwycił mnie ideą koalangu, tak i tutaj bardzo przekonująca jest cała ta gra lifterów i downerów, całe to kreatywne wykorzystywanie Kluczy… Nie wiem, czy taką powieść mógłby napisać ktoś, kto nie zna opresyjnych systemów politycznych z własnego doświadczenia.

System i jego twórcy

Maciej: I tym pomysłom warto poświęcić kilka chwil. Sam system, w którym przyszło żyć bohaterom, nie jest niczym specyficznym. Już na początku dyskusji przywoływałem przykłady podobnych dzieł, gdzie porządek jest czymś nadrzędnym względem wolności. Tym, co wyróżnia kreacje Zajdla, jest wewnętrzna organizacja Argoladnu oraz jej przedstawiciele. Wystarczy wymienić kilka zawodów i zajęć, które na pierwszy rzut oka wymykają się poza granice porządku, takich jak: lifterzy, downerzy, wampiry, zdziercy czy osoby przeprogramowujące klucze. W ciekawy sposób ukazane zostało to, że działania skierowane przeciw systemowi tylko pozornie mu szkodzą. Argoland jest tworem na tyle doskonałym, że przewiduje takie anomalie, ba, sam je tworzy. Zajdel wyraźnie zmienia konwencję przyjętą w Paradyzji, gdzie działania bohatera przyczyniają się do rozkładu wadliwego systemu. Tutaj ten rozkład jest niemożliwy, ponieważ ci, którzy tym wszystkim sterują, mają pełną kontrolę nad działaniami opozycyjnymi (Matt) czy pracą lifterów i czynią z nich jedną ze składowych systemu. Stworzona została konstrukcja tak totalna i elastyczna, że trudno podważyć jej podstawy. A nawet jeśli ktoś zaczyna zauważać, że nie wszystko do siebie pasuje, to osobę o takich spostrzeżeniach wciela się do kasty rządzących, tak jak w przypadku Sneera.

Staszek: W ten sposób docieramy do ostatnich kilkunastu stron powieści, na których wyjaśnia się prawdziwa natura Argolandu. Tylko czy rzeczywiście prawdziwa?

Maciej: Tak, na tym etapie dyskusji możemy chyba przejść do sedna. W czym Zajdel prześciga swoich poprzedników? Gdzie wychodzi poza standardowy model utopii?  Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na motyw obcych. To nie tak jak u Nałkowskiej: "ludzie ludziom zgotowali ten los"; rolę sprawczą odegrała jakaś pozaziemska siła. Człowiek staje się ofiarą i nawet ci, którzy wpływają na proces sterowania Argolandem, mają jeszcze kogoś nad sobą. Ale czy aby na pewno?

W tym właśnie tkwi mistrzostwo Zajdla, że obcy nie zostali ukazani. Ich istnienie owiane jest tajemnicą. Ba, może w ogóle ich nie ma? Z jednej strony historia Rascallego wydaje się wiarygodna, ale skoro jedno społeczeństwo żyje w fałszu i ułudzie, to czemu drugie, teoretycznie zajmujące wyższe miejsce w hierarchii, nie może być mamione? Zajdel zapętla czytelnika i nie daje odpowiedzi. Jak by to ujął Frank Herbert: finta wewnątrz finty w fincie. Kryterium prawdy i sama prawda stają się mirażem, niedoścignionym ideałem. O ile w klasycznej dystopii spotykamy się najczęściej z przedstawieniem systemu w systemie, o tyle u Zajdla tych struktur może być znaczenie więcej. A która jest wiodąca, nie wiadomo.

W kwestii Obcych pojawia się wiele pytań. Trudno powiedzieć cokolwiek na temat ich miejsca pobytu, natomiast informacje o rzekomo podbitych przez nich planetach możemy uznać za wątpliwe, ponieważ nikt ani nic tego nie potwierdza. To wszystko może być jednym wielkim kłamstwem. Jaka zależność panuje między Obcymi a Ziemią? Czy rzeczywiście jest to tylko i wyłącznie chęć szerzenia, jak to ujął Rascalli, fanatyzmu? A może sami są mieszkańcami naszej planety, równie leniwymi i lubiącymi komfort jak Sneer, co motywuje ich do kierowania społeczeństwem i ogłupiania go w celu, spokojnego i swobodnego życia tam, gdzie nikt się o nich nie dowie (vide Jej Ekscelencja w Seksmisji)?

