» Recenzje » Endymion

Endymion

Endymion
Hyperion Dana Simmonsa był, nie bójmy się mocnych słów, powieścią wybitną. Upadek Hyperiona, chociaż nieco słabszy, wciąż zapewniał doskonałą rozrywkę, nawet jeśli nie wszystkie dręczące czytelników pytania doczekały się odpowiedzi. Jak się jednak okazuje, czasem lepiej jest zakończyć historię z garścią niedopowiedzeń niż kontynuować ją na siłę, czego przykładem jest niedawno wznowiony przez Maga Endymion.

Trzysta lat po opisanym w tomie drugim upadku Hegemonii galaktyką rządzi Kościół Katolicki, który zdobył niemal pełną władzę nad sercami i umysłami ludzi po ofiarowaniu im zapewniających nieśmiertelność Krzyżokształtów. Dostojnicy boją się jednak jej odebrania przez Eneę, córkę Brawne Lamii i cybryda Johnny'ego, która ma stać się nowym mesjaszem ludzkości. W pościg za dziewczynką ruszają więc kosmiczne floty należące do Paxu, zbrojnego ramienia Kościoła. Z kolei za jej ochronę odpowiadają jedynie pewien znany już czytelnikom android oraz Raul Endymion, dwudziestoparoletni myśliwy uratowany przed egzekucją i zatrudniony do obrony Enei przez poetę Martina Silenusa. Wspólna podróż zaprowadzi ich w opuszczone i niebezpieczne zakątki kosmosu, a ich śladem cały czas będą podążać nie tylko żołnierze Paxu, ale też sam Dzierzba, którego nie wiążą już granice Hyperiona...

Endymion jest powieścią inną pod niemal każdym względem od poprzedniczek – o ile wcześniej mieliśmy do czynienia z wielowątkową historią poświęconą grupie bohaterów o różnych motywacjach i pełną intrygujących czytelnika zagadek, tak tutaj Simmons postawił na zdecydowanie prostszą opowieść, tak pod względem występujących w niej postaci, jak i stopnia nagromadzenia wątków. Raul, Enea i A. Bettik wędrują od planety do planety, a Ojciec Kapitan de Soya podejmuje kolejne próby pochwycenia ich, co stanowi głównie pretekst do zaprezentowania kolejnych odwiedzanych przez nich światów. Nie uświadczymy tu zbyt wielu zwrotów akcji, a sama intryga okazuje się być dość przewidywalna, w efekcie czego powieść Simmonsa czyta się zauważalnie gorzej od poprzednich tomów cyklu. Drażnić może też fakt, że nasi bohaterowie wychodzą z kolejnych opresji głównie dzięki szczęściu lub nieprawdopodobnych zbiegom okoliczności, zamiast autentycznie zapracować na swe sukcesy – a rozwiązania typu deus ex machina irytują zawsze. Dobrze przynajmniej, że pomimo okazjonalnych, nic nie wnoszących rozdziałów, dzięki sprawnemu pióru pisarza książkę wciąż czyta się względnie bezboleśnie, nawet jeśli nie zaszkodziłoby jej w żaden sposób odchudzenie o jedną trzecią.

Najbardziej martwi jednak to, że zamiast fascynujących postaci znanych z Hyperiona, tym razem otrzymujemy do bólu przeciętną obsadę, z której członkami ciężko jest się czytelnikom zżyć. Raul Endymion jest niegłupim i zaradnym, ale jednak mimo wszystko nieciekawym z osobowości mięśniakiem, jak gdyby Simmons dla odmiany próbował napisać protagonistę, z którym łatwo jest się utożsamić – niestety, mało kto będzie miał na to ochotę patrząc na to, jak niewiele jest w nim głębi i charyzmy. Enea z kolei stanowi niestety zbyt często spotykany w literaturze przykład dziecka/młodej nastolatki, która zachowuje się i wygłasza kwestie, jakie nigdy nie padłyby z ust nikogo w jej wieku. W założeniu pewnie miała być dowcipna i czarująca, ale tak naprawdę jest przede wszystkim irytująca, a co gorsza, wszystko przychodzi jej tak naprawdę bez wysiłku. O towarzyszącym im A. Bettiku nic tak naprawdę nie da się z kolei powiedzieć – jest wiecznie poważny i chętny do pomocy, ale to by było na tyle, w związku z czym można się zastanawiać, czemu w ogóle został wprowadzony do intrygi.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jedyną naprawdę interesującą postacią jest dowodzący niewielkim oddziałem Federico de Soya, który w przeciwieństwie do opisanych wyżej protagonistów zmaga się tak z przeciwnościami losu, jak i własnymi wątpliwościami dotyczącymi wykonywanej przez niego misji. Co więcej, w rozdziałach mu poświęconych mamy okazję przyjrzeć się trochę bliżej futurystycznemu społeczeństwu rządzonemu przez Kościół, co jest jednym z niewielu faktycznie interesujących wątków wprowadzonych w Endymionie – nie będzie przesadą stwierdzenie, że do kontynuowana lektury pchała mnie przede wszystkich chęć poczytania o jego dalszych losach, podczas gdy Raul i Enea byli mi raczej obojętni.

Zakończenie powieści dobrze podsumowuje jej całość – niby jest dramatyzm, postacie docierają do celu, ale emocje z tym związane są tak naprawdę znikome. Endymion nie jest powieścią złą, ale biorąc pod uwagę dorobek autora, nawet przeciętność stanowi niezaprzeczalną porażkę, co boli tym bardziej, gdy przypomnimy sobie, jak świetne były poprzednie tomy. Nie ulega wątpliwości, że w przedstawionym tu świecie dałoby się opowiedzieć interesującą historię, ale ta wybrana przez pisarza zwyczajnie nie jest w stanie wciągnąć w stopniu choćby zbliżonym do Hyperiona. Ciężko powiedzieć, czy wieńczący serię Triumf Endymiona odkupi winy poprzedniczki, ale jeśli akcja i bohaterowie będą stali na podobnym jak tu poziomie, to nie nastawiałbym się na znaczący wzrost jakości.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
9.25
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Endymion
Autor: Dan Simmon
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Wydawca: MAG
Data wydania: 31 stycznia 2018
Liczba stron: 640
Oprawa: twarda
Seria wydawnicza: Artefakty
ISBN-13: 978-83-7480-900-9
Cena: 49 zł



Czytaj również

Triumf Endymiona
Triumfu brak
- recenzja
Hyperion
Pielgrzymka ku nieznanemu
- recenzja
Hyperion
A czy ty chciałbyś spotkać Dzierzbę?
- recenzja
Hyperion
- fragment
Triumf Endymiona - Dan Simmons
Ostatnia pielgrzymka – bez rewelacji
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.