Jesień

Autor: Jan 'Johny' Pawlak

W autobusie nie było tłoku, wolnych miejsc siedzących niestety też nie. Starsza pani nie zamierzała stać, poprawiła swój beret i rozejrzała się czujnie. O, tam z przodu siedział młody człowiek. Postanowiła wziąć go "strategią frontalną": podeszła bliżej, bardzo blisko, stanęła tuż przy nim, niemal się o niego opierając. Młodzik bronił się dzielnie. Usiłowała złapać jego spojrzenie, lecz ten wykonał manewr unikowy - patrzył się w okno udając, że nie zauważa staruszki. Nie ustępował. Wezwała posiłki spoglądając na schludnie ubraną panią w średnim wieku. Ta, widząc biedną babulinkę o zmęczonych oczach, taszczącą jakiś ciężki pakunek, chrząknęła najpierw znacząco by po chwili wprost zadeklarować swoje poparcie dla sprawy:
- Chłopczyku nie wiesz, że starszym się ustępuje?
Chłopak skapitulował, rozejrzał się, zrobił minę jakby dopiero teraz zauważył staruszkę i zaproponował jej swoje miejsce.
- Proszę, proszę niech pani usiądzie.
- Dziękuje młody człowieku. - Uśmiechnęła się w duchu. Te metody prawie zawsze działały. Teraz mogła wygodnie wrócić do domu.

***

Weszła do swojego mieszkania i zamknęła drzwi na wszystkie spusty i łańcuch. Przywitała ją cisza. Zdjęła buty, płaszcz i beret, założyła pantofle, wzięła pakunek i udała się do największego pokoju. Położyła paczkę na starannie pościelonym łóżku. Westchnęła patrząc na stół, na którym znajdowały się poukładane różnego rodzaju leki. Będzie musiała je zażyć przed snem.

Najpierw jednak zrobiła sobie w kuchni lekką kolację - kilka kromek z masłem i białym serem. Lekarze kazali jej uważać na to, co je, a także brać mnóstwo różnych pigułek, syropów i innych substancji na wszelakie schorzenia, których z każdą wizytą przybywało coraz więcej.

Wróciła do pokoju i z największą niechęcią spełniła swój zdrowotny obowiązek. Zamyśliła się. W całym mieszkaniu było tak... pusto. Podeszła do paczki i rozpakowała ją. W środku był ścienny zegar z wahadłem. Czasomierz zrobiono z drewna pomalowanego na czerwono. Zarówno zwieńczenie jak i podstawę zdobiły motywy roślinne, chyba polnych maków. Podobno wszyscy jego poprzedni posiadacze byli milionerami, artystami, bądź szaleńcami (żadna z tych możliwości nie wykluczała pozostałych). Otrzymała go w spadku, po swojej przyjaciółce, malarce. Już tyle ukochanych przez nią osób odeszło. Młodzież spotyka się ze znajomymi na dyskotekach a starzy ludzie na cmentarzach. Miała ochotę z kimś o tym pomówić, w mieszkaniu jednak nikogo nie było. Zawieszając zegar zastanawiała się, czy nie zadzwonić jutro do swoich dzieci. To chyba nie jest dobry pomysł - pomyślała. Oni mają własne życie, własne sprawy. Poza tym, znów powiedzą, że użalam się nad sobą. Tak to już jest.

Nakręciła zegar, głośne tykanie wypełniło pokój. Usiadła na łóżku. Nie miała, co robić. Czytanie ją męczyło, a w telewizji nie było zbyt wielu interesujących ją programów. Jedynym jej zajęciem było zamartwianie się problemami rodzinnymi. Zaczęła wspominać przyjaciółkę. Posmutniała. Włączyła radio by posłuchać stacji, która jako jedyna, w jej mniemaniu, interesuje się starszymi ludźmi. Jednak właśnie nadawali serwis informacyjny a przerażające (jak zwykle) wiadomości, które w nim podano, nie podniosły jej na duchu. Zdenerwowana i przejęta tym, „co się w dzisiejszych czasach dzieje" szybko wyłączyła odbiornik.

Do ręki wzięła różaniec i zaczęła odmawiać pierwszą dziesiątkę. Skupienie się na znajomych słowach pomogło jej się uspokoić i zapomnieć o troskach. Melodia modlitwy wraz z tykaniem zegara ukołysały ją do snu.

***

Przyśnił jej się karzeł, czy jakiś skrzat. Niski człowieczek był kosmaty z dużymi bokobrodami a uszy miał szpiczaste. Z twarzy nie schodził mu złośliwy uśmieszek.
- Diaaabeł! - wrzasnęła staruszka.
- Gdzie? Gdzie! – Zakrzyczał spanikowany skrzat i jednym susem schował się pod łóżko. Babcia wyskoczyła z pościeli, chwyciła różaniec i "wycelowała" go w kryjówkę szatana.
- To pomyłka proszę pani - głos piekielnej istoty nie brzmiał jakoś szczególnie przerażająco. - Jestem tylko przewodnikiem w krainie snów i nie zadaję się z żadnymi podejrzanymi typami, wliczając w to demony.
- Więc ja śnię - zorientowała się staruszka.
- Tak jest - odpowiedział karzeł, który zaczął wyczołgiwać się spod łóżka - przecież takie stwory jak my mogą pojawić się tylko w snach - otrzepał swe ubranie z kurzu, ukłonił się lekko - proszę mi mówić Konstanty.
- Jadwiga.
- Bardzo mi miło. Tak, ekhm ekhm. Wiesz już, że śnisz, Jadwigo. A czy zdajesz sobie sprawę z tego, co to oznacza?
Za odpowiedź wystarczył jej zdziwiony wyraz twarzy.
- Tak myślałem. W snach wszystko jest możliwe a ja, jako przewodnik, pokażę ci to. - spojrzał na radio - założę się, że słuchasz TEJ rozgłośni. Już wiem gdzie pójdziemy. Uśmiechnął się.

