Karmazynowa korona - Cinda Williams Chima

Perła w koronie

Autor: Łukasz 'Salantor' Pilarski

Karmazynowa korona - Cinda Williams Chima
Pierwszy tom cyklu Siedem Królestw był tylko przyjemnym czytadłem, które nie wyróżniało się specjalnie pośród setek innych dostępnych na rynku. Jednak począwszy od tomu drugiego poziom serii zaczął niespodziewanie rosnąć, a Cinda Williams Chima udowodniła, że potrafi stworzyć interesującą historię i wypełnić ją bohaterami z krwi i kości. Tom czwarty jest godnym, choć niepozbawionym wad zwieńczeniem historii Hana Alistera i Raisy ana’Marianna.

_______________________


Królestwo Fells stoi na skraju upadku. Rozdarte przez zwalczające się wzajemnie, podzielone historycznymi zaszłościami i sprzecznymi interesami stronnictwa, z młodą, otoczoną przez skaczących sobie do gardeł doradców królową i osłabioną armią, musi stawić czoło zarówno zagrożeniom zewnętrznym, jak i tym czyhającym wewnątrz jego granic. Wszystko wskazuje na to, że jeśli czarownicy, mieszkańcy dolin oraz klany nie połączą sił, państwo upadnie.

Wiele historii, zwłaszcza fantasy, jest opartych na motywie nadchodzącej zagłady, jednak w Karmazynowej Koronie oddano go w sposób godny uznania. Podczas lektury czuć, że zagrożenie jest niemalże namacalne, gotowe spaść na głowy bohaterów w najmniej spodziewanym momencie. Że każdy spiskuje tutaj przeciwko wszystkim innym, prowadzi sekretne przygotowania, ma własne cele i metody na ich osiągnięcie. Świetnie poprowadzona intryga polityczno-społeczna z poprzedniego tomu została tutaj rozwinięta w sposób, który jednocześnie zaskakiwał (patrz chociażby motyw morderstw w Fellsmarchu, których wyjaśnienie jest jednym z ciekawszych zwrotów akcji w serii) i przykuwał do lektury, a zarazem tworzył fundament dla ewentualnego ciągu dalszego. Gdyby autorka zdecydowała się na nowy cykl, królestwo Fells dostarczyłoby jej dostatecznie dużo dobrego materiału.

Nieco gorzej prezentuje się akcja. Owszem, pędzi wartko przed siebie, praktycznie co rozdział dzieje się coś interesującego i zaskakującego, a sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, jednak nieco zbyt często pojawia się tu rozwiązanie typu deus ex machina. Także bohaterom niejednokrotnie zdarzyło się nagle wyciągnąć zza pazuchy przedmiot bądź informację, które natychmiast rozwiązywały dany problem. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby autorka wcześniej zasygnalizowała, że postać trzyma jakiegoś asa w rękawie. W czasie lektury natrafić można również na kilka niedopatrzeń w stylu: "Czym żywią się potwory od setek lat zamieszkujące starożytne, niemal nieodwiedzane grobowce?", gdzie przez brak szerszych wyjaśnień autorka skazuje czytelnika na gdybanie. Wątpliwości budzi również wielkość Fells. Zaprezentowana na początku mapa krainy – identyczna w każdym tomie – nie posiada skali, co w połączeniu z brakiem dokładniejszych informacji na temat czasu akcji (dzień bądź miesiąc) powoduje, że odległości, które wcześniej wydawały się znaczne, nagle drastycznie maleją, a teoretycznie duże królestwo można objechać ze wschodu na zachód w kilka dni.

Jednakże owe potknięcia z nawiązką wynagradza kreacja bohaterów. Wciąż są pełni życia, wyraziści i giną (albo znajdują się w sytuacji zagrożenia życia) tylko trochę rzadziej od postaci z Pieśni lodu i ognia, jeśli zaś już którejś zdarzy się umrzeć, to fakt ten nie pozostaje bez znaczenia dla dalszej historii. Problem pojawia się dopiero w momencie, gdy Chima powraca do wątków romansowych. Bywało, że relacje między bohaterami zmieniały się w kiepską telenowelę (…bo on kocha ją a ona jego, ale on nie może, a ona zaręczona z kimś innym, chociaż go nie chce, ale musi, bo inaczej…), a stan "kto z kim, jak i dlaczego" zmieniał się z rozdziału na rozdział, powodując małe zamieszanie. Kładzie się to cieniem na reszcie historii, gdzie postacie co rusz stawiane były przed wyjątkowo trudnymi decyzjami, czyniącymi ich przeżycia bardziej autentycznymi.

Od strony technicznej i językowej książce nie można wiele zarzucić. Duże, wyraźne litery układają się w poprawne gramatycznie zdania. Jedynie od czasu do czasu te ostatnie są nieco zbyt suche, wręcz szkolne, by już po chwili brzmieć zdecydowanie lepiej. Sprawia to wrażenie, jakby autorka pisała niektóre fragmenty w gorszej kondycji, potem robiła sobie przerwę i wracała do lepszego stylu, który uczynił z drugiego tomu tak pasjonującą lekturę. Choć można też się zastanawiać, czy to przypadkiem tłumaczka nie miała miejscami problemów z przekładem.

Podsumowując (bo cóż to za recenzja bez słowa "podsumowując!"): czytelnikom cyklu nie muszę polecać tej książki, pewnie już dawno mają ją na półce. Jeśli zaś ktoś dotąd nie miał z twórczością Chimy wiele wspólnego, to powinien dać jej szansę. Król demon był lekturą średnią, ale z każdym kolejnym tomem warsztat autorki oraz prezentowane przez nią pomysły ulegały poprawie, by osiągnąć szczyt przy okazji Karmazynowej korony. Dla fanów odrobinę sztampowego, ale wartościowego fantasy – pozycja obowiązkowa.