» Wieści » Elfy i ludzie - już w tym tygodniu

Elfy i ludzie - już w tym tygodniu

|

Autor: Tomasz Piątek
Tytuł: Elfy i ludzie (Ukochani Poddani Cesarza, T.3)

ISBN: 83-89595-11-7
Ilustracja na okładce: Łukasz Kotliński
Liczba stron: 176
Cena: 19,50 zł
Rozmiar: 125x185 mm

O książce:

Po Żmijach i kretach, po Szczurach i rekinach, przychodzi czas na prawdziwe bestie. Elfy i ludzie. Ostatni tom sagi Ukochani Poddani Cesarza. I ostatnia szansa, aby dowiedzieć się, co się stało z rudowłosą złodziejką Jongą, z tchórzliwym generałem Tundu Embroja, z pięknym majorem Hengistem... i z samym Cesarzem. Czy opowieść, która dzieje się w świecie gorszym niż nasz, może skończyć się dobrze? Ukochani poddani Cesarza znajdują się w Rombie, gdzie torturowane są nawet rośliny, a cierpienia fizyczne i psychiczne są tak misternie kombinowane, aby połączyły się w doskonałą jedność. Tymczasem grupa gotowych na wszystko krasnoludów przekrada się do stolicy, aby zgładzić Cesarza. Ktoś musi ponieść karę za męczarnie wszystkich istot... Ale kto, jeśli to wszystkie istoty są winne?

O Autorze:

Pisarz, publicysta i lingwista. Autor bestsellerowych powieści Heroina, Kilka nocy poza domem, Żmije i krety oraz Bagno.

W swoim życiu zaliczył takie funkcje, stanowiska i posady, jak: bramkarz w warszawskim kinie Iluzjon, pilot grup włoskich pielgrzymów przybywających do Częstochowy, asystent reżysera telewizyjnego dla telewizji RAI, tłumacz więzienny i sądowy w mediolańskim Pałacu Sprawiedliwości, asystent adwokata w kancelarii prawniczej Risotti, dyrektor programowy Instytutu Sztuki Filmowej i Technik Audiowizualnych w Bałtyckiej Wyższej Szkole Humanistycznej w Koszalinie, psycholingwista odczytujący cechy charakteru osób publicznych podczas występów na żywo w talk-show na antenie Canal +, wieloletni copywriter w agencjach reklamowych, dyrektor literacki kanału TV kablowej Kino Polska, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika NEON.


Fragment powieści:

Agni usłyszał dyszenie i poczuł zapach Waruny. Waruna pocił się silniej niż inne krasnoludy, może dlatego że dostawał specjalny, kierowniczy przydział piwa.

- Wstawaj, Agni - syknął.

- Co się dzieje?

- Cicho... Idziemy.

Szli korytarzem, mijając chrapiące pod ścianą krasnoludy. Strumień-rynsztok cuchnął moczem. Przydział piwa, jakie dostawały pozostałe krasnoludy, też nie był mały.

Po kilkuset krokach skręcili w lewo, potem wykutymi w skale schodami wdrapali się pod górę. Znaleźli się w jaskini o dnie pokrytym masą zardzewiałego żelastwa. Agni zorientował się, że to łańcuchy i kajdany, ale nawet nie pytał, skąd się tutaj wzięły.

Pod jedną ze ścian stała drabina. Waruna wspiął się po niej do małego otworu, w którym następnie zniknął. Agni podążył jego śladem.

Znowu byli w ciasnym i wąskim korytarzu. Wreszcie dotarli do dużego głazu. Wydawało się, że nic go nie ruszy z miejsca, Waruna jednak podważył go leciutko oskardem i głazisko osunęło się w bok, odsłaniając małe żelazne drzwi. Krasnolud otworzył je straszliwie skrzypiącym kluczem i wprowadził Agniego do ceglanej, cembrowanej piwnicy.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał szeptem Agni.

- W miejscu, gdzie można spokojnie porozmawiać - odpowiedział Waruna - Dostałem wiadomość od króla. Zostałem oficjalnie mianowany Lajaradżą Mahapuru.

- Gratulacje.

- Chuj z gratulacjami. To znaczy, że dopuszczono mnie do planów Skandy. Mam wyznaczyć specjalne komando przeznaczone do najważniejszego zadania. Mam je wyznaczyć spośród naszych chłopców.

- Dlaczego spośród naszych?

- Bo naszą grupę uznano za najlepszą. Udało nam się oficjalnie zbuntować i pozostać bez kary. To jedyny taki przypadek w całym Cesarstwie.

- A pozostałe grupy?

- Pozostałe grupy się ukrywają i nikt nie wie o ich istnieniu, może poza paroma elfami.

- To niedobrze, że te miękkie fiutki wiedzą.

- Ale nawet one nie wiedzą, jak się do nich dostać. A my zrobiliśmy inaczej niż wszyscy. Pokazaliśmy Cesarzowi gołą dupę i powiedzieliśmy: o, tu na kant możesz nam wskoczyć.

- Żeby nie wskoczył.

- Nie wskoczy i ty się do tego przyczynisz, kochany. Postanowiłem wyznaczyć cię na dowódcę komanda.

- Mnie? Ja zawsze zajmowałem się pracą biurową...

- Właśnie dlatego. Znasz się na mapach, wiesz, gdzie są jakie drogi, skąd idą jakie transporty, gdzie można się schować między beczkami ze śledziami. A poza tym, ty jesteś tutaj najinteligentniejszy.

- Dziękuję.

- To znaczy, nie licząc mnie.

- Na czym polega zadanie?

- Trzeba zniszczyć Romb.

- Co?!

