» » Endgame. Wezwanie

Endgame. Wezwanie


wersja do druku

Pozostańmy przy „end”

Redakcja: Karolina 'Isadora' Małkiewicz, Tomasz 'Asthariel' Lisek, Matylda 'Melanto' Zatorska

Endgame. Wezwanie
Żyjemy w czasach, w których sprzedać da się dosłownie wszystko – wystarczy tylko odpowiedni marketing. Tą prawdą kierował się najwyraźniej James Frey, autor dość „głośnej” Endgame. Książce towarzyszy bardzo szeroko zakrojona akcja promocyjna z atrakcyjną nagrodą czekającą na śmiałka, który rozwiąże zagadkę według podanych w fabule wskazówek. Brzmi niczym literacka wersja Wyścigu szczurów? W teorii owszem.

Rozpocząć trzeba od fabuły, a ta – jak na „porządną” fantastyczną powieść młodzieżową przystało – jest… niespecjalna. Opowieść zaczyna się w stylu hitchockowskim, od uderzenia kilkunastu meteorytów w miejsca, gdzie aktualnie przebywa kilkunastu konkretnych nastolatków, graczy w tajemniczym, tytułowym Endgame – ta pozorna oznaka zagłady jest dla nich sygnałem, że wyzwanie się rozpoczęło, a oni muszą wziąć w nim udział, nawet jeśli nie jest im to w smak. Potem zaś mamy do czynienia z tym, co czytelnicy zdołali poznać w Igrzyskach śmierci i dziesiątkach ich mniej lub bardziej udanych kopii – trupy, bardzo dużo trupów.

Z początku nie bardzo wiadomo, czym jest tajemnicze Endgame – z lakonicznych wypowiedzi bohaterów wynika, że członkowie poszczególnych Rodów (czyli rodzin) są szkoleni od pokoleń w celu wzięcia w nim udziału, zaś po przekroczeniu pewnego wieku, tuż przed dwudziestką, wypadają z „puli” bohaterów. Jak to często w podobnych przedsięwzięciach bywa, zwycięzca może być tylko jeden – a że pretendentów jest kilkunastu, trzeba będzie je wydrzeć siłą.

Gwoździem do trumny są bohaterowie – z pozoru zwyczajni nastolatkowie. Pomińmy fakt, że są to istoty tak głupie i płytkie, że nawet niezbyt wymagający czytelnik będzie zgrzytać zębami – znacznie gorsze jest ich przeznaczenie w kontekście opowieści. Dziewczyna w typie szkolnego prymusa potrafiąca jednocześnie krzesać ogień za pomocą lodu (?!), jak i mordować dzikie, oszalałe z głodu bestie gołymi rękoma? To tylko jeden z przykładów na to, z kim mierzyć będą się musieli odbiorcy. A podobnych „cudów” znaleźć można w Endgame jeszcze przynajmniej kilka. Wszystko to zaś podane jest z typową dla tego gatunku naiwnością i płytkością. Jakby jednak tego było mało, w powieści są setki, jeśli nie tysiące miejsc, w których mogą kryć się potencjalne wskazówki do rozwiązania zagadki prowadzącej do trzech milionów dolarów. No właśnie…

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Po pierwsze – skład i łamanie tekstu. Wydawca na samym początku uprzedza, że brak wcięć akapitowych może (lecz nie musi) być drogą do rozwiązania łamigłówki i został wymuszony przez wydawcę oryginału. Sęk w tym, że nawet jeśli w tak nietypowym (i niepraktycznym) układzie tekstu kryją się jakiekolwiek zagadki, to bardzo mocno utrudnia on lekturę – zbity, niewyjustowany tekst nie jest tym, co można znosić przez kilkaset stron. To jednak i tak małe piwo w porównaniu do innych aspektów Endgame.

Dane liczbowe podane z dokładnością do kilku miejsc po przecinku, szyfry, kody i podobne „gierki” z czytelnikiem – niby to wszystko ma na celu dać odbiorcy wskazówki dotyczące dalszych kroków łamigłówki. Problem jednak w tym, że bardzo mocno przeszkadzają one w lekturze, a na dodatek występuje ich tak wiele i  zostały tak chaotycznie porozrzucane, że prawdziwego konia z rzędem zwycięzcy projektu. Szkoda jednak, że jakość Wezwania jest tak marna, że chyba tylko miłośnicy części pierwszej sięgną po pozostałe dwa tomy trylogii, by męczyć szare komórki w poszukiwaniu wskazówek.

Nie ma się co oszukiwać – Endgame to może i ciekawy pomysł na połączenie literatury z „rozgrywką” znaną w trochę bardziej komediowej wersji ze wspomnianego wcześniej Wyścigu szczurów. Jednak dla miłośników dobrej fantastyki jest to ordynarny, o ironio, skok na kasę – fabuła niemalże w całości składająca się z doskonale znanych schematów nie oferuje zupełnie nic nowego, a obrazu nędzy i rozpaczy dopełniają żenująco źle wykreowani bohaterowie. Cóż, jeśli ktoś ma czas i pieniądze, by rozpocząć walkę o trzy miliony zielonych, to zakup Endgame może być dobrym pomysłem – jednak wszyscy inni (czyli ogromna większość) mogą spokojnie darować sobie zakup recenzowanej powieści. Bo nawet jakość wydania nie przemawia za tym krokiem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
3.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Endgame. Wezwanie
Autor: James Frey i Nils Johanson-Shelton
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Sine Qua Non
Data wydania: 7 października 2014
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka
Cena: 36,90 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.