Wróćmy jeszcze na chwilę do tego, o czym pisał Stanisław Lem w posłowiu do Pikniku na skraju drogi braci Strugackich. Mistrzostwa tej powieści doszukiwał się właśnie w umiejętnym posłużeniu się figurą obcych. Owianie ich tajemnicą, postawienie bariery między ludźmi a przybyszami z kosmosu uważał Lem za rzecz kluczową. Orędownik ograniczoności ludzkiego rozumu, jakim był autor Edenu, sceptycznie wyrażał się o naszych przewidywaniach, często naiwnych i infantylnych. To samo wydaje się głosić Zajdel, kiedy podczas rozmowy Sneera z Rascallem ten drugi tak mówi o próbach prognozowania spotkań z Obcymi: "Lecz były to wszystko pomysły na naszą, ludzką miarę. Wariantu, będącego konglomeratem wszystkich wymienionych wersji, nikt nie przewidywał". Zarówno Strugaccy jak i Zajdel wychodzą obronną ręką z pułapki prostych kategoryzacji. Bohaterowie ich powieści mają do czynienia z suchymi faktami, których przyczyny próżno zgłębiać człowiekowi. Nota bene, podobny wątek pojawia się w Dziesiątej muzie Tada Williamsa, gdzie ludzkie oczekiwania nijak mają się do mnogości wariantów serwowanych przez rzeczywistość.

Zagadka czy wyjaśnienie?

Staszek: Zgodziłbym się ze wszystkim, co mówisz, gdyby nie jeden problem. Otóż Sneer zbyt łatwo daje się przekonać Rascallemu. Nagle zatrzymuje się w miejscu, które przecież powinno być dla niego początkiem kolejnych pytań. Takie rozwiązanie jest dla mnie podwójnie obciążone. Po pierwsze, psychologicznie – trudno mi przyjąć, że tak inteligentna i podejrzliwa postać może nagle porzucić wszelkie wątpliwości i uwierzyć w wytłumaczenie, które jest wprawdzie wewnętrznie spójne, ale kompletnie nieoczekiwane i obarczone zgoła nieprawdopodobnymi założeniami (jeśli w celu wyjaśnienia problemu musisz przyjąć istnienie rozumnej obcej rasy, to wiedz, że coś się dzieje). Po drugie, worldbuildingowo i fabularnie – dla mnie końcówka nie wygląda jak przedstawienie dodatkowej zagadki, ale raczej jak chęć udzielenia odpowiedzi na wszystkie istotne pytania.

Obie kwestie są zresztą powiązane. Gdyby finał istotnie miał pozostawiać nas w stanie niepełnej wiedzy o rzeczywistości, oczekiwałbym zarówno poważniejszych wątpliwości u Sneera (który jest przecież głównym narzędziem poznawania realiów Argolandu przez czytelnika), jak i wprowadzenia takich składników świata przedstawionego, które mogą zrodzić pytania o wiarygodność opowiedzianej przez Rascallego historii. Najprostszy przykład to pokazanie, że mężczyzna kiedyś już skłamał, aby przekonać kogoś do przejścia na jego stronę, ale możliwości rzecz jasna jest więcej.

Niestety nic takiego w zakończeniu nie dostrzegam. Trudno mi więc odebrać je inaczej niż jako próbę pospiesznego, a przez to mało wiarygodnego wyjaśnienia wszystkich zawiłości Argolandu. Przeszkadza mi to znacznie bardziej niż końcowe pojawienie się Alicji, która przychodzi wszak z innego świata i nie musi tłumaczyć tego, co działo się w znanej nam dotąd rzeczywistości. Myślę jednak, że można ocalić ostatnie kilkanaście stron Limes inferior, szukając w nich raczej przesłania tematycznego (symbolicznego, alegorycznego) niż realizmu.

Na czym jednak taki przenośny sens miałby polegać?