***

Tej nocy w supermarkecie "Żuczek" wartę przy monitorach pełnił pan Boguś. Boguś był świetnie trzymającym się, jak na swoje lata, staruszkiem o siwych włosach i elegancko wystrzyżonej brodzie. Pracą w firmie ochroniarskiej dorabiał sobie do emerytury. Nie żeby łapał jakichś złodziei. Jego zadanie polegało na obserwowaniu sytuacji i naciśnięciu odpowiedniego guzika w krytycznym momencie. Potem miał się dzielnie zabarykadować w swym pokoiku i czekać na wsparcie.

Tymczasem, nic się nie działo. Nikt nie usiłował obrabować sklepu i Boguś mógł skupić całą swoją uwagę na układaniu pasjansa. Tak, karty są bardzo skuteczną bronią jeśli chcemy zabić czas.
Kładł trójkę trefl na czwórkę karo, kiedy spostrzegł, że nie jest sam. Tuż obok niego stała jakaś staruszka i karzeł. Jego ręka wystrzeliła w kierunku TEGO guzika, lecz skrzat chwycił go i wykręcił mu ramię.
- Tylko spokojnie - mruknął Konstanty - przyłącz się do naszej walki z tymi, co karzą pracować w niedziele.
- To jest tylko sen, więc nie ważne, co zrobimy, nie poniesiemy żadnych konsekwencji, a taka szalona akcja może być miłą odmianą od codziennej rutyny - zaczęła fachowo tłumaczyć Jadwiga.
Boguś spojrzał na kobietę, na karła nie miał możliwości nawet zerknąć. Cała ta sytuacja była tak absurdalna, że ta dwójka na pewno miała rację. To musiał być sen. Znów wypił za mało kawy.
- No dobra, co mi szkodzi. Na czym będzie polegać "walka"?
Skrzat uśmiechnął się. Puścił ochroniarza, wyłączył monitoring.
- Zrobimy, co tylko przyjdzie nam do głowy.

***

Najpierw zagrali w domino. Za klocki posłużyły półki sklepowe. Po odpowiednim ustawieniu wystarczyło pchnąć jedną i cała konstrukcja się kładła. Konstanty wydawał się być bardzo zadowolony z katastrofy.

Potem był wyścig wózków i wojna na jedzenie (pomarańcze tylko 1,99 za kilogram). Cała ta destrukcja i zniszczenie wydawały się najbardziej bawić skrzata. W międzyczasie Jadwiga i Boguś zaczęli ze sobą rozmawiać. Z początku szukali wspólnych tematów: ona opowiadała o swym ulubionym radiu, on o ulubionym glocku. Gdzieś tak pomiędzy biciem rekordu Guinessa w robieniu najdłuższego sznura ze skarpetek (para tylko 1,99) i tworzeniu orkiestry symfonicznej ze wszystkich dostępnych w sklepie budzików (tylko 19,99 sztuka), między dwojgiem obcych sobie dotąd ludzi zaczynała się tworzyć nić porozumienia. Zaś w czasie budowania lodowiska ze skórek po bananach (tylko 0,20 za skórkę) zaczęło im się wydawać, że znają się od zawsze. W końcu podziękowali Konstantemu za wspólne spotkanie i przeprosili go, mówiąc, że mają ochotę się trochę razem przejść, póki się nie obudzą. Biedny skrzat, musiał dokończyć robotę sam.

***

Jadwiga wstała o dziewiątej rano. Dawno się tak nie wyspała. Przeciągnęła się i z uśmiechem stwierdziła, że pamięta wszystko, co śniło jej się tej nocy. Popatrzyła w kierunku stolika. Pomyślała o lekach. No cóż, pora wracać do rzeczywistości. Poszła umyć zęby a potem wróciła do pokoju i pościeliła łóżko. Zaraz uda się do kuchni zrobić śniadanie. Spojrzała na zegar. A może by tak jednak zadzwonić do dzieci? Pomyślała. Tylko tak, spytać się, co u nich słychać... Zdarzyło się wam, że myśleliście o jakiejś bliskiej osobie i w tym samym momencie odezwał się telefon?
Dzyń dzyń, dzyń dzyń.
Szybko podniosła słuchawkę lekko łamiącym się głosem wypowiedziała znane wszystkim słowo "halo?".
Uśmiech zniknął z jej twarzy. To nie oni.
- Tak, przy telefonie.
- Nie, nie oglądałam wiadomości? Dlaczego? Kto mówi?
- Zaraz, zaraz. Jaki Boguś?