Gra Endera - Orson Scott Card

Chłopczyk w świecie robali

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Gra Endera - Orson Scott Card
Pewnego dnia Ender Wiggin traci coś, co do tej pory zapewniało mu życie pozbawione strachu: czujnik, który wszczepili mu ludzie z Floty, aby sprawdzić, czy nadaje się na przyszłego dowódcę. Wszystko wskazuje na to, że się nie sprawdził. Czeka go więc ciężka przeprawa z nieprzyjaźnie nastawionymi chłopcami ze szkoły. A w domu już czyha najgorszy koszmar Endera – jego brat, Peter.

Śmiem twierdzić, że Gra Endera to najlepsza powieść fantastyczna o dorastaniu, jaka została napisana. Dla nas, ludzi z XXI wieku, śmieszne może być tutaj wszystko: język napędzany przez gwarę uczniowską, która dawno przeszła do lamusa, ekstrapolacja archaicznej sytuacji geopolitycznej, świat wypchany sprzętem, jaki nikogo dzisiaj nie szokuje. Ale jedna rzecz się nie zestarzała: historia małego chłopca, od którego każdy wciąż czegoś wymaga, którego cały czas ktoś dręczy, który nie radzi sobie z własnym życiem, a musi odpowiadać za innych, wciąż wzrusza z taką samą siłą, jak pięć czy dziesięć lat temu. Card zdaje się zajmować różnymi sprawami: przedstawia ziemskie gry polityczne, ukazuje działania Floty, próbuje wmówić czytelnikowi, że najważniejsza jest misja Endera. Każdy, kto zna powieść, wie jednak, że to tak naprawdę sprawy drugoplanowe. Najważniejszy jest tu ten malutki chłopiec, któremu postawiono zabójcze wymagania.

Nie można odmówić uroku także fabule powieści. Większość elementów świata przedstawionego trochę się zestarzała, ale sedno pozostało aktualne. Szkolenie Endera wciąż fascynuje; nie wiem ile razy czytałem Grę..., lecz mogę z pewnością stwierdzić, że wywołuje ona u mnie zawsze takie same emocje. Walki treningowe, dowodzenie armią i bitwy w Szkole Bojowej niesamowicie wciągają. Wydarzenia nie tracą przy tym na autentyczności, niosą ze sobą prawdziwe emocje.. Od samego początku kibicowałem Enderowi, razem z nim przeżywałem chwile zwątpienia, oburzałem się na dowódców rzucających mu kłody pod nogi, w końcówce byłem równie zmieszany jak on. Zresztą w epilogu Gry Endera intryguje mnie więcej spraw: mistrzostwo, z jakim Card otworzył sobie drzwi do Mówcy Umarłych (młodzi autorzy wielotomowych sag powinni się od niego uczyć!) i to, z jakim wyczuciem stworzył fragmenty, które nadają całej powieści trochę inny odcień. Mogę stwierdzić: fabuła, tak jak i drugie dno tekstu, nie zestarzały się ani o jotę.

Czy stało się to z bohaterami? Może mali chłopcy ze Szkoły Bojowej już nie są tak intrygujący? Wydaje mi się, że i tu nie nastąpiła zbyt duża zmiana. Sam Ender wykreowany jest wzorcowo i od dawna uwielbiam spędzać z nim czas. Można dywagować, czy Card nie przesadził z ogromnym przyspieszeniem jego rozwoju, ale to tak naprawdę nie ma znaczenia, bo motyw dorastania wykorzystany jest idealnie. Podobnie jest z rodzeństwem naszego bohatera: Peter wciąż przeraża i fascynuje (przede wszystkim dzięki okrutnym scenom z czasów po wyprowadzce Endera), a Valentine wzrusza swą nieustającą miłością. Najbardziej zawiódł mnie Bonzo, który tym razem wydał mi się tylko papierową przeszkodą na drodze Endera. Poza tym jednak, wciąż jestem urzeczony.

Nie da się ukryć, że jest jedna rzecz, która traci na wartości z każdym kolejnym dniem. Widać wyraźnie, jak bardzo zestarzał się język powieści. Gwara uczniowska, która przecież zmienia się z miesiąca na miesiąc, tutaj jest wręcz antyczna: nie dodaje scenom autentyczności, czyni je wręcz z lekka komicznymi. Na początku myślałem, że może łatwo będzie się przestawić, ale nie zdołałem tego zrobić do końca lektury: za każdym razem "pierdziel" wywoływał uśmiech politowania na moich ustach. Ale to jasna konsekwencja tego co wybrał Card: świadomie nawiązał do potocznej mowy i to mu się chwali. Świat młodocianych geniuszów staje się dzięki temu dużo bliższy.

Z recenzenckiego obowiązku wypada wspomnieć o Chłopcu z Polski, czyli opowiadaniu, które jest krótką historią Jana Pawła Wieczorka, ojca Endera. Dla każdego fana Gry... będzie to z pewnością warta przeczytania ciekawostka, dla całej reszty może stać się intrygującym prologiem. Szkoda, że wydawca nie postanowił umieścić tekstu na początku książki – polecam najpierw zapoznać się z opowiadaniem, dopiero potem z właściwą powieścią.

Gra Endera to jedno ze szczytowych osiągnięć literatury fantastycznej. Orson Scott Card stworzył tekst ponadczasowy, który dzisiaj jest równie fascynujący, jak ćwierć wieku temu. Każdemu, kto jeszcze nie zapoznał się z tym majstersztykiem, wydawnictwo Prószyński daje świetną okazję na poprawę – zróbcie to, bo będziecie żałować.