Imperialna Ziemia - Arthur C. Clarke

Odwaga przewidywania przyszłości

Autor: Rafał 'Capricornus' Śliwiak

Imperialna Ziemia - Arthur C. Clarke
Żadna inna literatura nie starzeje się tak szybko, jak technologiczna SF. No, może za wyjątkiem instrukcji obsługi urządzeń, które z dnia na dzień wychodzą z użycia. Jeśli weźmiemy pod uwagę obecne tempo postępu naukowo-technicznego, nie powinna nas dziwić awersja współczesnych twórców fantastyki do poważnych prób przewidywania przyszłości, nawet tej nieodległej. Pisarze po prostu obawiają się kompromitacji w oczach czytelników. A ta będzie miała miejsce, po pierwsze jeśli w ich książkach pojawią się zjawiska czy wynalazki, które już dziś funkcjonują, a oni, niestety, o nich nie wiedzieli. Po drugie zaś, jeśli powołają do życia sytuacje, procesy czy urządzenia, które za kilka lat zostaną bezlitośnie zweryfikowane przez rzeczywistość. W pierwszym przypadku wykażą się więc niegodną autora ″science″ ignorancją, w drugim – brakiem wyobraźni, który twórcy ″fiction″ nie przystoi. Dlatego też pisarze gremialnie uciekają od tych zagrożeń – jeśli nie w najbardziej oczywistym kierunku baśniowej, odrealnionej fantasy, to przynajmniej w podobną jej irracjonalność ukrytą pod szyldem New Weird.

Ta sytuacja we współczesnej fantastyce pozwala nam docenić odwagę i fantazję tych nielicznych twórców na dorobku, jak Stross czy Bacigalupi, którzy mają odwagę prognozować przyszłość naszego świata. A także śmiałość wizji starych mistrzów, takich jak Arthur C. Clarke, nie stroniących od proponowania futurystycznych rozwiązań w bez mała każdej dziedzinie ludzkiego życia i aktywności. I choć z czasem część z tych pomysłów rozminęła się z rzeczywistym rozwojem naszego świata, tchnie anachronizmem i bywa, że razi naiwnością, to całkiem sporo z nich okazało się nadzwyczaj trafnymi, a niektóre stały się nawet inspiracją i impulsem do poszukiwań dla kolejnych pokoleń naukowców i inżynierów. Te prawidłowości możemy zaobserwować podczas lektury Imperialnej Ziemi Clarke’a, wydanej właśnie w Polsce, a napisanej w 1975 r.

W przeważającej większości akcja powieści rozgrywa się w roku 2276. Jej bohaterem jest zaś Duncan Makenzie, reprezentujący trzecie pokolenie rodzinnej dynastii zarządzającej ludzką kolonią na Tytanie, największym księżycu Saturna. Chociaż w przypadku Makenzie’ch określenie ″rodzina″ może być mylące. Bowiem Duncan jest bowiem klonem starszego o 40 lat Colina, ten zaś – klonem starszego o kolejne kilkadziesiąt lat Malcolma. Genetycznie są więc tym samym człowiekiem, ale społecznie Duncan i Colin funkcjonują jako odpowiednio wnuk i syn ″oryginału″, czyli Malcolma. Korzystając z okazyjnego pobytu na Ziemi, Duncan ma zatroszczyć się o ″narodziny″ kolejnego klona, którego ″ojcem″ ma być właśnie on.

Nasza planeta oglądana oczami przybysza z zewnątrz jawi się jako zadziwiająca i pełna niespodzianek. A zachodzące na niej, najzwyklejsze z naszego punktu widzenia zjawiska czy procesy zyskują nowe znaczenia. Celem Clarke’a było bowiem pokazanie w nowym świetle tego, co jest oczywiste dla nas, ale nie dla kogoś, kto przybywa z innego świata. A także uwypuklenie zmian, jakie zaszły na Ziemi od lat 70. XX wieku do opisywanej przyszłości. Na przestrzeni dziejów zabieg ten często używany był przez futurologów, filozofów i publicystów, chcących naświetlić swoim współczesnym wady świata, w którym przyszło im żyć. Clarke wskazuje raczej na zalety: odwrót od rabunkowej gospodarki, przywracanie środowiska naturalnego do stanu sprzed epoki industrializacji, utrzymywanie populacji ludzkiej na stabilnym poziomie, powszechny dobrobyt i niwelację nierówności społecznych, brak wojen i agresji w polityce, w końcu – bezpieczne środki transportu.