Maciej: Ja bym się jednak skłaniał ku temu, że końcówka nie wyjaśnia, a na dobrą sprawę pogłębia problematykę. To by pokrywało się również z tym, o czym mówiliśmy wcześniej. Zajdel odpowiedzi i dekonstrukcje zaserwował w Paradyzji. Tutaj natomiast pozostawia dowolność w wyborze przynajmniej kilku interpretacji. Pytanie brzmi: czy Sneer rzeczywiście się zatrzymuje? Trzeba pamiętać o tym, w jak krótkim czasie przyswoił on wiele nowych faktów. Został zarzucony stosem informacji, które ciężko mu uporządkować. On nie daje całkowitej wiary Rascallemu, co widać w końcówce: "Nie znajdował ani jednej rysy, szczeliny dającej szansę podważenia oczywistości wywodów Rascallego, a jednak myśl wracała ciągle do tego problemu. Czy naprawdę nie przeoczono jakiejś szans, jakiegoś sposobu?" Sneer stara sobie ten świat na nowo poukładać, co nie jest łatwe. Bije się z myślami i z tyłu głowy czuje, że coś jest nie tak, że taki koniec, taki obraz rzeczywistości jest niepełny, fałszywy.

Nie uznałbym zakończenia za pośpieszne, z jednego względu. Zajdlowi po prostu nie zostało nic do dodania. Mógł rozciągnąć Limes inferior o kolejne sto stron, na których Sneer stawia kolejne pytania i demaskuje następną rzeczywistość, co byłoby chyba trochę bezcelowe. Wątpliwości zostały zasiane i nie trzeba ich rozwiewać, ale żeby nie było tak prosto, Zajdel posłużył się Alicją, która gmatwa sprawę jeszcze bardziej. Co się tak naprawdę dzieje w końcówce? Czy rzeczywiście istnieje jakaś inna rzeczywistość, do której przenosi się Sneer? A może to od początku była maligna? Czy ktoś oprócz Sneera widział Alicję i potwierdzi jej istnienie? Oto co mówi ta tajemnicza kobieta: "To przejście do Świata, gdzie nie sięga ich moc". Czy interpretować ten świat jako realnie istniejące miejsce poza jurysdykcją władz Argolandu i obcych, czy może po Dickowsku, jako narkotykowe uniwersum pozwalające na chwilową ucieczkę od spraw doczesnych? Tym bardziej, że ostatnie zdanie tej powieści również mówi o problemie oddzielenia jawy od snu.

Staszek: Moim zdaniem Sneer nie podważa tego, co Rascalli powiedział mu o świecie przedstawionym. Myśli o nowych wyjściach z sytuacji – tutaj zgoda – ale wcześniej musiał zaakceptować niewiarygodną historię o przybyszach z kosmosu. Tak to widzę. Cóż, wychodzi na to, że sposób wprowadzenia obcych w finale oceniamy całkiem odmiennie. Niech będzie!

Pozostała jeszcze Alicja. Jeśli uznamy Argoland za metaforę ustroju PRL (co w przypadku fantastyki socjologicznej z reguły nie jest nadużyciem), to całość utworu można odczytać tak, że system chwieje się w posadach i tylko cud może ocalić żyjących w nim ludzi. Tym cudem jest właśnie to, co robi pod koniec powieści Alicja. (Skądinąd sam nie wymyśliłem tej interpretacji, ale nie pomnę, od kogo ją zapożyczyłem – może od Macieja Parowskiego?).

Zgodzimy się jednak pewnie, że nie byłoby dobrze sprowadzać Limes inferior do jednego odczytania.

Maciej: Z tą interpretacją polityczno-historyczną spotkałem się już wcześniej. Argoland jest tu odczytywany jako społeczeństwo PRL-u, a Rascalle przypomina kontrolera na usługach siły kierującej wszystkim z zewnątrz (Obcych-Moskwy). Wciąż jednak pozostaje pytanie: kim jest Alicja?

Niemniej te niedopowiedzenia, wielość interpretacji i mnogość domysłów, jakie można snuć na temat powieściowej rzeczywistości, sprawiają, że Limes inferior jest, w moim odczuciu, najlepszą książką Zajdla, co również zdaje się potwierdzać wyżej wspomniany Stanisław Lem. O ile w Paradyzji jakiś fragment systemu został nadwątlony, o tyle w Limes inferior bohaterowie i czytelnicy stają oko w oko z molochem, tak elastycznym, a zarazem tajemniczym i wielowarstwowym, że trudno go naruszyć.

Pomimo tych kilku spornych i niewyjaśnionych do końca kwestii zgodzimy się chyba co do tego, że mieliśmy do czynienia z kanoniczną powieścią polskiej science fiction i dobrze się stało, że tą dyskusją mogliśmy uhonorować 75 rocznicę urodzin Janusza A. Zajdla.

Staszek: Zgadzam się. To dobra pointa dla naszej rozmowy.