- Trzeba podkopać się pod Romb i zburzyć fundamenty tak, żeby wszystko się zawaliło. Ale nie martw się, jeśli chodzi o robotę kopalnianą... I o mokrą robotę... Dam ci paru fajnych chłopaków.

***

Fajne chłopaki nazywały się Yudi, Ardżu, Bima, Naku i Saha. Kiedy wyleźli na powierzchnię, można było się przekonać, że reprezentują wszystkie spotykane wśród krasnoludów odcienie karnacji i koloru włosów. Yudi był rudy i piegowaty. Ardżu miał jasne włosy, jasną skórę i ogromny, krzywy nos. Naku i Saha byli ciemnymi blondynami o szarawej, przyćmionej cerze, charakterystycznej dla krasnoludów, które długo pracowały w kopalni węgla i którym drobiny miału wżarły się w skórę. Bima miałlinebreak włosy czarne i kręcone, które od potu i łoju skręcały mu się w śmieszne, sterczące warkoczyki. Twarz miał czarnobrunatną, jak wszystkie krasnoludy z południa, nos płaski, białka oczu i zęby jasne jak mleko. W kopalni nawet najbystrzejsze krasnoludy z trudem go dostrzegały, jeśli zamknął oczy i usta. Doskonale powinien wtapiać się w noc, co Agni postanowił przy najbliższej okazji wykorzystać.

Wyleźli na powierzchnię poprzez studnię. Dokopali się do niej, ryjąc pod opuszczoną górniczą wioską, której mieszkańcy zostali wszyscy zjedzeni. Zaczepili o brzeg cembrowiny drabinkę z hakami. Agni wylazł pierwszy, żeby się rozejrzeć.

- Dobra - syknął w dół. - To chyba ta wioska. Nikogo nie widać. Idę.

- Jakby cię przyaresztowali, to kwiknij albo co... - zaproponował Bima. - Żebyśmy wiedzieli.

Agni nie kwiknął i cała reszta powoli zaczęła gramolić się pod górę. Ich oczom ukazały się typowe chłopsko-górnicze chatki, okrągłe, z wysokimi, sterczącymi w górę, stożkowatymi dachami, trzy razy wyższymi od samego pomieszczenia mieszkalnego. Takie dachy, specjalnie wzmocnione, stanowiły jedyną ochronę przed gradem. W tym górskim regionie grad zdarzał się często, i to o wiele intensywniejszy niż na równinach. Najgorsza była wielkość i kształt ziaren - praktycznie rzecz biorąc, były to prawie sople.

Agni ostrożnie zajrzał do jednej z chat. W środku, jak to u górników-ludzi, nie dostrzegł prawie żadnych mebli. Zamiast stołu przez środek chałupy biegła belka, mniej więcej na wysokości ludzkiej piersi, umocowana oboma końcami w przeciwległych ścianach. Wyraźnie dzieliła pomieszczenie na dwie części. Na belce górnicy stawiali jedzenie i pożywiali się na stojąco. Nawet teraz leżało na niej kilka pociemniałych ze starości ludzkich kości. Mimo że obgryzano je zapewne bardzo dawno, widać było jeszcze ślady szczęk. Ci, co te kości jedli, musieli być bardzo głodni i wgryzali się, jak mogli, choć wielu zębów pewnie nie mieli.

Na klepisku leżało coś, co z wyglądu przypominało brunatne naleśniczki. Były to ludzkie gówna w najwyższym stopniu rozkładu i wyschnięcia. Kiedy gówno leży w sprzyjających warunkach, po tygodniu jest puste w środku, mimo że nadal zachowuje swoją zewnętrzną formę. Po dwóch tygodniach zapada się w sobie i staje płaskie. Po miesiącu znika, a właściwie zaczyna istnieć rozpuszczone w otaczającej je materii. Bo tak naprawdę w przyrodzie nic nie znika, zmienia się tylko stan skupienia.

Gówna nie mogły pochodzić od mieszkańców wioski. Ci zostali zjedzeni najpóźniej przed rokiem. Ktoś musiał tu srać przed trzema tygodniami. Z rzadka, bo z rzadka, ale jednak...

Ludzie tu chodzili.

- Spadamy stąd - syknął Agni. - W środku są gówna!

- I co, tak się ich przestraszyłeś? Gówna nie gryzą - zarechotał Bima.

- Cicho! - powiedział Yudi. - Spadamy. Gówna to ludzie.

- A ludzie to gówna - dodał cicho Bima.

Kiedy znaleźli się w jakichś bezpiecznych zaroślach - bezpiecznych, bo straszliwie cuchnących, tak bardzo, że krasnoludy ledwo wytrzymywały, a człowiek na pewno nie dałby rady - Ardżu zwrócił się po cichu do Agniego:

- Masz u mnie... Ue, co za syf... Masz u mnie plusa za orientację.

- A trzy plusy to wpierdol - dodał Bima.

- Zamknij się. Waruna mówił nam, kche, kche... Że zajmowałeś się zawsze pracą biurową. Nie myślałem, że będziesz miał taką szybką orientację w tej chacie, z tymi gównami.

- Bo on pewnie gówna księgował!

- Zamknij się, Bima, kche, kche... Chodziłeś kiedyś w terenie?

- Byłem przez sto lat... ech... najemnikiem, jak każdy.

- Jak każdy za dawnych czasów.

- Dawnych? A ile to lat sobie liczycie?

- Cztery... i pół tysiąca - wykaszlał Yudi.

- Trzy tysiące... I siedem miesięcy - wydusił z siebie Ardżu.

- Trzy i pół... tysiąca - Bima otarł oczy, załzawione nie wiadomo czy od rechotu, czy od smrodu.

- Trzy tysiące pięć! - kichnęli równocześnie Naku i Saha.

- No tak. Ja mam jakieś czterdzieści tysięcy - powiedział Agni.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.