Oddzielną kwestią są stosunki społeczne, obyczajowość, kontakty towarzyskie. Rzucony w ich wir Duncan, przybyły z ″dziczy″ pogranicza ludzkiej cywilizacji, odnajduje się z pewnym trudem. Ale pPo jakimś czasie zaczyna dostrzegać pozytywną stronę przyjętych na Ziemi rozwiązań. W tej kwestii Clarke okazuje się socjologicznym racjonalistą, wskazującym bohaterowi i czytelnikom korzyści płynące z odrzucenia absurdów współżycia społecznego, których źródło tkwi w przesądach, uprzedzeniach, hipokryzji i konwenansach. Nie znaczy to jednak, że postuluje jakiś relatywizm moralny. Wręcz przeciwnie – wierzy w przyrodzone dobro człowieka i uważa go za źródło moralności, istniejącej tym samym niezależnie od metafizycznego umocowania.

Na tle poruszanych przez pisarza problemów, kwestie nietrafionych prognoz dotyczących rozwoju niektórych dziedzin techniki jawią się jako mało ważne szczegóły, wzbudzające co najwyżej życzliwy uśmiech i przypominające nam, jak trudna jest futurologia. Cóż z tego, że u Clarke’a komunikatory to stacjonarne urządzenia o znacznych rozmiarach, a nie noszone w kieszeni komórki? Cóż z tego, że najwydajniejsze komputery mają mniej możliwości niż prosty laptop, a elektroniczny tłumacz zawiera ″aż dziesięć tysięcy słów″? To raczej kwestie ilościowe niż jakościowe – niedoszacowania mocy czy stopnia miniaturyzacji. Natomiast niezwykle trafnie przewidział Clarke procesy uzależniania różnych aspektów życia społecznego od technologii – od oferowanych przez nią możliwości komunikacji czy technik medycznych. Znakomitym przykładem, łączącym jedno z drugim, są tu operacje na odległość, wdrażane obecnie w różnych częściach globu.

Jak na rasową hard SF przystało, całe prognozowanie przyszłości w ″Imperialnej Ziemi″ podporządkowane zostało ścisłym założeniom naukowym. Pomimo tego bagażu intelektualnego, powieść czyta się szybko i z satysfakcją. Duża w tym zasługa ciekawie skonstruowanej intrygi, umiejętnego dozowania napięcia, pogłębienia psychologicznego postaci. W czasach, w których najlepiej sprzedaje się czarnowidztwo, za wielkie zalety książki należy uznać także to, że prezentuje pozytywną wizję przyszłości, tchnie wiarą w ludzkość, człowieka i człowieczeństwo. W związku z powyższym, lektura powieści Clarke’a łagodzi lęk przed przyszłością i budzi nadzieję, że przyszłość ta nie będzie rysować się wyłącznie w ciemnych barwach.

Podobnie jak w swoich innych powieściach, także w Imperialnej Ziemi brytyjski mistrz pokazuje się nam z jednej strony jako naukowy racjonalista, z drugiej zaś – jako romantyczny wizjoner, moralista i społeczny edukator. We wszystkich tych rolach sprawdza się co najmniej dobrze. A co najważniejsze, ma odwagę w każdej z tych ról wystąpić i zabrać głos. O jego wszechstronności najlepiej świadczy fakt, że oprócz licznych nagród branży SF, zyskał takie wyróżnienia, jak nominacje do Oscara, a szczególnie do Nagrody Nobla – i to zarówno w kategorii literackiej, jak i pokojowej. Który z dzisiejszych pisarzy fantastów będzie w stanie powtórzyć te osiągnięcia?