Poniżej zamieszczamy obie wypowiedzi redaktora F&SF:
"Jesteśmy, jesteśmy, ale potwornie zapracowani i przemęczeni – przynajmniej ja − więc z ożywianiem może być krucho. Ale spróbuję… Ostatni miesiąc upłynął mi na niemal ciągłym przemieszczaniu się, czego, podobnie jak Claude Lévi-Strauss (pamiętacie pierwsze zdanie ze Smutku tropików?) nie znoszę, ale czego to nie robi się dla Was, Kochani Czytelnicy, żeby, choćby i wyciskając z siebie ostatnie poty, zapewnić Wam takie atrakcje, jakich nie znajdziecie w żadnym innym czasopiśmie poświęconym fantastyce w Polsce! W czerwcu wybrałem się do prześlicznego Worcester (dwie i pół godzinki z Paddington), żeby spotkać się z Ianem R. MacLeodem i zrobić wywiad – w moim odczuciu wyszedł znakomicie. Mamy niezwykłe opowiadanie od Iana (ukazało się w bieżącym numerze F&SF w oryginale), który pisze już dla nas kolejne! Natomiast wczoraj, po sześciu godzinach jazdy, wróciłem z Readerconu – od lat mojej ulubionej imprezy literackiej – z którego przywożę tyle świetnych wiadomości, że aż się zastanawiam, czy podawać je tu wszystkie naraz… Nie, chyba nie, więc na początek tylko połowa atrakcji: zrobiłem wywiad z Michaelem Swanwickiem, który będzie gwiazdą pierwszego numeru przyszłorocznego, Catherynne M. Valente oraz naszym ukochanym redaktorem naczelnym i spiritus movens całego przedsięwzięcia, jakim jest F&SF, Gordonem Van Gelderem. Przy tym zarówno Michael, jak i Cat wyrazili chęć przyjazdu do Polski i wzięcia udziału w naszych spotkaniach literackich, które, o ile mi wiadomo, są w tej chwili bezdomne… Mało? Moje zaproszenie przyjęli również Ted Chiang i Paolo Bacigalupi! Cieszycie się? To świetnie, ale lepiej zabierzcie się razem z nami za szukanie sponsorów strategicznych, którzy pomogą nam przetrzymać to wszystko finansowo. No i myślcie o nowym miejscu na spotkania, bo nie jestem pewien, czy uda nam się pozyskać CSW od nowego sezonu, czyli od października."
"Wszystkim zaniepokojonym brakiem drugiego numeru postaram się przedstawić sytuację w kilku słowach. Praca nad czasopismem, która często przeciąga się głównie ze względów jakościowych, co już wyjaśniał Wam Paweł, to jedno, ale polska biurokracja to zupełnie inna – nieprzyjemna, frustrująca, napawająca pesymizmem − historia. Od pewnego czasu usiłujemy pozyskać jeszcze jednego dystrybutora, ażeby czasopismo było dostępne wszędzie tam, gdzie nie ma EMPiKów. Niestety, owa powszechnie znana instytucja mnoży trudności, stawia kolejne wymagania, nakręca spiralę absurdu znaną starszym Czytelnikom z przeszłości, młodszym choćby z filmów Barei. W tej chwili sytuacja wygląda tak, że czekamy na pewien dokument, który, przynajmniej teoretycznie, pozwoli nam podpisać umowę z dystrybutorem, otrzymać specjalny numerek, który Rafał naniesie na okładkę i dopiero będziemy mogli przesłać numer do druku, ponieważ bez owego numerka się nie da – takie są wymogi dystrybutora… Nie podoba Wam się to? Nam też nie. Ale na razie możemy co najwyżej nadstawić drugi policzek i czekać. Wszystko powinno wyjaśnić się lada dzień. Jeśli dystrybutor dalej będzie rzucał kłody pod nogi, rezygnujemy i wysyłamy pismo do druku…"